Polska Nowa Wieś w szoku po śmierci rodziny Knosalów

Polska Nowa Wieś (Opolskie) - rodzinna miejscowość trojga ofiar tragedii w Katowicach - nie może wyjść z szoku po śmierci Gabrieli, Jana i 7-letniego Tomka Knosalów. Pogrzeb rodziny zaplanowano na czwartek.

Kazanie będzie bardzo ciężkie. Jestem uczuciowym człowiekiem i dawno nie miałem takiego pogrzebu. Kiedy umiera jedno z rodziców i zostają dzieci, to jest bardzo ciężko, a teraz, to sam już nie wiem - powiedział proboszcz parafii ks. Stanisław Wąsik.

Pod gruzami hali w Katowicach zginęli rodzice i najmłodsze dziecko - Tomek, który w niedzielę obchodziłby siódme urodziny. Starszy syn - Marek - został uratowany, ocalała również córka - Ewa, która nie pojechała na wystawę.

Wszyscy mieszkańcy Polskiej Nowej Wsi wspominają Knosalów jako wzorową rodzinę, a proboszcz miejscowej parafii wymienia ich jako rodzinę "wzorcową". To jest nie do opisania. Ja bardzo lubiłem tę rodzinę. Wzorowa pod każdym względem. Zawsze z dziećmi. Po prostu egzemplaryczna. Wzór do naśladowania - zaznaczył ks. Wąsik.

Na szczęście, mają bardzo zacnych dziadków od strony matki - bo rodzice ojca nie żyją. Oni na pewno zajmą się dziećmi na tyle, na ile Pan Bóg da im sił - dodał.

Marek Knosala wkrótce będzie musiał wrócić do szkoły, w której jako sekretarka pracowała jego mama. Nigdy nie przypuszczałam, że w swoim życiu będę musiała "ogarnąć" taką tragedię. Gabrysia była dla mnie jak siostra. 17 lat siedziałyśmy za biurkami obok siebie. Nie potrafię na razie wyobrazić sobie tutaj innej osoby - powiedziała dyrektor podstawówki w Polskiej Nowej Wsi Zofia Kotońska.

Wcześniej podstawówkę w Polskiej Nowej Wsi skończyła Ewa - dziś studentka, a od następnego roku szkolnego miał do niej chodzić Tomek. O sytuacji, związanej ze śmiercią rodziców Tomka, oraz powrotem Marka do szkoły dyrektor poinformowała uczniów na specjalnym apelu. We wtorek w szkole pracowali wezwani psycholog i pedagog. Uczulają dzieci, aby w odpowiedni - rzeczowy i spokojny sposób - podeszły do ucznia, który będzie musiał wrócić do szkoły i zacząć normalnie żyć- podkreśliła.

Pomocy psychologicznej - zarówno dla dzieci, jak i personelu placówki - szukała także dyrektor przedszkola, do którego chodził tragicznie zmarły Tomek. Nauczyciele nie są przygotowani do poradzenia sobie z tą tragedią. Nie wiemy, jak rozmawiać z tymi dziećmi. Nie chcemy, aby to zdarzenie jakoś zagnieździło się w dzieciach - podkreśliła Maria Zając.

Na wieść o śmierci Tomka dzieci z przedszkola robiły rysunki dla tragicznie zmarłego kolegi. Były na nich m.in. wizerunki rodziny Knosalów jako aniołów, serduszka, kwiaty i kościół. To jest forma odreagowania i wyrażenia swoich uczuć. W ten sposób dzieci przekazały - ostatni raz - to, co chciały powiedzieć Tomkowi - mówiła dyrektor.

Zmarły Tomek był liderem przedszkolnej grupy. Kto teraz będzie przywódcą, kto będzie rozdzielał klocki przed zabawą? - pytały dzieci, które do końca nie potrafią zrozumieć śmierci swojego kolegi. Dzieci pytały nas m.in. "kiedy Tomek wróci ze szpitala?", mimo że godzinę wcześniej mówiliśmy, iż zdarzyła się tragedia i że cała rodzina odeszła od nas - opowiadała.

Pasją Knosalów, która stała się przyczyną wyjazdu do Katowic i ich tragicznej śmierci, były gołębie. Nie sądzę, żeby po tym wszystkim te ptaki miały się jakoś źle kojarzyć. To, jak one wyglądały na zgliszczach hali, jest dowodem, jak przywiązane są do swoich właścicieli. Poza tym gołąb to przecież symbol pokoju - przypomniała dyrektor przedszkola.

Źródło artykułu:PAP
katastrofaofiarykatowice
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)