"Polska wygrała kampanię prezydencką USA"
- Polska została wywindowana na taki poziom, na jakim nie znajdowała się jeszcze nigdy, nawet w 1989 roku - uważa europoseł PO, Paweł Zalewski. A wszystko za sprawą Mitta Romneya.
Mitt Romney czy Barack Obama? Kto powinien zostać prezydentem USA, by Polska mogła więcej zyskać? - Odpowiedź wiąże się ze zbyt dużymi uproszczeniami, ale jeśli ktoś słuchał dzisiejszego wspaniałego wystąpienia Romneya, to nie ma wątpliwości, że Polska już wygrała w kampanii prezydenckiej Stanów Zjednoczonych - mówi Paweł Zalewski. Polska wygrała? - Tak, bo podstawą dla wagi głosu danego kraju w świecie jest dobra opinia. A to zapewnił nam właśnie Mitt Romney - uważa polityk. Zalewski tłumaczy, że ewentualny republikański kandydat, pokazał Polskę jako punkt odniesienia dla polityki amerykańskiej na świecie, co nie może być już zakwestionowane, lecz może być wyłącznie kontynuowane, więc niezależnie od tego, kto wygra te wybory, Polska już wygrała.
Czy nie zachłystujemy się tym wrażeniem na wyrost? Nie zapominajmy, że trwa kampania... - Romney nie składał żadnych obietnic, nie przyjechał tutaj by kokietować Polaków, on wybrał Polskę, jako najlepsze na świecie miejsce do tego żeby powiedzieć: Ameryka może wyjść z kryzysu dzięki liberalnej polityce - przekonuje Zalewski. "Wierzę w wolność, solidarność i odwagę" - to przesłanie dla Amerykanów wygłoszone właśnie w Polsce, zdaniem polityka ma niezwykłe znaczenie. - To oznacza, że nasz kraj będzie kojarzony z tymi trzema cechami: wolnością, solidarnością i odwagą. Niezależnie od tego, który kandydat wygra, pozycja Polski została wywindowana na taki poziom, na jakim nie znajdowała się jeszcze nigdy, śmiem twierdzić, że nawet w 1989 roku - mówi europoseł.
Zdaniem Tadeusza Iwińskiego (SLD), Romney wcale nie jest takim "gołąbkiem pokoju". - To Obama jest gołębiem, Romney jest jastrzębiem, dlatego też uważam, że korzystniej byłoby, gdyby te wybory wygrał Obama - mówi Iwiński. Cechy jastrzębia poseł dostrzega w retoryce nawiązującej do okresu zimnej wojny z Rosją, forsowania wyścigu zbrojeń, który mógłby doprowadzić do napięć w układzie NATO-Rosja. - Ponadto jest on zwolennikiem ostrych rozwiązań na Bliskim Wschodzie. Nie wyklucza poparcia akcji zbrojnych łącznie z bombardowaniem instalacji nuklearnych w Iranie, a to mogłoby mieć nieprzewidywalne skutki na skalę światową - wymienia Iwiński.
Zalewski oponuje. - Wystąpienie Romneya dało po nosie wszystkim lewicowym krytykom, którzy narzucali właśnie taką interpretację - mówi. Europoseł dodaje, że jeżeli ktoś wysłuchał tego wystąpienia, to nie ma wątpliwości, że Romney jest politykiem współpracy, a nie konfrontacji.
Czy jest tak rzeczywiście? Czas pokaże. Byleby nie okazało się, że żadna interpretacja nie ma znaczenia, bo jak wiemy, każda kampania rządzi się własnymi prawami i w przyszłości nie ma większego znaczenia, co się w jej trakcie powiedziało.
Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska