Północnokoreańska szopka betlejemska? Matka dyktatora, wielka obsesja i magiczne narodziny
Blisko, bardzo blisko nieba. Na świętej górze Pektu-san - w miejscu, gdzie bojownicy o wolność Korei założyli bastion oporu przeciw Japończykom - o świcie 16 lutego 1942 roku zajaśniało nowe słońce dla umęczonego kraju. W drewnianej chacie Matka Korei, Kim Dzong Suk, wydała na świat dziecię. Nie było wprawdzie przy tym trzech królów ani pasterzy, było za to... bardzo dużo propagandy!
24.12.2017 10:44
Na wieść o narodzinach syna umiłowanego wodza i generała Kim Ir Sena serca towarzyszy broni biją radośnie, a ich oczy napełniają się łzami szczęścia. Oto nowa nadzieja zstąpiła na nich na szczycie Pektu-san. Dzieło Wielkiego Wodza było bowiem odtąd bezpieczne. Jeszcze kilka lat i jego nowo narodzony dziedzic sam chwyci za karabin i będzie kontynuował walkę o wolność. W zimnym obozie, wśród grozy walki z okupantem, Kim triumfuje.
A wydarzeniom towarzyszą rzecz jasna znaki magiczne: podwójna tęcza i zupełnie nowa gwiazda na niebie, wskazująca miejsce narodzin syna boskiej rasy. Tyle w kwestii wizji propagandowej, serwowanej światu przez Koreę Północną. Rzeczywistość nie wyglądała równie cukierkowo.
On, ona i rewolucja
Kim Dzong Suk już w wieku piętnastu lat chwyciła za broń. Jej matka i macocha zginęły z rąk Japończyków, a ona sama postanowiła poświęcić życie na walkę z okupantem. Zgłosiła się do batalionu dziecięcego, którego dowódcą był Kim Ir Sen.
Początkowo dla swojego zwierzchnika była niewyróżniającą się w niczym podwładną. Sytuacja zmieniła się latem 1937 roku, kiedy to przy Dzong Suk Japończycy znaleźli matryce gotowe do druku ulotek propagandowych.
Los młodej partyzantki wydawał się w tamtej chwili przesądzony. Zamiast boleć nad życiem, które miała wkrótce stracić, skierowała do towarzyszy słowa mające zagrzewać ich do walki – Ja zginę, ale wy nie możecie się poddawać! Postawa dziewczyny (o ile wydarzenia te nie zostały zmyślone) musiała wywrzeć niemałe wrażenie na dowódcy.
O początkach ich wspólnego życia niewiele wiadomo. Niemal nic nie przedostaje się przez sita północnokoreańskiej cenzury, a w dostępnych materiałach propagandowych może być co najwyżej niewielkie ziarno prawdy. Pewne jest natomiast, że Kim Ir Sen poświęcał się przede wszystkim ruchowi partyzanckiemu i rewolucji, a życie rodzinne stało daleko niżej na liście jego priorytetów.
Zdaniem Diane Ducret, autorki "Kobiet dyktatorów 2", w 1941 roku dopiero namowy innych kobiet żyjących w obozie skłoniły Ukochanego Wodza do zrobienia sobie zdjęcia z Dzong Suk. Sam Kim Ir Sen wspominał:
Kiedy się o tym dowiedziała, poczerwieniała jak burak i schowała się za plecami kobiet. One jednak popchnęły ją ku mnie z uśmiechem. Towarzysz nie tracił czasu, błyskawicznie nacisnął migawkę. Wtedy bodaj pierwszy raz w życiu pozowałem do zdjęcia w parze z kobietą. Dzong Suk i ja traktowaliśmy to właściwie jak fotografię ślubną. (cyt. za: D. Ducret, „Kobiety dyktatorów 2”)
Co robił w tym czasie mały następca Słońca Rewolucji? Ano przyszedł na świat tej samej wiosny, kiedy zrobiono „fotografię ślubną” jego rodziców. Z tym, że z okazji jego narodzin wcale nie zakwitły kwiaty w środku zimy, ani ptaki nie śpiewały pochwalnych, radosnych pieśni na jego cześć, a przez niebo wcale nie przebiegała podwójna tęcza.
Ponadto nie tylko Dzong Suk nie powiła go na Pektu-san, ale nawet nie zrobiła tego w oficjalnie podawanym roku. Ale czego się nie robi dla lepszego PR?
A gdzie byli rodzice?
W rzeczywistości w latach drugiej wojny światowej Kim Ir Sen służył w Armii Czerwonej w stopniu majora, dowodząc oddziałem złożonym ze swoich rodaków. Pochłonięty żarem rewolucji, nie miał zbyt wiele czasu dla Dzong Suk. Tymczasem ona ze wszystkich sił, wręcz obsesyjnie, starała się zyskać przychylność Kima.
Według dzisiejszych standardów nazwalibyśmy ją chyba... dziwacznie zaangażowaną animatorką kultury. Jak pisze Diane Ducret, Dzong Suk przygotowywała przedstawienia taneczne dla żołnierzy i dla Koreańczyków żyjących pod japońską okupacją, przekonując ich między innymi do tak ważnego obowiązku obywatelskiego, jak naprawa dróg.
Jednocześnie nie pozwalała na sprowadzenie kobiet do roli wyłącznie „czasoumilaczy” dla partyzantów. Towarzyszki z jej inspiracji i dzięki jej inicjatywie uczyły się nawet skakać ze spadochronem i pokonywać rzeki w pełnym rynsztunku płynąc z prądem.
O ślepym zapatrzeniu Dzong Suk w Kima świadczyło również to, że była gotowa kłamać w sprawie narodzin syna. Następca Kim Ir Sena przyszedł bowiem na świat poza granicami Korei. Krajem jego urodzenia był Związek Radziecki, co w pewnym sensie psuło idealny wizerunek następcy Wielkiego Wodza.
Dla potrzeb propagandy rozpowszechniano informacje o tym, że dziecko przyszło na świat na wspomnianej wcześniej świętej górze. Narodziny w radzieckim obozie wojskowym w miejscowości Wiatskoje nad Amurem jakoś nie przystawały do życiorysu przyszłego boskiego przywódcy…
Nie tylko oficjalne miejsce, ale i podawany rok urodzenia rozmija się z prawdą. W rzeczywistości Kim Dzong Il przyszedł na świat w roku 1940 albo 1941. Odmłodzono go nieco, znów ze względu na propagandę. Wszak obchody przyszłych podwójnych okrągłych jubileuszy - ojca i syna (Kim Ir Sen urodził się w 1912) - musiały być wspaniałe!
Matka-wariatka?
Zanim jednak miał nastać czas świętowania, trzeba było wyzwolić Koreę, więc żołnierze Kima nie mogli jeszcze spocząć na laurach. Partyzanci maszerowali wśród gór i lasów, znosząc niewygody. Podczas jednego z takich forsownych marszów, w zimny październikowy wieczór, Kim Dzong Suk po raz kolejny postanowiła udowodnić Wielkiemu Wodzowi swoje przywiązanie.
Dzierżąc w rękach jak relikwię bieliznę Kim Ir Sena, pobiegła szybko nad potok by odświeżyć to, co przylega najbliżej ciała wielkiego dowódcy. Warunki nie pozwoliły jej tylko na wysuszenie wodzowskich galotów przed wyruszeniem w dalszą drogę, co wpędziło ją niemal w rozpacz. Nie mogła przecież nieść w plecaku mokrych rzeczy Kima i nie mogła mu ich oddać nieprzygotowanych.
Odpędzając widmo porażki wsadziła mokrą bieliznę pod własną kurtkę i suszyła ją na swoim ciele w marszu. Przypomnijmy – była październikowa zimna noc, więc przez cały czas musiała dygotać z zimna i rozcierać zgrabiałe po praniu w strumieniu ręce. Tymczasem, kiedy podczas następnego postoju dumna wręczyła mężowi świeżutką bieliznę, została przezeń skarcona.
Po chwili jednak, widząc jej zaangażowanie i trud włożony w sprawienie mu tej małej przyjemności, wódz zmienił zdanie i – jak pisze Diane Ducret – uronił kilka łez. Jeśli ten objaw przywiązanie wydaje się dość ekscentryczny, to już kolejny jest wręcz dziwaczny.
Kiedy Kim Ir Sen sposobił się do kolejnej misji, sen z powiek Dzong Suk spędzało to, jak uczynić jego marsz wygodniejszym, a ubiór przyjemniejszym. Wreszcie wpadła na genialny (chyba tylko jej zdaniem) pomysł.
Postanowiła sprawić dowódcy nowe, miękkie wkładki do butów. Przeszkodą okazał się brak odpowiednich materiałów. Jednak obsesja kobiety, z pomocą tego, czym obdarzyła ją natura, pokonała i tę przeciwność.
Ciekawie musiał zareagować wódz rewolucji Kim Ir Sen, kiedy zakładając buty znalazł w nich wkładki z kruczoczarnych warkoczy swojej żony. Szkoda tylko, że takich wiekopomnych momentów z życia wodza nie rejestrowały migawki aparatów…
Słodkiego miłego życia...
Dzong Suk, która stała się cieniem Kima, mogła wreszcie odetchnąć dopiero w 1945 roku, kiedy jej mąż stał się „Słońcem Korei”. Nieważne, że wybrali go nie Koreańczycy, tylko Sowieci i że padło właśnie na niego z braku lepszych kandydatów (a i tak był najsłabiej wykształconym przywódcą bloku państw komunistycznych). Liczyło się tylko to, że powstała nowa Komunistyczna Korea z Kim Ir Senem na czele.
Wraz z przeprowadzką do Pjongjangu Kimowie zamienili partyzancki barak na piękną willę z basenem i szybko zdecydowali się na powiększenie rodziny. Przez dwa lata przybywają kolejni potomkowie – synek Szura, a po nim córeczka Kim Kyong-hui. Sielanka z wodzem prowadzącym lud ku rewolucji i tupotem małych stópek na tarasie nie trwa zbyt długo. Już w roku 1948 świat Dzong Suk się wali.
Mały Szura ganiający po domu na moment zniknie matce z oczu. Kilka chwil później Dzong Suk znajdzie go martwego w basenie. Ten gigantyczny cios w matczyne serce całkowicie łamie pierwszą damę Korei. Nie odzyskuje już zdrowia i równowagi psychicznej. W 1949 Dzong Suk ma trzydzieści dwa lata i twarz kobiety znacznie starszej.
Lata walki partyzanckiej nadwątliły jej siły, a śmierć Szury całkowicie rozbiła jej psychikę. Organizm był zbyt słaby by przetrwać trudy kolejnego porodu. Żona wodza zmarła 22 września 1949 roku wydając na świat martwą córeczkę.
Istnieją pewne przypuszczenia, że Dzong Suk popełniła samobójstwo, albo została usunięta z otoczenia wodza jako zbyt mało reprezentacyjna (niepiśmienna i zniszczona latami w partyzantce).
Prawdziwych przyczyn zgonu nigdy nie poznamy. To nie pierwsza i nie ostatnia pilnie strzeżona tajemnica państwa rządzonego przez jej wnuka Kim Dzong Una. Pozostanie po niej jednak osobliwy mit narodzin wielkiego Kim Dzong Ila. Istna szopka pektusańska.
Zainteresował Cię ten artykuł? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o najbardziej makabrycznych śmierciach dyktatorów.
Niebezpieczna miłość, chwila szaleństwa i nieokiełznana żądza władzy w książce Diane Ducret „Kobiety dyktatorów”. Kliknij i kup z rabatem w księgarni wydawcy.