Politycy PiS myślą o zbiorowym porzuceniu polityki?
Prawie wszystko jasne, pozostaje pytanie jak to nazwać? Zamrożenie sondaży? Zabetonowanie poparcia? A może po prostu - potęga miłości? Fakt jest faktem - stoi jak stało.
Po kilkunastu miesiącach rządzenia, z kryzysem na karku i kilkoma aferami na koncie, Platforma Obywatelska nie tylko nadal wygrywa w rankingach popularności i sondażach, ale dalej nokautuje rywali. I nic nie jest w stanie tego zmienić. Nie zdziwiłbym się gdyby politykom Prawa i Sprawiedliwości po głowach chodziła myśl o zbiorowym porzuceniu polityki. Oto bowiem wydali od stycznia (jak nieoficjalnie donoszą media) około 7 milionów złotych na kampanię wizerunkową, oto przeprowadzili wielki i w sumie udany Kongres w Nowej Hucie, oto wreszcie nawet przeprosili publicznie za niektóre zachowania z przeszłości - a słupki ani drgnęły. Sondaż Wirtualnej Polski pokazuje wyraźnie, że nic nie zmieniło się także w grupie internautów: PO może dziś liczyć w niej na 53 procent głosów, PiS zaledwie na 12 procent. Ledwie żyje także lewica.
Dlaczego? Jaki diabeł czy anioł tak pomaga rządzącym? Odpowiedzią jest inny wskaźnik - oceny rządu i premiera. Zazwyczaj służy on jako dodatkowy czynnik analizy, ale w czasie gdy cała Polska walczy z kryzysem, staje się wyjątkowo ważny. Bo ograniczenie skutków ekonomicznego tsunami to główne zadanie właśnie rządu. I tu niespodzianka - polscy internauci może nie są zachwyceni, ale też nie uważają by gabinet Donalda Tuska sprawy zawalał. Samego premiera zdecydowanie dobrze lub raczej dobrze ocenia aż 62 procent pytanych! A jego rząd - 49 procent. Ten stabilny wskaźnik pozytywnych ocen potwierdzają inne sondaże. To znaczy jedno - premier Tusk i jego ekipa wygrali pierwszą rundę bitwy o kryzys. Tak właśnie - o to, kto zostanie uznany winnym kryzysu. Bo przecież opozycja od razu wyczuła w tym temacie szansę, od razu postawiła zarzuty o bierność i nieudolność.
Tym łatwiejsze zresztą do postawienia, że szef rządu wybrał zupełnie inną drogę walki z kryzysem niż reszta świata. Nie zadłużał się by miliardy wpompować w gospodarkę i próbować w ten sposób ją rozruszać, ale zaczął na gwałt szukać oszczędności. I cierpliwie, choć chwilami nerwowo, tłumaczył, że nie ma gdzie pożyczać pieniędzy, że nie chce tego robić, bo niebezpieczne. Tłumaczył i... najwyraźniej przekonał sporą część Polaków do tej superliberalnej tezy. W jakimś sensie to mistrzostwo świata w sile politycznego przekonywania - iść tak mocno pod prąd i jeszcze utrzymywać poparcie! Oczywiście - to nie jest jeszcze wygrana z kryzysem. Bo gdyby - czego Polsce nikt nie życzy - uderzył w nas naprawdę mocno, gdyby bezrobocie rzeczywiście skoczyło do prognozowanych 14 procent, mogłoby być naprawdę źle. I wtedy to co dziś jest uznawane przez ankietowanych za mądre, natychmiast zmieniłoby się w wielką winę. Ale tu nikt nie jest mądry, a kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. Tuskowi na razie to się udaje.
Warto zwrócić uwagę na stabilne, dramatycznie słabe oceny Lecha Kaczyńskiego. Zaledwie 16 procent pytanych dobrze lub bardzo dobrze ocenia Lecha Kaczyńskiego. Aż 73 procent źle lub bardzo źle... Nawet jeśli wśród wszystkich Polaków nie jest aż tak źle jak wśród internautów, to szanse na zmianę tej generalnie chłodnej oceny wydają się dziś bardzo małe. I chyba także w otoczeniu prezydenta wiary w to coraz mniej. I chyba też na serio potraktować trzeba ostatnie zapewnienia prezydenta Kaczyńskiego, że jeszcze nie zdecydował czy wystartuje w walce o drugą kadencję. Bo ani on ani politycy go wspierający takich danych lekceważyć nie mogą.
A więc - podsumowując - na razie wszystko po staremu. Ale to nie znaczy, że bez znaczenia. Bo im dłużej trwa dominacja PO, tym większa w tej partii pokusa by jednak sięgnąć po pełnię władzy i może spróbować przedterminowych wyborów. A im bardziej opozycja czuje, że nie może dać rady Tuskowi, tym większe w tych partiach napięcia. Bo jedno w polityce jest niezmienne - zwycięzców kochają wszyscy, przegrywających - nikt. Także partyjni koledzy.
Michał Karnowski, publicysta "Dziennika", specjalnie dla Wirtualnej Polski