Polityczne związki zawodowe. Wiosna może być w tym roku naprawdę gorąca
Opozycja liczy na to, że w przyszłym roku uda się jej wygrać wiosną wybory europejskie, a jesienią krajowe i odzyskać władzę. Pomóc mogą w tym… związki zawodowe w przedsiębiorstwach podlegających Skarbowi Państwa.
Próby odsunięcia PiS od władzy trwają od kilku lat. Symbolem tych działań jest hasło „ulica i zagranica”, które z czasem ograniczyło się do „zagranicy”, gdyż tylko wobec orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej obóz rządzący musiał wycofać się z części zmian. Antyrządowe demonstracje nie są na tyle liczne, aby mogły zagrozić władzom. Opozycja liczy jednak, że w 2019 roku dojdzie do przełomu.
Na czym opozycja opiera swój plan?
Składanie skarg na rząd na forum międzynarodowym traci na znaczeniu. Platforma Obywatelska i jej satelici, w tym wspierające ją stowarzyszenia, mają wziąć na siebie akcje polityczne, manifestacje uliczne. PO wspomóc ma w tym lewica, która chce wykorzystać swój duży atut w postaci organizacji związkowych, które mogą prowadzić na jej rzecz akcje protestacyjne w sferze budżetowej i w przedsiębiorstwach państwowych.
Znaczenie ma nie tylko to, że np. służby mundurowe, pracownicy ochrony zdrowia, nauczyciele to wrażliwe sfery funkcjonowania państwa i każdy protest w tych grupach zawodowych jest głośny, ale trzeba też zwrócić uwagę na to, że stosunkowo duże jest tam uzwiązkowienie. Można więc łatwo wykorzystać struktury związkowe do kierowania ewentualnymi protestami i strajkami.
To samo dotyczy także państwowych przedsiębiorstw i spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa. W nich również liczba pracowników należących do związków zawodowych jest proporcjonalnie o wiele większa niż w zakładach prywatnych.
Politycy i działacze związkowi niechętni obozowi rządowemu nie kryją się nawet ze swoimi planami. Najczęściej swoje akcje tłumaczą tym, że rząd ma ignorować interesy pracownicze, a firmy są źle zarządzane. I wynoszą na sztandary przede wszystkim takie postulaty jak podniesienie pensji pracownikom sfery budżetowej, czy wprowadzenie zmian w prawie pracy zgodnych z postulatami związków zawodowych.
Jak upomnieć się o podwyżki zarabiając 10 tysięcy
Jednak niektóre związki zawodowe przygotowują się do protestów w firmach nadzorowanych przez Skarb Państwa, choć nie ma ku temu ekonomicznych powodów. Firmy te osiągają rekordowe zyski, wypłacają co roku wyższe wynagrodzenia, wysokie nagrody i premie, mają też rozbudowane programy socjalne w porównaniu z większością prywatnych podmiotów.
W nieoficjalnych rozmowach związkowcy wyjaśniają, że zawsze można wystąpić do zarządu z jakimiś postulatami, których szefowie spółki nie będą mogli wypełnić w części lub całości i podczas negocjacji nie dojdzie do porozumienia. W tej sytuacji organizacja związkowa może ogłosić, że wchodzi w spór zbiorowy z pracodawcą. Ponieważ państwowe podmioty to z reguły duże przedsiębiorstwa, taki spór od razu wywoła zainteresowanie mediów, będzie odpowiednio nagłośniony. Drugim krokiem może być akcja strajkowa i choć istnieje możliwość, że na strajk nie pozwoli sąd, to nie ma pewności, że sądy będą takie orzeczenia wydawać w każdej sytuacji, gdy racja będzie stała po stronie pracodawcy.
W tym kontekście newralgiczna staje się infrastruktura. Ten sektor już był w tym roku widownią działań związków zawodowych zgodnie ze scenariuszem, jaki powyżej został zarysowany.
Najgłośniejszy był strajk w Polskich Liniach Lotniczych, który spowodował wielomilionowe straty w spółce. Teraz w PLL panuje spokój, ale nie można wykluczyć tego, że w przyszłym roku protest zostanie niejako odwieszony, gdyby ponownie zostały np. podniesione postulaty podwyżek. Cały czas też jeden ze związków zawodowych prowadzi spór zbiorowy z zarządem Przedsiębiorstwa Państwowego „Porty Lotnicze”.
Tyle, że jak upominać się o wyższe pensje, skoro firma płaci średnio blisko 10 tysięcy, a na pracowników czekają sowite nagrody uznaniowe za doskonałe wyniki finansowe osiągnięte przez PPL w 2018 roku sięgające 14 tysięcy złotych na pracownika.
Górnicy, energetyka i kolej
Innym newralgicznym sektorem jest kolej. PKP i inne spółki z tej grupy osiągają coraz lepsze wyniki finansowe, rekordowe w porównaniu z poprzednimi latami, a wręcz dekadami, więc siłą rzeczy część organizacji związkowych mogą podnieść postulaty kolejnych podwyżek i wypłaty innych świadczeń socjalnych. I nie można wykluczyć, że i w tej branży związki będą podgrzewać nastroje, przedłużać negocjacje, by pokazać, że obecne zarządy z nadania PiS nie radzą sobie z kierowaniem koleją. A to można już wykorzystać w kampaniach wyborczych…
Ponadto, jak wynika z naszych rozmów ze związkowcami, ich zdaniem podatne na protesty są także inne branże, jak górnictwo i energetyka, które odczuwają negatywne skutki unijnej polityki klimatycznej.
Gdyby udało się rozniecić szeroką akcję protestacyjno-strajkową w kraju, na pewno by to sprzyjało politycznej opozycji. Na bok w tej sytuacji będą spychane kwestie ekonomiczne, bo przecież każdy strajk wywołuje straty ekonomiczne.
W zamian duża część działaczy związkowych ma mieć obiecane wysokie miejsca na listach wyborczych, więc tym bardziej będzie im zależało na przeprowadzeniu głośnych akcji protestacyjnych.
Nie będzie powtórki z żółtych kamizelek?
Jest jednak jeden poważny problem, który spędza sen z powiek działaczom politycznym i związkowym, choć oficjalnie się do tego nie przyznają: nasze społeczeństwo jest niechętne ulicznym protestom i strajkom.
Dlatego perspektywa protestów takich jak francuskich „żółtych kamizelek” jest mniej niż prawdopodobna. Tym bardziej, że policja wiele razy udowodniła, iż nie daje się prowokować, więc tym bardziej trudno jest Polaków „rozpalić”.
I związkowcy wiedzą, że podejmą spore ryzyko, jeśli będą dążyć do konfrontacji. Może się bowiem okazać, że nie zyskają wcale społecznego poparcia, a nawet zaszkodzą sobie i swoim politycznym patronom.