Polscy oficerowie i wojska inżynieryjne do sił reagowania NATO
Do sił reagowania NATO Polska oddeleguje w pierwszej kolejności dowódców i pododdział inżynieryjny; później wystawi m.in. chemików, komandosów, samoloty patrolowe i myśliwce - poinformował szef Sztabu Generalnego WP gen. Czesław Piątas.
"Polska deleguje do sił odpowiedzi oficerów do dowództw i pododdział inżynieryjny, który w przyszłym miesiącu odbędzie szkolenie w Turcji" - powiedział Piątas w Warszawie po rozmowie z admirałem Edmundem Giambastianim, naczelnym dowódcą sił sojuszniczych NATO ds. transformacji i dowódcą połączonych sił zbrojnych USA.
"W następnej kolejności będziemy zgłaszać pododdziały obrony przeciwchemicznej, sił specjalnych, batalion piechoty 'rangersów' - dobrych komandosów, wyposażonych w wozy Humvee, zdolnych do szybkiego działania, gotowych walczyć, realizować misje pokojowe i ewakuować ludność, jednostki zabezpieczenia logistycznego - minimum dwa okręty Marynarki Wojennej, samoloty patrolowe marynarki, jeden-dwa samoloty transportowe Casa, a po osiągnięciu gotowości przez samoloty wielozadaniowe F-16, także te samoloty" - wyliczał Piątas.
Utworzenie sił reagowania sojuszu zaproponował we wrześniu ubiegłego roku amerykański sekretarz obrony Donald Rumsfeld. Pomysł ten podchwycili na nieformalnym spotkaniu w Warszawie ministrowie obrony państw NATO. W październiku bieżącego roku w Stanach Zjednoczonych odbyły się ćwiczenia sztabowe mające zbadać sposoby rozmieszczania planowanych sił szybkiego reagowania sojuszu.
Zdaniem szefa Sztabu Generalnego, inicjatywa budowy europejskich sił reagowania jest w dużym stopniu tożsama z działaniami w NATO. "Sojusz rozpoczął budowę sił odpowiedzi, wszystkie państwa się na to zgodziły" - przypomniał. "Równolegle w Unii Europejskiej prowadzi się prace na temat tożsamości obronnej Unii. Sojusz opiekuje się, tak bym to określił, większością państw, które są lub będą w Unii. Z wojskowego punktu widzenia nie ma potrzeby budowania czegoś, co będzie obok. Mamy wspólne podejście do procesu planowania. Wstępując do Unii, myślimy także o naszej obecności w misjach Unii. Widzimy to jako jeden blok. Z punktu widzenia typowo wojskowego nie ma żadnej różnicy. Ważne, kto stawia zadania i daje pieniądze".
Pogląd ten podziela ekspert publikujący w miesięczniku "Raport" Grzegorz Hołdanowicz. "Procedury szkolenia w UE i NATO są w dużym stopniu tożsame. Państwa Unii przyjęły zasadę korzystania z dorobku szkoleniowego i standaryzacyjnego NATO" - dodał. Przypomniał, że "neutralna Szwecja ratyfikowała więcej norm NATO niż niektóre państwa członkowskie".