"Polityka": Latający Cyrk Antoniego Macierewicza
Antoniemu Macierewiczowi udało się zamienić tragedię w kabaret. Czy kompromitacja jego zespołu spowoduje kryzys całej ideologii smoleńskiej i zmniejszy polityczne wpływy PiS? - zastanawia się Janina Paradowska w tygodniku "Polityka".
Znaleźliśmy się w teatrze absurdu - pisze publicystka . Byliśmy w nim wprawdzie od dawna, ale wcześniej zbyt wielu nie chciało tego dostrzec. Antoniemu Macierewiczowi udało się przecież stworzyć efektowną iluzję. Z parlamentarnego zespołu uczynił gremium, którego opinie zaczęto traktować na równi z raportem komisji Jerzego Millera; w społeczną świadomość „wdrukowywano”, że są jakieś dwa równoprawne raporty, dwie wersje katastrofy, dwa zespoły ekspertów, że potrzebna jest debata - czytamy dalej. (…)
Liczne badania opinii publicznej pokazywały dotąd, że ok. 30 proc. ankietowanych, nawet jeśli nie wierzy w sam zamach, to ma wątpliwości dotyczące przebiegu katastrofy. Być może ostatnie wydarzenia, które urągają powadze tamtego dramatu, wpłyną przynajmniej na zmniejszenie liczby tych wątpiących, bo wyznawcy religii smoleńskiej są impregnowani na wszystko. Oni przecież już podejrzewają, że Rońda to element układu, tuskowy albo urbanowy agent, a za wszystkim stoi atak służb specjalnych, oczywiście bezprzykładny.
Zakłopotanie jednak też widać. Wystarczy prześledzić prawicowe portale, by zobaczyć, że w dyskusjach nie ma już jednomyślności w obronie za wszelką cenę ekspertów od zamachu. Na owej konferencji prasowej z zastosowaniem Skype’a sam Jarosław Kaczyński siedział z nietęgą miną i Macierewicz niemal zmusił go do zabrania głosu. (…)
Potwierdzałoby się, że na Antonim Macierewiczu można polegać: za co się weźmie, to w końcu sam zniszczy. Tyle że nigdy nie poniósł żadnych konsekwencji; ponosili je inni... - konkluduje Janina Paradowska.
Źródło: "Polityka"