Policjanci zrobili przekręt, żeby chronić znajomego
Policjanci zmanipulowali okoliczności śmiertelnego wypadku drogowego w Kalwach. Robiąc sprawcę z ofiary, chcieli uchronić przed odpowiedzialnością prawną i finansową firmę transportową brata rzecznika poznańskiej policji.
21.06.2007 | aktual.: 21.06.2007 09:24
26 listopada ubiegłego roku w Kalwach ciężarowy DAF zderzył się z fiatem 126p z przyczepką. Kierowca "malucha", 45-letni Krzysztof Chudzicki, zginął na miejscu. Osierocił trójkę dzieci. Podczas czynności wykonywanych przez funkcjonariuszy z drogówki obecny był wyższy od nich stopniem brat właściciela ciężarówki – podinspektor Andrzej Borowiak, wtedy rzecznik Komendy Miejskiej Policji i naczelnik wydziału prezydialnego.
Rodzina ofiary podejrzewa, że policjant wpływał na to, co robiła drogówka. Sprawę umorzono, uznając zabitego za sprawcę zderzenia czołowego. Tak twierdził kierowca DAF-a, chociaż fiat nie miał uszkodzeń z przodu. Nie powołano biegłego, nie szukano świadków. Szokujące okoliczności sprawy przedstawiliśmy w styczniu w artykule pt. "Martwy nie ma racji". Dzień przed publikacją prokuratura podjęła sprawę na nowo i zleciła zbadanie wypadku biegłym sądowym.
Kategoryczna opinia
Specjaliści pracowali kilka miesięcy. Ekspertyzę wykonali w stylu serialu "Kryminalne zagadki Las Vegas" pokazującym wykorzystanie nowoczesnych technik w kryminalistyce. Zespół pięciu biegłych z różnych specjalności zbadał najdrobniejsze szczegóły – nawet włókna żarówek z aut. Ze zdjęć wykonanych po tragedii stworzono komputerowy obraz jezdni. Nałożono go na wyniki uzyskane w programie służącym do symulowania przebiegu wypadku oraz dane zebrane podczas wizji lokalnej.
Przeanalizowano także obrażenia odniesione przez zabitego oraz relacje osób, które były pierwsze na miejscu tragedii. Końcowa opinia ekspertów jest kategoryczna i potwierdza nasze podejrzenia: nie było żadnego zderzenia czołowego. Według ekspertów oba samochody w chwili wypadku były na tym samym pasie jezdni, jechały w stronę Poznania. Ciężarowy DAF najechał na "malucha" i zepchnął go na przeciwległy pas. Oba pojazdy były sprawne i jechały z dozwoloną prędkością. Osobowe auto (i przyczepa) było prawidłowo oświetlone. Warunki atmosferyczne były na tyle dobre, że kierujący DAF-em miał czas, by zahamować. Zdaniem biegłych, niewłaściwie obserwował jezdnię – doprowadzając do zderzenia, rażąco naruszył zasady bezpieczeństwa.
Komenda Główna czeka
Wezwany w ubiegłym tygodniu do prokuratury kierowca ciężarówki spodziewał się tego, co go czeka, bo przyszedł z adwokatem. Otrzymał zarzut spowodowania śmiertelnego wypadku. – Krzysztof L. nie przyznał się. Podtrzymał wersję, że fiat wjechał na niego czołowo – mówi Marek Marszałek, zastępca prokuratora rejonowego w Grodzisku Wielkopolskiego.
Podejrzanemu nie zatrzymano prawa jazdy, chociaż to rutynowa procedura w takich przypadkach. Prokuratura nie przesłuchała i nie planuje już przesłuchać policjantów (w tym A. Borowiaka), którzy byli na miejscu wypadku, chociaż wnioskował o to prawnik rodziny zabitego.
Postępowanie prokuratorskie prawdopodobnie zakończy się w tym miesiącu. Grodziska prokuratura jak dotąd nie przekazała do Komendy Głównej Policji kopii opinii biegłych. Biuro Kontroli KGP zajęło się sprawą po publikacji "Głosu". Chce teraz skonfrontować ekspertyzę z własnymi ustaleniami dotyczącymi udziału policjantów w tuszowaniu okoliczności wypadku.
Policyjne zagadki
Do wyjaśnienia pozostaje wiele zagadek. Przede wszystkim nie wiadomo, dlaczego wykonując plan miejsca wypadku, policjanci nie zaznaczyli niektórych śladów, a usytuowanie innych zmienili? Do wyjaśnienia pozostaje także kwestia skłaniania przez policjantów rodziny zabitego do oddania wraku fiata i przyczepy do kasacji jeszcze w okresie przed umorzeniem sprawy. Czy nie miało to służyć zacieraniu śladów prawdziwych okoliczności tragedii? Gdyby auto zostało wtedy, zgodnie z sugestiami z policji zniszczone, biegli sądowi mieliby bardzo utrudnione zadanie. Rodzina jednak zostawiła auto i jego szczegółowe badanie odegrało istotne znaczenie podczas wykonywania ekspertyzy.
Stwierdzonych przez biegłych dowodów na tuszowanie prawdziwych okoliczności wypadku jest więcej. Jedna z nich ma charakter wręcz makabryczny. Zdaniem biegłych ktoś przemieścił w aucie ciało zabitego, przenosząc je z fotela kierowcy na sąsiedni. Zmiana ułożenia zwłok miała odpowiadać wersji o zderzeniu czołowym. Obecnie część osób, które były związane ze sprawą tuszowanego wypadku, nie pełni już swoich funkcji. Anna P. przeszła na emeryturę w zaledwie trzy tygodnie po artykule "Głosu". Prokuratora Bizonia przeniesiono do innej jednostki. Awansował natomiast Andrzej Borowiak – został rzecznikiem komendanta wojewódzkiego.
Krzysztof M. Kaźmierczak