Połowa właścicieli psów w Poznaniu unika płacenia podatku za swojego pupila
Tylko co drugi posiadacz psa pamięta o obowiązku zapłacenia podatku, który w Poznaniu wynosi 55 zł rocznie.
Część polskich miast zniosła u siebie opłaty za posiadanie czworonoga – nie ma jej m.in. w Warszawie, Wrocławiu czy Krakowie. W Poznaniu od kilku lat właściciele czworonogów muszą płacić rocznie 55 zł, chociaż półtora roku temu prezydent Ryszard Grobelny usiłował podnieść wysokość podatku o 5 zł. Ale Rada Miasta nie wyraziła na to zgody.
Ze ściągalnością podatku jest jednak kłopot.
- W 2014 r. z opłatę uiściło około 12 tysięcy osób, co stanowi około 50 proc. wszystkich osób, których obejmuje ten obowiązek – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Beata Suleja z Wydziału Finansowego Urzędu Miasta Poznania.
Trzeba jednak pamiętać, że nie wszyscy posiadacze psów muszą płacić podatek za swojego pupila. Z opłaty są zwolnione osoby, które przygarnęły psiaka ze schroniska, albo ich pies jest wysterylizowany lub wykastrowany. Podatku nie muszą też płacić m.in. osoby mające więcej niż 65 lat i samodzielnie prowadzące gospodarstwo domowe oraz osoby niepełnosprawne mające psa asystującego.
Podatek należy zapłacić każdego roku najpóźniej 30 kwietnia. - Przypominamy o tym, dołączając stosowne ulotki do pism z informacją o wysokości podatku od nieruchomości – wyjaśnia Suleja.
Skąd urzędnicy wiedzą, kto nie uiścił opłaty? Dzięki ewidencji – wszystkie psy w Poznaniu powinny być zaczipowane, chociaż oczywiście są też osoby, które nie wywiązały się z tego obowiązku. Ile może być takich osób, trudno ocenić.
Nie płacisz za psa? Zajmie się tobą komornik
A co grozi osobie, które nie zapłaciła podatku od psa? - W takiej sytuacji wszczynamy postępowanie podatkowe. Część osób w tym momencie natychmiast uiszcza opłatę. Jeśli nie ma reakcji, wysyłamy upomnienie. Jeśli dalej nie przynosi to rezultatu, sprawa jest kierowana do organu egzekucyjnego – wyjaśnia Beata Suleja.
W ostateczności może to się skończyć tym, że ściągnięciem należności zajmie się komornik. Wtedy jednak będzie to nie tylko 55 zł należnego podatku, ale także naliczone odsetki oraz koszty egzekucyjne, a zdarza się, że takie sprawy ciągną się za dłużnikami nawet kilka lat.
Kłopoty ze ściągalnością podatków mają właściwie wszystkie miasta, w których obowiązuje taka opłata. Wągrowiec właśnie zatrudnił inkasenta, który będzie odwiedzał w mieszkaniach właścicieli psów, pobierając od nich należność na miejscu.
- Do 2008 r. też zatrudnialiśmy w Poznaniu inkasentów, którzy dyżurowali w kilku punktach miasta, do których każdy mógł przyjść i wnieść opłatę. To rozwiązanie jednak okazało się nieopłacalne z uwagi na koszty zatrudnienia inkasentów – wyjaśnia Beata Suleja.
Na co idzie podatek od psa? Trafia do budżetu
Obecnie wpływy z podatku od psa wynoszą około miliona złotych rocznie. Jak wyjaśnia Suleja, nie są to jednak pieniądze, które są przeznaczane na budowę wybiegów czy toalet dla psów, sprzątanie ich kup itd., ale po prostu zasilają budżet miasta. O budowie wybiegów czy ustawieniu koszy z torebkami na psie odchody z reguły decydują rady osiedli dysponujące bardzo skromnymi środkami. I to właśnie najbardziej przeszkadza właścicielom psów.
- W naszym domu opłatami zajmuje się akurat mąż i płaci co roku m.in. ten podatek za naszego psa. Te 55 zł byłyby do zaakceptowania, gdybyśmy widzieli, że te pieniądze rzeczywiście są wydawane na potrzeby naszych psów, czyli wybiegi albo pojemniki z woreczkami na psie odchody – mówi pani Beata spotkana na spacerze ze swoim psem w okolicach Areny.
Wtóruje jej pani Renata, która akurat podatku nie musi płacić, bo jej pies został wysterylizowany. - Tutaj jest wyznaczony wybieg, ale nie jest ogrodzony, więc i tak każdy puszcza psa luzem, za co później strażnicy miejscy wlepiają nam mandaty. I co? Nie dość, że płacimy mandaty, to jeszcze mamy płacić podatek od psa? – pyta retorycznie właścicielka psa o imieniu Bona.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .