Polityczna burza trwa. Zełenski musi ugasić nowy pożar związany z przetargami dla wojska
Zamieszanie wokół pozbawienia niezależności Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy nie ucichło. Choć Wołodymyr Zełenski wycofał się z tego pomysłu, to sprawa odżyła po ujawnieniu nowego skandalu wokół przetargów dla wojska. Zaczęto przy okazji podnosić problem nierównego obciążenia bogatych i biednych obroną ojczyzny.
Pod koniec lipca, gdy ukraińska armia toczyła ciężkie walki w Donbasie, a Kijów prosił zachodnich sojuszników o pomoc, Służba Bezpieczeństwa Ukrainy i Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) zatrzymały w związku z korupcją czterech podejrzanych. Wśród nich znaleźli się urzędujący deputowany Rady Najwyższej oraz dwóch wysokich oficerów Gwardii Narodowej.
Śledztwo wykazało, że grupa przez wiele miesięcy zawyżała ceny sprzętu elektronicznego i systemów walki radioelektronicznej, z których korzystać miały frontowe jednostki. W grę wchodziły dziesiątki milionów hrywien.
W normalnych warunkach byłby to kolejny z wielu przypadków nadużyć finansowych w państwie, które od lat zmaga się z endemiczną korupcją. Ale Ukraina nie funkcjonuje dziś w warunkach pokojowych. Trwa wojna o przetrwanie, a każdy zakup dla armii to kwestia życia i śmierci dla obrońców. Dlatego ujawnienie procederu, w który zaangażowane były osoby na szczytach struktur państwowych, wywołało falę oburzenia społecznego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ukraińcy wyszli na ulice. Nagrania z Kijowa i Lwowa
Zawyżanie wartości kontraktów
Podejrzani - według informacji przekazanych przez NABU - uczestniczyli w przygotowaniu zamówień publicznych, w których ceny były zawyżane nawet o 30 proc. Różnica trafiała do prywatnych podmiotów i osób fizycznych związanych z grupą. Środki te były wykorzystywane m.in. na zakup nieruchomości i pojazdów.
Według śledczych wskutek procederu na prywatne konta przetransferowano dziesiątki milionów hrywien. Tylko w jednym z przypadków zawyżenie wartości kontraktu sięgnęło około 3 milionów hrywien (ok. 300 tys. złotych), a przecież takich spraw było setki.
Sąd tymczasowo aresztował zatrzymanych z możliwością wyjścia za kaucją. Dla deputowanego Oleksija Kuzniecowa ustalono kaucję w wysokości 8 milionów hrywien (ok. 700 tys. zł). Dla byłego gubernatora obwodu ługańskiego Serhija Hajdaja – 10 mln (ok. 1 mln złotych). Oficer Gwardii Narodowej, pułkownik Wasyl Myszański, mógł wyjść za poręczeniem w wysokości 2 mln hrywien (ok. 200 tys. złotych). Czwarty z podejrzanych, Andrij Jurczenko, były szef administracji w Rubiżnem, również został objęty aresztem z opcją kaucji w wysokości 6 mln hrywien (ok. 600 tys. złotych).
NABU podało, że przestępstwa popełniane były w związku z kontraktami z lat 2023–2024 zawieranymi głównie przez struktury Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Zamówienia dotyczyły sprzętu mającego trafić do jednostek Gwardii Narodowej walczących na wschodzie Ukrainy. W ramach postępowania zabezpieczono dokumentację, sprzęt elektroniczny i środki finansowe na kontach oraz w gotówce.
Ujawnienie tej sprawy zbiegło się w czasie z polityczną burzą wokół instytucji antykorupcyjnych. Wołodymyr Zełenski podpisał najpierw ustawę likwidującą w praktyce niezależność NABU i Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej (SAP).
Zakładała ona przekazanie nadzoru nad tymi instytucjami Komitetowi Bezpieczeństwa Narodowego Rady Najwyższej. Wywołało to fale protestów społecznych, sprzeciw organizacji pozarządowych i części partnerów międzynarodowych. Krytyka popłynęła również z Unii Europejskiej oraz Stanów Zjednoczonych. W efekcie 25 lipca Wołodymyr Zełenski poinformował, że złożył projekt ustawy przywracający niezależność dwóch instytucji antykorupcyjnych. W kilka dni później NABU ogłosiło zatrzymania w sprawie zakupów sprzętu wojskowego.
Niezadowolenie społeczne
Prezydent Wołodymyr Zełenski skomentował sprawę jednym zdaniem w serwisie Telegram: "Każdy, kto kradnie podczas wojny, odpowie zgodnie z prawem". Nie uspokoiło to niezadowolenia społecznego.
W kilku miastach Ukrainy m.in. w Kijowie, Dnieprze i Czernihowie, odbyły się protesty. Uczestnicy domagali się ujawnienia pełnej listy beneficjentów procederu oraz reformy zasad udzielania zamówień w sektorze obronnym. Wśród postulatów znalazło się utworzenie rejestru beneficjentów rzeczywistych firm realizujących kontrakty wojskowe oraz wzmocnienie roli społecznych obserwatorów przy przetargach związanych z armią.
Równolegle z protestami pojawiły się publikacje dziennikarzy śledczych i relacje wolontariuszy dokumentujących różnice w strukturze społecznej ukraińskich sił zbrojnych. Zgodnie z danymi nieoficjalnymi, jednostki liniowe walczące w Donbasie i obwodzie chersońskim składają się w większości z mieszkańców mniejszych miejscowości i obwodów centralnych oraz wschodnich. W obwodzie czernihowskim i żytomierskim liczba powołań przekracza średnią krajową. Z kolei w niektórych dzielnicach Kijowa, Lwowa i Odessy udział mieszkańców w mobilizacji jest znacznie niższy.
Kilku żołnierzy cytowanych anonimowo przez media, m.in. przez "Ukraińską Prawdę" i serwis NV.ua, wskazywało na problem nierównomiernego rozkładu kosztów wojny.
"Nie chodzi tylko o to, że ktoś nie walczy. Chodzi o to, że ci, którzy nie walczą, podpisują kontrakty, sprzedają sprzęt, a część z nich bierze łapówki" - powiedział jeden z cytowanych w materiale z 4 sierpnia. Inny wskazał na wzrost liczby przypadków "legalnego uchylenia się od mobilizacji", np. poprzez zatrudnienie w firmach wykonujących kontrakty dla armii.
Według danych opublikowanych przez ukraińskie Ministerstwo Obrony tylko w pierwszym półroczu 2025 roku i tylko na dostawy sprzętu dronowego i elektronicznego zawarto ponad 6 tysięcy umów. Łączna wartość tych kontraktów przekroczyła 11 miliardów hrywien (ok. 1,1 mld złotych). Resort nie podał informacji o liczbie umów zawartych z nowymi podmiotami, które wcześniej nie prowadziły działalności w sektorze zbrojeniowym.
W reakcji na aferę parlamentarna Komisja ds. Bezpieczeństwa Narodowego zapowiedziała audyt wybranych kontraktów z lat 2023–2025. NABU potwierdziło, że analizie poddawanych jest obecnie 14 innych przetargów na sprzęt bezzałogowy i walki radioelektronicznej. Ministerstwo Obrony zapowiedziało publikację części umów, ale bez danych wrażliwych.
Poważne problemy
Zachodni sojusznicy bardzo uważnie patrzą na ukraińskie problemy z korupcją. Próba wprowadzenia kontroli nad niezależnymi instytucjami antykorupcyjnymi spotkała się z silną krytyką. I Zełeński dopiero po reprymendzie stwierdził, że po przeanalizowaniu sytuacji zaproponuje "Radzie Najwyższej Ukrainy projekt ustawy, która będzie wzmocnieniem systemu ścigania". Zapewnił też, że instytucje nadal będą niezależne i nowa ustawa spełni wszelkie normy.
Po ujawnieniu ostatniego skandalu Zachód jeszcze dokładniej będzie sprawdzał, na co wydawane są pieniądze europejskich i amerykańskich podatników. W oficjalnym komunikacie Departamentu Stanu USA z 5 sierpnia stwierdził, że "transparentność systemu zaopatrzenia armii Ukrainy jest jednym z warunków utrzymania długofalowego wsparcia międzynarodowego".
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski