Polscy ratownicy na Haiti wycofani z przeszukiwań
Polscy ratownicy zakończyli na razie przeszukiwania trzech sektorów na przedmieściach i pod stolicą Haiti Port-au-Prince. Musieli się wycofać, gdyż wycofani zostali chroniący ich żołnierze z sił ONZ - poinformował rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej Paweł Frątczak.
18.01.2010 | aktual.: 19.01.2010 04:20
Jak dodał, ratownicy prawdopodobnie we wtorek kontynuować będą poszukiwania osób poszkodowanych w trzęsieniu ziemi. - Polaków chronią też funkcjonariusze BOR; podobnie jednak jak i ratownicy z innych krajów nie mogą prowadzić akcji bez ochrony żołnierzy z sił ONZ. Zostali więc wycofani, ponieważ żołnierze mają wesprzeć swoich kolegów przy rozdziale pomocy humanitarnej - wyjaśnił Frątczak. - Według informacji, które dostałem od polskich ratowników rozdziałowi pomocy towarzyszy kompletny chaos. Ludzie nie panują nad emocjami, nadal bowiem nie ma wystarczającej ilości żywności, wody. Brakuje też namiotów, środków opatrunkowych, koców i lekarstw - podkreślił.
Żołnierzy z sił ONZ mają zastąpić m.in. amerykańscy i chilijscy.
Sytuacja na Haiti "więcej niż katastrofalna"
W poniedziałek Polacy wraz z ratownikami z Niemiec przeszukiwali trzy sektory - dwa na przedmieściach stolicy Haiti i jeden w znajdującej się pod nią miejscowości. - W tym trzecim sektorze nie było dotąd żadnych ratowników. Sprawdzali m.in. miejsca w którym jeszcze kilka dni temu słyszano ponoć głos dziewczynki. Niestety ani psy, ani specjalistyczny sprzęt nie potwierdziły dotąd by pod gruzowiskiem był ktoś żywy - powiedział rzecznik.
Dodał, że ze wstępnych relacji Polaków wynika, iż sytuacja na Haiti jest "więcej niż katastrofalna". - Brali udział w wielu podobnych akcjach, mimo to brak im słów na opisanie tego co tam zastali. Mówią o apokalipsie. Chodzi nie tylko o trzęsienie ziemi, ale napięcie społeczne wywołane brakiem podstawowych rzeczy, takich jak żywność czy woda - zaznaczył Frątczak.
Jak podkreślił - według informacji przekazywanych mu przez ratowników - akcję utrudnia "kompletna obojętność tubylców". - Oni nie chcą współpracować, nie są agresywni wobec ratowników, ale nie chcą współpracować - dodał.
Poinformował również, że z każdą z ekip pracuje przewodnik, który wskazuje jej miejsca gdzie mogą być żywi ludzie. - Jeśli nikogo żywego tam nie znajdą, takie miejsca są oznaczane i kolejne ekipy już tam nie wracają - podkreślił Frątczak.
Polscy ratownicy w piątek wyruszyli nieść pomoc poszkodowanym w wyniku trzęsienia ziemi na Haiti. Są jedną z 44 ekip pracujących na miejscu tragedii. Wielu ratowników z innych krajów nie dotarło jeszcze na miejsce, mają bowiem problemy z transportem.
Także Polakom dotarcie na miejsce trzęsienia ziemi zajęło wiele godzin. Droga, którą polska ekipa ratownicza zmierzała ze stolicy Dominikany Santo Domingo (gdzie Polacy wylądowali) do Port-au-Prince jest trudno przejezdna ze względu na zniszczoną infrastrukturę i duże natężenie ruchu. Ponadto w niektórych punktach istnieje niebezpieczeństwo osunięć ziemi.
Wyszkolone psy i specjalistyczny sprzęt
Na Haiti poleciało w sumie 54 strażaków z Nowego Sącza, Warszawy, Gdańska, Łodzi i 10 psów wyszkolonych w poszukiwaniu żywych osób pod gruzami. Wyposażeni są w specjalistyczny sprzęt ratowniczy, m.in. geofony, kamery wziernikowe i termowizyjne oraz sprzęt mechaniczny i hydrauliczny do odgruzowywania.
Trzęsienie ziemi o sile 7 lub 7,3 stopni w skali Richtera (agencje podają różne informacje) nawiedziło Haiti we wtorek. To najsilniejszy wstrząs w tym regionie od ponad 200 lat. Centrum stolicy, Port-au-Prince, jest zniszczone.
WHO oraz Panamerykańska Organizacja Zdrowia (PAHO) "szacują, że liczba ofiar śmiertelnych wynosi od 40 do 50 tysięcy" - napisało Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA).
Szacunki te potwierdzają najnowsze dane podane przez władze Haiti, według których we wtorkowym trzęsieniu ziemi zginęło 50 tys. osób, 250 tys. odniosło obrażenia, a 1,5 mln zostało pozbawionych dachu nad głową.
Wcześniej minister spraw wewnętrznych Haiti Paul Antoine Bien-Aime mówił, że liczba ofiar śmiertelnych może sięgać nawet 200 tys.