Polska chce przejąć inicjatywę w Europie. Eksperci podzieleni w ocenach
• Polska dyplomacja chce odegrać rolę w dyskusji o przyszłości Unii Europejskiej
• Jerzy Maria Nowak: Polska powinna szukać sojusznika w Berlinie, bo sama się ośmieszy
• Ryszard Żółtaniecki: działania polskiej dyplomacji są chaotyczne i nieprzygotowane
• Marcin Zaborowski: nie sądzę, aby Polska nadawała ton
27.06.2016 | aktual.: 27.06.2016 16:28
W sobotę odbył się szczyt państw-założycieli Unii Europejskiej Niemiec, Włoch, Belgii, Holandii, Luksemburga i Francji, w którym uczestniczyli szefowie MSZ tych krajów. Następnie w Pradze doszło do szczytu Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry), w którym udział wzięli też szefowie MSZ Niemiec i Francji. Następnie w Warszawie na zaproszenie ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego wystosowane do państw spoza grona założycieli przybyli przedstawiciele Węgier, Rumunii, Bułgarii, Grecji oraz Hiszpanii i Wielkiej Brytanii.
Tematem wszystkich spotkań są skutki Brexitu i przyszłość UE. WP o zaangażowanie polskiej dyplomacji zapytała ekspertów.
Nowak: trzeba szukać sojusznika w Berlinie
Jerzy Maria Nowak - dyplomata, były ambasador w Hiszpanii oraz przy NATO - jest zdania, że "przejęcie przez Polskę inicjatywy i zaproponowanie zmian w UE po Brexicie jest po jest absolutnie niemożliwe, a wręcz ośmieszające Polskę". Jak dodaje, wpływ na taki pogląd ma obecna linia polskiego rządu w polityce zagranicznej. - Nie jest też możliwe, aby Polska przyjęła aktywną rolę w mobilizowaniu jakiejś grupy państw do zajęcia pewnego stanowiska ws. reformy UE - komentuje. Zdaniem rozmówcy WP rząd RP może wysunąć jakieś propozycję, ale nie narzuci ich państwom, które są trzonem i płatnikami netto UE. - Polska stała się państwem zmarginalizowanym i stoi przed perspektywą peryferyzacji - ocenia.
Nowak podkreśla za to, że realizacją polskiej racji stanu jest "podłączenie się Polski pod inicjatywy niemieckie po to, aby wpływać na pozycję Niemiec i innych najważniejszych państw UE". - A nie budowanie odrębnej opinii, która nawet jeśliby powstała i zmobilizowano by wokół niej jakieś małe państwa, to nie miałaby żadnego znaczenia i zostałaby wyśmiana. Trzeba szukać sojusznika w Berlinie - dodaje.
Po referendum w Wielkiej Brytanii, w którym zdecydowano o opuszczeniu Unii, rośnie znaczenie dużych państw - zwłaszcza Niemiec. - Nie ulega wątpliwości, że trzy potężne państwa szukają - każde na swój sposób - swojego miejsca w świecie: Rosja, Chiny i Niemcy. Na tle Brexitu ambicje Niemiec na pewno wzrosną, bo tylko Niemcy mają szansę na przejęcie przewodnictwa w Unii, a któreś państwo musi przewodzić zmianom, jeśli mają się one stać faktem - podkreśla Nowak.
Żółtaniecki: nie ulegać szantażowi
Dr Ryszard Żółtaniecki na taki argument odpowiada: - Podłączyliśmy się do debaty nt. Nord Stream II, a i tak zostanie wybudowany. Zainicjowaliśmy właściwie negocjacje w formule normandzkiej (nt. Ukrainy) i już nas tam nie ma. Nie jest więc tak, że jak siedzimy przy głównym stoliku, to coś z tego wyniknie.
Zdaniem byłego ambasadora w Grecji i na Cyprze trzeba teraz zaprzestać konfrontacji. - UE wymaga reformy, ale rozdrapywanie ran i mówienie o - co doskonale znamy - arogancji urzędników UE niczemu teraz nie służy - dodaje w rozmowie z WP. Kierownik Akademii Służby Zagranicznej i Dyplomacji Collegium Civitas widzi rozwiązanie w zainicjowaniu w Europie debaty między tymi, którzy chcą Unii i tymi, którzy choć ją krytykują, to uznają potrzebę jej istnienia.
- Polska mogłaby odegrać ogromną rolę w debacie, ale najpierw trzeba zbudować odpowiedni intelektualny potencjał i wizję przyszłej Europy, bo głosem w dyskusji nie powinny być nieprzemyślane wrzutki polityków - podkreśla Żółtaniecki. Dotychczasowe - już po brytyjskim referendum - działania polskiej dyplomacji uznaje za "chaotyczne, nieprzemyślane i nieprzygotowane próby pokazania, że jesteśmy podmiotowi".
Zaborowski: nasz status w UE po Brexicie poważnie osłabiony
- Racja stanu Polski jest taka, żeby utrzymać jedność UE i swoją pozycję w Unii - podkreśla natomiast dr Marcin Zaborowski. Temu celowi, mówi, nie będzie służyć rozmydlanie i nawoływanie do reform, które osłabiałyby integrację europejską.
- Zmiana w UE, wiele na to wskazuje, będzie zmierzać ku pogłębieniu integracji i ucieczce do przodu grupy państw-fundatorów skupionych wokół motoru francusko-niemieckiego. Taka propozycja zostanie zapewne później rozszerzona o państwa strefy euro. Polska powinna uczynić wiele, aby znaleźć się wewnątrz takiej inicjatywy, a nie na zewnątrz. Nie powinniśmy się stać drugą Wielką Brytanią, która jedną nogą jest w UE, a drugą już nie - mówi WP prezes Fundacji Schumana i dyrektor warszawskiego biura Center for European Policy Analysis (CEPA).
Zdaniem Zaborowskiego w działaniach dyplomacji państw UE jest obecny chaos, ale - dodaje - jest to rzecz naturalna i nie powinna dziwić, bo problem dla UE jest natury egzystencjalnej. Wyjaśnia zarazem, że propozycja ministrów spraw zagranicznych Niemiec i Francji to konkretny dokument, z kolei spotkanie w Pradze przyniosło komunikat, że UE musi się reformować w całości. - Decydujące są jednak państwa-fundatorzy w porozumieniu z kluczowymi postaciami w Brukseli - nie kryje. A kraje Grupy Wyszehradzkie? - Mogą się szybko podzielić, bo np. Słowacja jako państwo strefy euro przykleją się do Niemiec, a Czesi sceptycznie patrzą na polskie ambicje przywódcze - stwierdza rozmówca WP.
- Nie sądzę, aby Polska nadawała ton. Nasz status w UE po Brexicie jest poważnie osłabiony. Możemy się aktywnie podłączyć do innych inicjatyw i je wspierać - mówi dalej Zaborowski. O wiodącej roli Warszawy radzi zapomnieć. - Gdyby polskie stanowisko było finezyjne, to potrafilibyśmy wykorzystać różnice, które w Niemczech istnieją - między kanclerz Angelą Merkel a szefem MSZ Frankiem-Walterem Steinmeierem - mówi dyrektor warszawskiego biura CEPA. Merkel jest bowiem ostrożna, a Steinmeier optuje za szybką integracją polityczną trzonu UE i szybkim zakończeniem współpracy z Wielką Brytanią.