Politolog dr Agnieszka Kasińska-Metryka: Waldemara Pawlaka zgubiła rutyna
To rutyna zgubiła Waldemara Pawlaka - tak wyniki głosowania na kongresie PSL, gdzie doszło do zmiany dotychczasowego lidera partii komentuje dla Wirtualnej Polski prezes Polskiego Towarzystwa Marketingu Politycznego dr hab. Agnieszka Kasińska-Metryka. Jak zaznacza ekspertka, to błąd, który popełniają wszyscy, którzy są już dość długo u władzy.
WP: Dlaczego wygrał akurat Janusz Piechociński?
- Myślę, że zadecydowała przede wszystkim konsekwencja polityczna (to już kolejne podejście Janusza Piechocińskiego do funkcji szefa PSL - przyp.red.) ale również niesprzyjające PSL okoliczności zewnętrzne. Wewnętrzne tąpnięcia spowodowane ujawnieniem niekorzystnych dla partii informacji, ale również słupki poparcia utrzymujące się na stale niskim poziomie. Zrodziła się więc potrzeba nowego.
WP: Słupki poparcia utrzymują się na niskim, ale jednocześnie stabilnym poziomie.
- Stabilnym, ale w polityce trzeba mieć trochę szerszą perspektywę. Partia ta ma stały elektorat, ale brakowało pozytywnego wzmocnienia od środka. A Waldemar Pawlak ze swoją polityką, w zasadzie zaktywizowaną jedynie przed kongresem, takiego nowego otwarcia nie gwarantował. Myślę, że Piechociński wpisał się właśnie w te oczekiwania. Z jednej strony wydaje się być kandydatem dobrze znanym i przewidywalnym, zaś z drugiej - wnosi ze sobą pewien powiew nowości.
WP: A może w pewnym stopniu ludowcom przestała się już podobać rola bycia prawą ręką Platformy Obywatelskiej, jej gwarantem bezpieczeństwa?
- Myślę, że akurat ta rola im jak najbardziej odpowiada. Tyle tylko, że ta prawa ręka powinna być też stosunkowo silna, natomiast pewne gesty Donalda Tuska, na które Waldemar Pawlak starał się odpowiedzieć, wskazywały na to, że koalicjant odgrywa w zasadzie rolę drugorzędną. Myślę, że potrzeba silniejszego przywództwa była głównym powodem zmiany w PSL. Z kolei z perspektywy marketingu politycznego nie dostrzegam nic szczególnego, co mogłoby być innowacyjne i uwieść ludowców. To nie jest partia nowoczesnych rozwiązań marketingowych.
WP: „Oni chcieli tylko przestraszyć Pawlaka. Rządził twardą ręką, w partii nie było demokracji. Mieli mu pokazać, że tylko kilkoma głosami wygra. Ale okazało się, że się nie doliczyli i przegrał – mówi „Polsce The Times” jeden z polityków PSL. Może coś w tym jest?
- Myślę, że tak nie jest i jest to scenariusz trochę dopasowany do tego, co się stało. Piechociński wygrał przewagą 17, a nie dwóch głosów.
Również słyszałam, że jest to tylko stan przejściowy i Waldemar Pawlak powróci do władzy, ale wydaje mi się, że potrzeba zmian była jednak głębsza.
WP: Po ogłoszeniu wyników Janusz Piechociński stwierdził, że nie jest prezesem, ale sługą tych, którzy go wybrali. Uklęknął też przed zebranymi. Tak powinien zachowywać się lider partii mającej ambicje do przodowania w sondażach?
- W dzisiejszych wystąpieniach Piechocińskiego słychać było głos, że partia musi być silna sumą głosów; to właśnie nie będzie lider, który stawia siebie dużo wyżej niż resztę partii. Z drugiej strony te gesty; może to jest jedynie takie marketingowe zachowanie, które zapadło wszystkim w pamięć, czyli padnięcie na kolana, a później powstanie, ale jest to gest bardzo symboliczny, i ja bym się w nim dopatrywała pomysłu Piechocińskiego na siebie jako lidera. Z jednej strony właśnie ten PSL, który wstaje z kolan, a z drugiej - coś na kształt tzw. przywództwa służebnego, gdzie mieści się efekt połączenia wszystkich sił w ramach PSL.
WP: Piechociński nie powinien od początku stawiać bardziej na swoim? Pokazać, że ma twardą rękę, również w kontaktach z Waldemarem Pawlakiem.
- Nie. Myślę, że to, co pokazał, to retoryka, która na początku sprawowania władzy w PSL może się bardziej podobać niż uderzenie pięścią w stół. I pewnie w takich rozgrywkach - a polityka jest grą – jest to słuszna strategia, niezaostrzania, niezaogniania sytuacji. Wszystkim się podobało jak przegrany Mitt Romney zadzwonił z gratulacjami do Baracka Obamy, nie obraził się. Mówimy, że brakuje tego w polskiej polityce i myślę, że też z tego względu Piechociński dobrze się wpisuje w te oczekiwania.
WP: Analizowałam teksty z dzisiejszych materiałów prasowych, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego akurat Janusz Piechociński. Pracowitość i niezacietrzewienie - to cechy najczęściej wymieniane nowo wybranego lidera PSL. Co by pani do tego dodała?
- Pokorę, co myślę jest istotne jest właśnie dla takiej partii, w której nie ma wiele miejsca na innowacyjne pomysły. Zatem: pokora, innowacyjność, ale również brak silnej potrzeby autokreacji.
WP: Z drugiej strony ma przyciągnąć elektorat, rolników...
- Nie jestem pewna, czy tutaj targetem akurat są rolnicy. Myślę, że niezależnie od tego czy jest to Waldemar Pawlak czy Janusz Piechociński, oni będą na PSL głosować. Partia ta pójdzie w stronę osób młodych i tutaj Piechociński jest jakąś alternatywą.
WP: Piechociński, w przeciwieństwie do większości partyjnych kolegów, nie ma gospodarstwa rolnego, nie prowadzi żadnej hodowli, nie uprawia ziemi i mieszka od lat w Warszawie. Urodził się jednak i wychował na wsi - przypomina "Polska The Times". Nie boi się pani, że nie zrozumie twardego elektoratu?
- Nie sądzę, że elektorat musi mieć teraz tak czarno na białym powiedziane, że jeżeli ktoś jest liderem partii chłopskiej to musi mieć gospodarstwo. Bo Waldemar Pawlak też stosunkowo daleko odszedł od wsi i zetknął się z różnymi innymi obszarami zainteresowań niż prowadzenie gospodarstwa rolnego i sprawy rolników: nowe technologie, komputer, infrastruktura itd. Myślę więc, że takiego utrudnienia Piechociński nie będzie miał.
WP: Piechociński jest aktywny w internecie, ma swoje profile społecznościowe, blogi... To w pewien sposób burzy jego wizerunek jako tradycjonalisty.
- Nie możemy się też tak łatwo omamiać. Jeżeli polityk jest obecny w przestrzeni wirtualnej to na pewno ma dobrych doradców i osoby, które zajmują się tym obszarem komunikacji. Niewiele jest polityków, którzy sami z siebie mają taką pasję, żeby tą wirtualną obecność swoją podtrzymywać. Myślę, że świadczy to o dobrych ekspertach wokół.
WP: Wybór Piechocińskiego na lidera to duża zmiana, czy tylko wymiana nazwisk?
- Czy będzie to zmiana jakościowa? Na pewno. Czy to będzie punkt dodatkowy dla PSL? Myślę, że może tak być, że te słupki poparcia mogą pójść pewnie na początku nieznacznie w górę. Bo jeszcze Janusz Piechociński, poza deklaracjami, musi się sprawdzić. Na razie trwa okres próbny, kiedy będzie weryfikowane to, co ma do powiedzenia. Natomiast PSL ze swojej tożsamości nie jest partią, która stawiałaby na zmianę. Jednak jest to partia o charakterze tradycyjnym, konserwatywnym. Myślę, że bardziej chodzi o ciągłość i stabilizację niż rewolucję wewnątrz partii.
WP: Będą inne zmiany personalne w PSL?
- Myślę, że mogą się pojawić nowe nazwiska; to, co słyszymy o marszałkach. Bo jednak w regionie sprawni liderzy lokalni pojawiają się i jeżeli Piechociński będzie chciał stworzyć własną drużynę, to pewnie po to zaplecze sięgnie.
WP: Jakie błędy popełnił Waldemar Pawlak, że już nie jest liderem?
- Myślę, że to jest błąd, który popełniają wszyscy, którzy już dosyć długo są u władzy – rutyna. Jednak reakcje na zmianę władzy w PSL dla mnie były dla mnie dosyć histeryczne. Żyjemy w demokracji i jeżeli jest cyrkulacja elit, to jest to absolutnie naturalne. Natomiast Waldemar Pawlak chyba za bardzo uwierzył w swoją bardzo stabilną rolę na scenie politycznej. I ta rutyna go zgubiła.
WP: Mówi się, że za mało słuchał ludowców, za mało z nimi rozmawiał. Że o wielu rzeczach ludowcy dowiadywali się na konferencji premiera Donalda Tuska.
- Są partie, które są coraz bardziej wodzowskie, jest silna personalizacja wewnątrz partii. Tam pola do dialogu za bardzo nie ma. Liderzy są stwarzani, są lokomotywami i pewnie dlatego przypisują sobie większe możliwości decyzyjne, często zapominając o tym, że dialog jest podstawą. Pawlak od lat był kojarzony z politykiem, który pewne problemy z komunikacją ma, choć oczywiście poprawił się w tym zakresie przez kilkanaście lat bycia na scenie politycznej.
WP: PSL się podzieli? Będą zwolennicy Waldemara Pawlaka i Janusza Piechocińskiego? Bo jednak ta przewaga Piechocińskiego nad Pawlakiem jest stosunkowo niewielka.
- Na pewno powstaną frakcje wewnątrzpartyjne, ale nie tak silne, żeby to miało grozić rozłamem, ponieważ rozłam nie jest tak naprawdę w niczyim interesie.
WP: Co musi zrobić Piechociński, żeby przekonać do siebie zwolenników Waldemara Pawlaka?
- Musi mieć konkretne efekty. Myślę, że w rozmowach z Donaldem Tuskiem. Ważne jest, jaką postawę zaprezentuje. Oczywiście najpierw w rozmowach wewnątrzpartyjnych. Pierwsze takie pozytywne gesty już wykonał – chęć spotkania z Waldemarem Pawlakiem, nienarzucanie własnej roli w partii. Na początek zaprezentował się więc jako przywódca rozważny. Jeżeli do tego doda jeszcze efektywność, to myślę, że spodoba się i ludowcom, i elektoratowi.
Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska