PolskaPolscy turyści wciąż nie mogą wrócić do domu

Polscy turyści wciąż nie mogą wrócić do domu

Ok. 220 polskich turystów, którzy z powodu
usterki samolotu koczowali na lotnisku w Monastyrze w Tunezji,
zostało przewiezionych do hotelu. Biuro Exim Tour szuka dla nich
noclegów na wypadek, gdyby naprawa samolotu przedłużyła się -
poinformował ambasador Polski w Tunezji Zdzisław Raczyński.

13.08.2006 | aktual.: 13.08.2006 16:27

Turyści mieli o godz. 3.15 w nocy w niedzielę wrócić czarterem do Polski. Tunezyjczycy nie wyrazili na to zgody, ponieważ zauważyli na pasie startowym plamę oleju - relacjonuje ambasador. Jak wyjaśnił, przedstawiciel Exim Tour w Tunezji poinformował go, że polscy turyści zostali przewiezieni do hotelu, gdzie zjedli posiłek.

Jak poinformowali pracownicy przewoźnika Fisher Air Polska, na razie nie wiadomo czy plama oleju pochodziła z samolotu, którym mieli wracać Polacy. Według nich, nie wykazały tego żadne czujniki, na miejsce zgodnie z procedurami musieli zostać jednak sprowadzeni mechanicy z określonymi uprawnieniami. Mieli oni wylądować w Monastyrze o 16.15.

Jak zapewnił przewoźnik, jeśli okaże się, że nie ma usterki, samolot z turystami powinien w ciągu 1,5 godziny wystartować w drogę powrotną do Polski. W przeciwnym razie podstawiony zostanie samolot innego przewoźnika.

Polacy, którzy utknęli w Tunezji, są rozżaleni. Przewieziono nas do hotelu, ale nie udziela nam się żadnych informacji. Wylecieć mieliśmy o 3.13, prawie godzinę trzymali nas w dusznym samolocie - w sumie ok. 220 osób; bez żadnych informacji. Po godzinie na żądanie pasażerów, m.in. z małymi dziećmi, wypuścili nas z powrotem do hali odlotów - powiedział jeden z uczestników wycieczki Michał Rączkowski.

Jak dodał, przedstawiciel biura przyszedł do polskich turystów ok. godz. 9 rano. Powiedział nam, że tak naprawdę nic nie może dla nas zrobić, że musimy czekać - podkreślił. Problem w tym, że nie chcą podstawić innego samolotu, bo im się to nie opłaca. Wolą sprowadzić mechanika, co oznacza, że będziemy tu koczować jeszcze co najmniej kilka godzin - narzekali inni.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)