Policjanci ofiarami świadków koronnych
Jeszcze niedawno łapali bandytów, a za dobrą
pracę dostawali nagrody i awanse. Dzisiaj razem z przestępcami
siedzą na ławach oskarżonych. Stracili wszystko po tym, jak
pomówili ich świadkowie koronni - pisze "Życie Warszawy".
Według dziennika, coraz więcej policjantów trafia przed sąd po pomówieniach świadków koronnych. Wystarczy, że skruszony bandyta powie: ten gliniarz brał łapówki. Wtedy policjant jest "ugotowany". Zeznania koronnych prokuratura traktuje czasem jak wyrocznię i idzie z oskarżeniem do sądu. Nawet jeśli dowody są wątpliwe, a sąd ostatecznie uniewinni policjanta, jego kariera i życie osobiste są złamane.
Ewa Sz. - jak mówi - jest ofiarą "koronnego". Pięć lat temu pomówił ją o korupcję Igor Ł. ps. Patyk, kiedyś jeden z najlepszych złodziei samochodowych, teraz świadek koronny. Wystarczyło jedno jego oskarżenie, by mnie postawić przed sąd i przekreślić wszystko, co dotąd zrobiłam - mówi Ewa Sz. W latach 90. była wywiadowcą w śródmiejskiej komendzie. Łapała rocznie 200 złodziei samochodowych. Później w Centralnym Biurze Śledczym ścigała gangsterów.
Jej życie legło w gruzach pięć lat temu. "Patyk" opowiedział śledczym, że dzięki policjantom z komendy w Śródmieściu złodziejskie gangi mogły bezkarnie kraść w stolicy luksusowe auta. W latach 1994-1998 wręczałem pieniądze policjantce o imieniu Ewa i jej partnerowi - zeznał. Podczas konfrontacji z Ewą Sz. mówił coś innego: mylił lata, zmieniał zeznania. (PAP)