Półmetek prezydentury Bronisława Komorowskiego: mądre kompromisy, nie spory
Mija półmetek prezydentury Bronisława Komorowskiego. Specjalista ds. marketingu politycznego, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego dr Norbert Maliszewski uważa, że biorąc pod uwagę poziom zaufania do prezydenta, to można ocenić jako duży społeczny sukces. Z kolei politolog, dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego ocenia, że prezydent Komorowski wyciągnął wnioski z obu poprzednich prezydentur i w pewnym sensie wybrał "trzecią drogę".
06.02.2013 | aktual.: 06.02.2013 08:10
Duży poziom zaufania do prezydenta, deklaruje ponad dwie trzecie Polaków. Dla porównania, w tym samym czasie Lech Kaczyński miał jedną trzecią owego zaufania. Mówiło się też o tym, że Komorowski jest prezydentem tylko określonego środowiska politycznego, zwłaszcza Platformy Obywatelskiej - warto więc zauważyć, że to zaufanie społeczne dotyczy nie tylko wyborców sytuujących się po lewej stronie czy w centrum, ale także zwolenników PiS.
Spodziewano się ponadto, że Komorowski będzie postacią uległą wobec premiera Donalda Tuska, ale także tu widać, że zbudował samodzielną, silną pozycją - jest niezależny; co więcej - potrafi kontaktować się i konsultować z różnymi środowiskami, nawet w takich sytuacjach, w których jest to nie na rękę premierowi, czy wetując różne ustawy. Można więc powiedzieć, że prezydent stworzył sobie samodzielną pozycję i skupił wokół siebie niezależne środowisko.
Mieliśmy sytuacje, takie jak ACTA, ustawa pieczątkowa czy cięcia w administracji, kiedy to Tusk zajmował jakieś stanowisko, a Komorowski prowadził konsultacje ze środowiskami myślącymi inaczej w tych sprawach. Nie jest to więc taka prezydentura, z jaką mieliśmy do czynienia w przypadku Lecha Kaczyńskiego, który popadał w dwie skrajności - w czasach rządu PiS nie było "twórczych spięć", a w czasie rządów PO trwał ciągły polityczny spór. Wydaje się, że Komorowski znalazł pewien środek.
Polakom prawdopodobnie podoba się to, że Komorowski jest ponad podziałami, ale też potrafi wypośrodkować. Nie jest to oczywiście za bardzo aktywna rola, natomiast jest to rola przemyślana - arbitra, który nie tworzy zbędnych napięć, tylko pewne rzeczy konsultuje, ocenia i doradza.
Podobnie jest w polityce zagranicznej. Komorowski odbywa mnóstwo konsultacji, spotkań, ale wszystko to jest spokojne, stonowane i budujące dobre relacje. Był i prezydent USA Barack Obama i Rosji Dmitrij Miedwiediew; były spotkania z kanclerz Niemiec Angelą Merkel i prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym.
Jest to polityka szukania mądrych kompromisów, a nie toczenia sporów. Przykładem może być Ukraina, w sytuacji, kiedy było wiadomo, że to Wiktor Janukowycz wygra wybory prezydenckie, Komorowski wyciągnął do niego rękę po to, żeby podtrzymać kontakt. To był dobry gest. Trzeba przyznać jednak, że ta polityka nie przekłada się na jakieś spektakularne, oczywiste sukcesy - sprowadza się ona do tworzenia dobrych relacji. Wiadomo, że w sytuacji konfliktowej Komorowski nie wybierze się na Ukrainę, aczkolwiek wyciągnie rękę.
Prezydentura zdystansowana i dyskretna
Z kolei politolog, dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego o półmetku kadencji prezydenta Bronisława Komorowskiego mówi, że jest to prezydentura - powiedziałbym - trochę odzwierciedlająca jego temperament jako polityka: zdystansowana, w niektórych momentach - dyskretna.
Jest to prezydentura sytuująca się pomiędzy tymi, do których przywykliśmy w ostatnich latach. Bronisław Komorowski jest politykiem lojalnym wobec swojego zaplecza partyjnego, zwłaszcza w sprawach strategicznych, czego dowodzi przede wszystkim wsparcie dla reformy wydłużającej wiek emerytalny. Z drugiej strony - jest on aktywnym uczestnikiem tam, gdzie w grę wchodzą sprawy niższej rangi czy sytuacja w samej Platformie Obywatelskiej. Można więc powiedzieć, że tak jak Lech Kaczyński jest lojalny wobec swojego zaplecza, ale też jak Aleksander Kwaśniewski - czasami staje z boku. Myślę, że jest świadome wyciągnięcie wniosków z obu tych prezydentur; w tym sensie jest to "trzecia droga" między skrajnościami w modelach sprawowania władzy.
To, co czynił Bronisław Komorowski przez ostatnie miesiące, jest również pewną próbą powiedzenia wszystkim w Platformie, także oponentom, że o tym, czy on wystartuje i będzie kandydatem PO, zadecyduje Bronisław Komorowski i nikt inny. To takie wskazanie, że istnieją jeszcze inne możliwości polityczne, nawet gdyby Donald Tusk miał inne plany na kampanię prezydencką, to Bronisław Komorowski ma możliwości polityczne, wynikające zarówno z poparcia społecznego, jak i z otwartości na różne środowiska polityczne.
Komorowski przyciągnął do siebie ludzi z różnych środowisk: z dawnej Unii Wolności, ale też związanych z lewicą, jak Tomasz Nałęcz. Teraz widzimy bardzo wyraźne ukłony w stronę konserwatywnej prawicy, polegające zarówno na głosie prezydenta w debatach na tematy historyczne, jak i najbardziej kontrowersyjny ostatnio gest - pokazanie się w towarzystwie Romana Giertycha i Michała Kamińskiego. W ten sposób Komorowski pokazuje Donaldowi Tuskowi, że jest w stanie stworzyć swoistą "Platformę-bis" - porozumienie od osób o poglądach liberalno-lewicowych po zdecydowanie narodowo-konserwatywne.
Świadomym wyborem Komorowskiego jest też - moim zdaniem - mniejsza aktywność w polityce zagranicznej, niż to miało miejsce w przypadku jego poprzedników, poza tą jedną sytuacją z Francoisem Hollandem, kiedy przyjął go jako kandydata na prezydenta Francji wtedy, kiedy - ze względu na układy w Europie - nie spotkał się z nim premier Donald Tusk.
Ten styl prezydentury - jak widać - Polakom odpowiada, co przekłada się na poziom sympatii i zaufania do Komorowskiego. Kapitał polityczny, wypracowany podczas półmetka kadencji, polega trochę na tym, że on nie podlega do końca tym samym regułom, którym podlega Platforma Obywatelska, dla której poparcie spadło.
Stąd moim zdaniem należy się spodziewać tego, że rola Bronisława Komorowskiego w drugiej części jego kadencji wzrośnie, a nie spadnie. To z jego obozu politycznego będą coraz silniej dochodziły głosy dotyczące tego, by ktoś łagodził akty sprzeciwu, jakie się będą pojawiały wobec polityki prowadzonej przez rządzących.
Decyzją, której prezydent powinien najbardziej żałować, jest nowelizacja - jego autorstwa - ustawy o zgromadzeniach. Ona po pierwsze wywołała bardzo negatywną reakcję w zapleczu politycznym PO i pana prezydenta, po drugie - dała opozycji amunicję do zarzucania bardzo ciężkich grzechów obozowi rządzącemu. Była to zresztą decyzja bardzo niekoherentna z wizerunkiem Komorowskiego jako polityka umiarkowanego i jako polityka, który swój życiorys w znacznym stopniu oparł na walce o prawa obywatelskie. Odbierałbym to jako główny błąd prezydenta".