Polscy politycy dostaną kopa przez EURO?
Wygląda na to, że dwie czołowe partie przyjęły podobną strategię na podwyższenie notowań w sondażach: wstrzymały oddech i po prostu zastygły w bezruchu. Obydwie wyglądają tak jakby były święcie przekonane, że kto pierwszy się ruszy i coś zacznie robić, to od razu straci punkty w sondażach. Na razie strategia jest skuteczna i przynosi owoce. Im mniej robią te partie, tym mają wyższe poparcie. Ciekawe tylko czy widzą, że od 18 kwietnia balansują na linie, która wisi wysoko nad ziemią.
10.05.2007 | aktual.: 10.05.2007 09:41
Lech Kaczyński, gdy był prezydentem Warszawy, nic nie wybudował i nikt nie ma do niego pretensji. Paweł Piskorski budował mosty, tunele i wiadukty i teraz nikt nie chce mu podać nawet ręki. Ani PiS, ani PO nie chcą się za dwa lata znaleźć w sytuacji Piskorskiego, a ta druga partia kazała mu nawet oddać legitymację. Partie wypowiedziały sobie walkę na to, kto więcej nie zrobi i tym się właśnie bezgranicznie zajęły. Tak bardzo, że na nic innego już nie mają czasu. Cała ich uwaga jest skupiona na tym, żeby nic - nawet przez przypadek - nie zrobić.
Prawo i Sprawiedliwość w pierwszej kolejności z wielką mocą i impetem zajęło się problemami z ubiegłego stulecia. Ruszyło lustrować, żeby już na pewno nikomu, kompletnie żadnemu ministrowi, koalicjantowi, posłowi senatorowi i w ogóle komukolwiek kto ma coś do powiedzenia nie przyszło budować jakieś drogi. Żeby wybić z głowy jakieś problemy edukacji, każe przenosić pomniki. A jakby dalej komuś się chciało coś robić, to ma w odwodzie dezubekizację i likwidację WSI.
Przyjęta strategia daje stuprocentową gwarancję, że rząd nie popełni żadnego kardynalnego błędu przy realizacji na przykład „pakietu Kluski” i nie da do ręki amunicji opozycji. Zresztą nawet gdyby w rękach Donalda Tuska znalazła się armata na rząd, nie bardzo widziałby jak to odbezpieczyć, wycelować i wystrzelić. Woli zgasić lont i cierpliwie poczekać, aż PiS wystrzela się sam. Ale ludzie z koalicji przejrzeli grę Tuska i postanowili go wykończyć jego własną bronią.
Licytacja na nicnierobienie trwa ostro. Problem polega na tym, że w chwili, gdy zostaliśmy gospodarzem EURO 2012, to co przynosi punkty w sondażach podczas kadencji, niekoniecznie musi się przekuć na głosy przy urnie, bo wyborcy być może będą chcieli zobaczyć jakieś efekty czterech lat pracy. Polacy mogą wtedy przerwać spektakl, w którym tanecznym krokiem omija się wszystkie problemy, i powiedzieć „sprawdzam - pokażcie co zrobiliście”.
Okres kampanii wyborczej może okazać się zbyt krótki na zbudowanie czegoś co ma trzy wymiary, a nie jest tylko pustym słowem. W Ameryce Południowej mistrzowski turniej kontynentalny nazywa się „Copa America”. Żeby tylko naszym politykom EURO nie kojarzyło się bardziej z Ameryką…
Marek Dziewięcki, Wirtualna Polska