Polisa złudzeń
Krew pępowinowa to biologiczna polisa dla dziecka – zapewniają banki komórek macierzystych. I tysiące matek słono płacą za tę polisę, choć może być nic niewarta.
Na plakatach w polskich szpitalach uśmiechnięty bobas tuli się do mamy. Mama też się uśmiecha, bo wie, że jej dziecko będzie szczęśliwe i zdrowe. Dlaczego? Właśnie oddała do zamrożenia krew pępowinową swojego potomka.
Z ulotek w szpitalach dowiemy się, że krew pępowinowa to prawdziwy skarb. To komórki- macierzyste, które służą organizmowi człowieka- do regeneracji szpiku kostnego. Leczą- nowotwory, zawały i cukrzycę. A w przyszłości- będzie z nich można zrekonstruować ludzką tkankę. Nawet serce albo wątrobę. Co najważniejsze- – zapewniają ulotki – krew pępowinowa zawiera kilka razy więcej komórek macierzystych niż krew człowieka dorosłego. Wystarczy tylko oddać ją do jednego z kilku istniejących- w Polsce banków, w których przechowywane jest kilkadziesiąt tysięcy jednostek krwi od wielu tysięcy polskich matek. Dokładnych statystyk- nie ma, ale szacuje się, że na krew pępowinową polskie matki wydały w ciągu ostatnich lat nawet sto milionów złotych.
Kup spokój sumienia
Ulotki dodatkowo informują, że wszystko jest bezpieczne i proste. Podczas porodu fachowiec pobierze od nas sto mililitrów krwi. Strzykawką, z łożyska, w chwilę po przecięciu pępowiny. Potem krew trafi do banku i zostanie zamrożona w ciekłym azocie. Wystarczy tylko podpisać umowę.
Ja też podpisałam. Prawie trzy lata temu, kiedy urodziłam syna. W końcu zrobiła to także hiszpańska rodzina królewska oraz trzecia żona piosenkarza Michała Wiśniewskiego.
„To troskliwi rodzice” – dowiaduję się ze strony internetowej firmy Progenis, banku komórek macierzystych z Krakowa. Przesłanie jest wyraźne – rodzice, którzy nie oddali krwi z pępowiny swojego dziecka, nie zapłacili za jej pobranie średnio 2300 złotych, a za przechowywanie kolejnych 400 złotych rocznie, najwyraźniej nie są troskliwi.
– Mamy do czynienia z bezcennym lekarstwem – zapewnia miła pani z banku krwi. – Proszę sobie wyobrazić, że pani dziecko zapada na białaczkę. I wtedy ma pani szansę, wielką szansę. A gdyby pani tej szansy nie miała...
Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Ani mojego dziecka chorego na białaczkę. Ani motywacji, dla której prywatne banki krwi pępowinowej, jak też współpracujący z nimi lekarze i położne z polskich szpitali grają na rodzicielskim lęku przed utratą dziecka.
– Nie chodzi nam o to, by straszyć, ale zapobiegać – przekonuje Wojciech Szostak, wiceprezes firmy Progenis. – Przecież gdy ubezpieczamy mieszkanie, nie myślimy o tym, że strawi je pożar. To, że oddamy krew pępowinową do zamrożenia, też nie oznacza, że nasze dziecko- zachoruje. A jednak śpimy spokojniej.
Próbowałam się dowiedzieć, dlaczego polskie szpitale promują prywatne przedsięwzięcia.
Doktor Wojciech Puzyna, dyrektor jednej z najsłynniejszych polskich porodówek, Szpitala Świętej Zofii w Warszawie, nie widzi we współpracy z komercyjnymi bankami nic złego. – Takie jest zapotrzebowanie i życzenie naszych pacjentek – wyjaśnia. Zapewnia, że szpital nie zachęca matek do korzystania z usług banków. Tymczasem ich listę możemy znaleźć na stronie internetowej Szpitala Świętej Zofii. Jak też informację, że za pobranie krwi pępowinowej matka – niezależnie od wysokiej opłaty na rzecz banku – musi zapłacić szpitalowi 200 złotych za sam zabieg. I coraz częściej płaci, bo natarczywe i wszechobecne reklamy banków krwi pępowinowej robią swoje. Choć bywają wyjątki.
– Moja żona nie oddała krwi do zamrożenia – przyznaje bez ogródek krajowy konsultant do spraw hematologii, profesor Wiesław Jędrzejczak z Akademii Medycznej w Warszawie, autor 160 publikacji poświęconych między innymi komórkom macierzystym. Prywatnie ojciec kilkutygodniowego oseska.
Krew niewykorzystywana
Profesor nie pozostawia złudzeń: – Banki krwi pępowinowej obiecują rodzicom gruszki na wierzbie – wyjaśnia. – Zapewniają, że w przyszłości uleczy ona większość chorób. A na razie to wyłącznie teoria.
Dlaczego? Bo choroby, które można leczyć przy użyciu komórek macierzystych (jak dotąd odbywa się to wyłącznie w warunkach laboratoryjnych), są niezwykle rzadkie i dotykają najczęściej nie dzieci, ale dorosłych.
– Ale dorośli też nie mają większych szans na uzdrowienie – dodaje profesor Jędrzejczak. – Ilość krwi pobrana z pępowiny starczyć może wyłącznie dla dziecka, a o rozmnażaniu komórek możemy na razie tylko pomarzyć.
Co ważne, do dziś naukowcy nie poznali większości mechanizmów kierujących rozwojem komórek macierzystych. Zdarzały się już niemiłe zaskoczenia – zamiast w cudowne lekarstwo komórki zamieniały się w nowotwory. Dlatego właśnie przeszczepy krwi pępowinowej zdarzają się na świecie niezwykle rzadko. W Polsce do tej pory nie przeprowadzono żadnego zabiegu przeszczepienia dziecku jego własnej krwi, na Zachodzie powodzeniem zakończyła się dotąd tylko jedna taka operacja. Słowa polskiego hematologa potwierdza tymczasem opinia ekspertów pracujących dla Komisji Europejskiej, którzy już kilka lat temu uznali, że „celowość autologicznego [czyli wyłącznie na potrzeby dawcy] bankowania krwi pępowinowej jest wątpliwa, ponieważ nie ma obecnie jej realnego zastosowania do celów leczniczych, oraz wzbudza poważne zastrzeżenia etyczne”. Mówiąc prościej: gromadzona tam krew nie jest dostępna dla wszystkich potrzebujących, a klienci banków wprowadzani są w błąd co do skuteczności jej wykorzystania. Wątpliwości ekspertów wzbudzają
też warunki przechowywania krwi w prywatnych firmach oraz to, że krew pępowinowa nie jest przed zamrożeniem odpowiednio przebadana. Z ekspertami zgadza się Ministerstwo Zdrowia.
– Krew pępowinowa z prywatnych polskich banków nigdy przebadana nie była i wciąż nie jest – przyznaje Pa-weł Trzciński, rzecznik Ministerstwa Zdrowia. – Banki działały dotąd poza kontrolą. Nie mieliśmy pojęcia, w jakich warunkach przechowywana jest krew i czy w ogóle jest przechowywana.
Na dodatek z badań wynika, że próbka próbce nierówna jakością. Od czasu do czasu państwowe instytucje badawcze organizują akcję zbierania krwi pępowinowej dla niekomercyjnych banków. Nie więcej niż 80 procent pobranych porcji nadaje się do użycia. W wielu z nich komórek macierzystych jest za mało lub są złej jakości, zdarzają się również porcje zakażone. Może się więc zdarzyć, że będziemy płacić dużo pieniędzy za przechowywanie materiału, który po latach okaże się nieprzydatny.
Teraz ustawa o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów wymusiła na bankach krwi zdobycie do końca tego roku akredytacji Ministerstwa Zdrowia. Dziś ministerialni urzędnicy prowadzą kontrolę w prywatnych bankach, jej wyniki znane będą za kilka tygodni. Co jednak stanie się z krwią pobraną od matek przed otrzymaniem przez firmy akredytacji?
– Prawdopodobnie trzeba ją będzie zniszczyć – mówi Trzciński. Po pierwsze, dlatego że nieprzebadana odpowiednio krew może być zakażona. Po drugie, wykorzystanie do przeszczepów dotąd składowanej krwi jest niemożliwe ze względów prawnych: polskie przepisy nie zezwalają na pobieranie próbek od instytucji, które nie mają akredytacji. Nawet jeśli banki taką akredytację w końcu otrzymają, to krew pobrana przez nie przed uzyskaniem zezwolenia uznana zostanie za bezużyteczną.
Szefowie prywatnych banków takiego scenariusza w ogóle nie biorą pod uwagę.
Ja biorę. I biję się z myślami, czy zapłacić kolejną już ratę za krew mojego dziecka. I za moje złudzenia.
Anna Szulc