PolskaPolsatowski festiwal Toptrendy

Polsatowski festiwal Toptrendy

I znów okazało się, że na Braci w Polsce nie ma mocnych. Bracia wzięli wszystko. Piotrek i Wojtek Cugowscy, bo to o nich mowa, okazali się zwycięzcami w koncercie debiutantów na Festiwalu Toptrendy w Sopocie. Wygrali też w konkursie internautów i plebiscycie dziennikarzy.

Polsatowski festiwal Toptrendy

11.06.2007 08:32

Jak na polskich debiutantów przystało, na scenie są już od... siedmiu lat. Ale kto by się takim drobiazgiem przejmował... Przegrała z nimi m.in. córka Beaty Kozidrak, czyli Kasia Pietrzak i jej zespół Kashmir.

Jak plotkowano w kuluarach, w końcu nie wszystkie dzieci znanych rodziców można nagrodzić. Trzy dni festiwalu Toptrendy za nami. Telewizja Polsat wytoczyła tym razem swoje najcięższe działa, udowadniając, że jest gotowa do show-biznesowej wojny z TVP, organizującą festiwal piosenki w Opolu, i z TVN, który trzeci rok ma w swym władaniu sopockiego Bursztynowego Słowika.

Gwiazda poranna

Najbardziej w Operze Leśnej zachwycano się festiwalową scenografią, która rozciągała się na boki i "wchodziła" na widownię. Bizantyjska kurtyna i gra świateł robiły niezwykłe wrażenie. Poza tym Polsatowi udało się na festiwal przyciągnąć prawdziwy tłum polskich artystów. Niektórzy żartowali, że za małe niebo na tyle gwiazd. I to prawda. Bo za kulisami podczas festiwalu chwilami nieznośnie iskrzyło. Piotr Rubik chodził nadąsany. Edyta Górniak uciekała od dziennikarzy, tłumacząc się... ciszą medialną. A Agnieszka Włodarczyk, zwyciężczyni niedawnego programu "Jak oni śpiewają", zachowywała się tak, jakby już była u szczytu sławy. Zasłaniała się wielkimi okularami i czapką z daszkiem. Robiła awantury, że wyznaczono jej próbę na 9 rano. - Co to za godzina? Ja o tej porze nie wstaję - piekliła się.

Pierwszy festiwalowy koncert zwany "Top" otwierała Doda - skandalizująca i plastikowa gwiazdeczka. Dosłownie i w przenośni plastikowa, ponieważ miała na sobie lateksowy pasek na biodra, który nie wiedzieć czemu ona nazywa spódniczką, i lateksowe kozaczki. Tak świecąc z daleka, powinna się raczej nazywać... Dioda. Wokalistka zaśpiewała swoją nową piosenkę, która - jak zapowiadały bulwarówki - miała być jej muzycznym pożegnaniem z mężem Radosławem Majdanem, zwanym przez nią do niedawna pieszczotliwie Radziem. Pożegnalny utwór był równie nieskomplikowany jak sama artystka i brzmiał mniej więcej tak: "Przegrałam, ty wygrałeś. Bierz co chcesz... nie wybrałeś mnie, żegnaj więc". Jak zniósł to Radzio? Nie wiadomo. Wiadomo, jak zniosła to publiczność w Operze Leśnej. Po męsku, dość oschle żegnając schodzącą gwiazdkę ze sceny.

Koncert "Top" prezentował złotą dziesiątkę, czyli tych artystów, którzy w ubiegłym roku sprzedali najwięcej płyt. Dziesiątkę zamykał Król Midas polskiego rocka - czyli Robert Gawliński i Wilki, a otwierał król sacro disco polo live, jak mówią złośliwi, czyli Piotr Rubik. W dziesiątce znalazł się też Andrzej Piaseczny, który piosenkę Freedom George’a Michaela zadedykował... głupocie pani rzecznik praw dziecka. Świetny był występ Marii Peszek. Z kolorowym pióropuszem na głowie wykonała najpierw "Piejo kury piejo", a potem brawurowo zakpiła sobie z samego festiwalu, śpiewając przeboje kolegów, którzy występowali tego samego dnia w Operze Leśnej. Owacjami przywitano Marylę Rodowicz. Sądząc po aplauzie, to Rodowicz powinna wygrać plebiscyt publiczności. Ale nie wygrała. Musiała się zadowolić piątym miejscem na liście top. W dziesiątce znaleźli się też Ania Dąbrowska, Grzegorz Turnau, Myslovitz i Szymon Wydra. Zaskoczeniem dla starszej widowni było drugie miejsce na liście piętnastoletniej wokalistki o kryptonimie
Blog 27. Jej występ można skwitować krótko - warkoczyki i pomponiki.

Ale najciekawiej było przy pierwszym miejscu. Zobaczyliśmy, co znaczy wygrać, czyli... przegrać. Nikt nie miał wątpliwości, że zwycięży Piotr Rubik. I tak się stało. Ale na festiwalu mieliśmy cudowne rozmnożenie wykonawców rubikowych przebojów. Najpierw zaśpiewali je artyści, którzy niedawno odeszli od kompozytora (jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze), a potem "Niech mówią, że to nie jest miłość" po raz drugi wykonał już nowy zespół Rubika. Publiczność głosując esemesami, wybrała na bis tych, którzy odeszli od kompozytora. Była to Rubikowa porażka. Nic dziwnego, że mistrz był niezwykle obolały po tym koncercie. I wściekły. Tej porażki nie była w stanie osłodzić nawet jego narzeczona, nieodstępująca go na krok.

Drugi koncert, w którym wygrali Bracia, prowadził wybuchowy duet: Piotr Bałtroczyk i Michał Koterski, nazwany przez Krzysztofa Skibę dzieckiem specjalnej troski. Bałtroczyk sypał swoimi starymi aforyzmami jak z rękawa w stylu "alkohol niszczy szare komórki, ale te najsłabsze". A Misiek Koterski zjeżdżał po linie nad widownią, a nawet śpiewał "Wypijmy za błędy". Potem swój debiut wokalny skomentował tak, że za te błędy będzie musiał pić długo. Można mu uwierzyć na słowo. Chwilami przekraczał granice dobrego smaku. Ale na pewno ich konferansjerka była niezwykle żywa i świeża. Naprawdę bawili publiczność, przynajmniej tę w Operze.

* Ryszarda Wojciechowska*

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)