Polityka: Straszny pomidor
Polityka: Straszny pomidor
Prezydent podpisał ustawę o organizmach genetycznie zmodyfikowanych - kuriozum w cywilizowanym świecie. Przestrzeganie tej ustawy całkowicie zahamuje polskie badania w dziedzinie genetyki, biologii molekularnej i nowoczesnej medycyny oraz zablokuje rozwój przemysłu biotechnologicznego. Za naruszenie przepisów grożą surowe kary. Wkrótce więzienia zapełnią się genetykami - pisze prof. Piotr Stępień na łamach Polityki.
Organizmy genetycznie zmodyfikowane (GMO)
znane są od ponad trzydziestu lat. Genetycy potrafią wyizolować poszczególne geny z jednego organizmu i na stałe włączyć je do innego. W ten sposób można tworzyć składniki aktywne szczepionki przeciw żółtaczce, ludzkie hormony jak np. insulinę, czy też odmiany roślin odporne na szkodniki i niewymagające opryskiwania chemikaliami.
Wprowadzanie do środowiska naturalnego lub do obrotu handlowego organizmów genetycznie zmodyfikowanych powinno oczywiści podlegać skrupulatnej kontroli. W tej części ustawa spełnia swoje zadania. Horror zaczyna się dopiero tam, gdzie ustawa reguluje tzw. zamknięte użycie GMO, czyli procedury w instytutach naukowych i laboratoriach. Ustawa nakłada bowiem obowiązek uzyskania zgody ministra środowiska na prace badawcze z każdym GMO. By taką zgodę uzyskać trzeba złożyć odpowiedni wniosek, zapłacić 3,4 tys. zł i czekać na decyzję ministra nawet 3 miesiące.
Twórcy nowej ustawy o GMO wyraźnie nie mieli pojęcia o doświadczeniach, które od trzydziestu lat stanowią codzienne zajęcie genetyków, a mianowicie o konstrukcji tzw. banków genów. Do takich eksperymentów niejednokrotnie potrzeba nawet do miliona genetycznie zmodyfikowanych organizmów. Łatwo obliczyć, że otrzymanie zgody na każde z takich doświadczeń kosztowałoby 3,4 mld zł. Warto przypomnieć, że dotacja dla młodego badacza na Uniwersytecie Warszawskim wynosi ok. 8 tys. zł. (ajg)