Polska coroczna, świąteczna gehenna
Sobota rano. Pobudka. Szybka rotacja w łazience (przy okazji pierwsze potyczki słowne), śniadanie zjadane w pośpiechu i bieg do samochodu. "Nie wziąłem bonów podarunkowych!" (więc kolejna słowna potyczka, z powrotem do domu, z powrotem na parking). Na szczęście zimy bywają ostatnio łagodne, więc nie trzeba skrobać szyb.
18.12.2007 | aktual.: 18.12.2007 13:37
Samochód uruchomiony, bony są, karta płatnicza jest, portfel z gotówką jest, prawo jazdy jest, dowód jest ("Kiedy wreszcie pójdziesz go wymienić?!"). Szybkie przeliczenie dzieciaków. Brakuje Kacpra. Na szczęście nie uciekł daleko (lepił za samochodem bałwana z błota). Poważniejsza potyczka słowna, którą przerywa trąbienie sąsiada. On też chce jechać na zakupy. "U siebie na wsi sobie trąb!" - kurtuazyjna wymiana bluzgów.
Wreszcie wyjazd z parkingu i już za chwilę – gigantyczny korek. Nie tylko sąsiad jedzie na zakupy. Na szczęście jest radio. Na nieszczęście. W radio reklamy tych promocji, które mogą przejść koło nosa przez ten korek. Julce chce się pić, a Kacprowi – wręcz przeciwnie – sikać. Jakiś palant pędzi chodnikiem i wpycha się na jezdnie tuż przed skrzyżowaniem. "Wracaj do siebie na wieś palancie". Palant wjeżdża na skrzyżowanie na czerwonym i ma stłuczkę. Dobrze mu tak. Nie dobrze. Korek korkuje się na amen. Julka wrzeszczy, Kacper płacze. W radio lecą kolędy o aparatach cyfrowych.
Na podziemnym parkingu – slalom gigant. Jacyś palanci, którzy chyba wstali o czwartej, bo już są po zakupach, lezą jak palanty ze swoimi wielkimi wózkami. Pod prąd i na ukos. Miejsca nie da się znaleźć – wszystko zaparkowane. Ktoś zwalnia miejsce, ale jakiś palant je zajmuje i cały zadowolony. W końcu udaje się gdzieś wcisnąć. Trzeba wysiąść i biegiem do toalety.
W toalecie kolejka. Wszyscy ci, którzy już zdążyli zaparkować, mówią do swoich dzieci: "trzymaj, trzymaj". Pani przy stoliku bezwzględnie egzekwuje złoty pięćdziesiąt od osoby. "Zostawiłem portfel w samochodzie". Kacper wrzeszczy. Julka...
"Gdzie Julka?!" Na szczęście prawie wszystkie dzieci obecne w centrum handlowym stoją w kolejce do toalety, więc stosunkowo łatwo można odszukać Julkę. Pije wodę z fontanny. Zamoczyła tylko rękawy.
Po trzydziestu minutach udaje się odnaleźć samochód. Ale bez portfela. Portfel był cały czas w kieszeni spodni. Biegiem do toalety. Kacper wytrzymał, a przy okazji i Julce się zachciało.
Shopping. Ten fragment relacji został usunięty ze względu na zbyt drastyczne sceny. Ekstremalnie został w nich przekroczony dopuszczalny poziom:
- sklepowych wózków uderzających w łydki,
- dzieci rozpadających się z rozpaczy przy każdej niezakupionej zabawce malowanej ołowiem i wypychanej dioksynami,
znajomych, spotkanych to tu to tam, pokazujących z radością, jakie świetne zabawki malowane ołowiem i wypychane dioksynami kupili swoim dzieciom,
- produktów, które nie mają ceny, lub które mają cenę innego produktu,
- temperatury powietrza,
- odtworzeń piosenki "Jingle Bells",
- karpi na centymetr sześcienny wody,
- ludzi na centymetr kwadratowy kolejki do kasy
- i przede wszystkim – wszelkiego rodzaju palantów. Panie przy kasach robią co mogą, by nie zacząć strzelać do klientów. Uśmiechają się nawet. Niestety, gdy przychodzi co do czego, okazuje się, że w tym markecie nie są realizowane bony. Na szczęście Specjalna Świąteczna Oferta Debetowa ze Specjalnym Świątecznym Superoprocentowaniem wystarcza na opłacenie gigantycznego wózka bezsensownych zakupów.
Kacper chce pić, Julka wręcz przeciwnie.
"Jingle Bells".
Na podziemnym parkingu – sporty ekstremalne. Palanty, co to sie w południe pobudziły i dopiero teraz przyjechały do centrum handlowego, jeżdżą swoimi samochodami tak, jakby nie zauważali ludzi z wózkami. Strasznie utrudnia to odnalezienie samochodu. Po 45 minutach i kilku słownych potyczkach samochód odnajduje się. Gubi się natomiast Kacper.
Kacper próbował ulepić bałwana z kartonów przy śmietniku, ale niestety ochroniarz na niego nawrzeszczał. Na szczęście. Dzięki temu się znalazł.
Po kolejnych piętnastu minutach krążenia samochodem - wyjazd z parkingu. Spokojnie można stanąć w korku do domu.
Kacper płacze, Julka śpiewa "Jingle Bells".
Koszyk z zakupami oczywiście został na parkingu.
Według badań TNS OBOP Polacy wydadzą w tym roku na świąteczne prezenty 7,5 miliarda złotych. Statystyki milczą na temat kosztów ukrytych związanych ze zużytym paliwem, straconym czasem oraz przede wszystkim nadszarpniętym zdrowiem fizycznym i psychicznym.
Zdrowych, spokojnych i rodzinnych świąt życzy Państwu
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska