Wieźli nastolatki. Mieli wypadek. Jest finał policyjnej sprawy
Policjanci jechali w radiowozie z dwoma nastolatkami. Rozbili się na drzewie. Jedna z dziewcząt trafiła do szpitala. Zakończyło się wewnętrzne postępowanie policji w tej sprawie. Jeden policjant został ukarany, a wobec drugiego umorzono sprawę.
Jak przekazuje TVN Warszawa, zakończyły się czynności dyscyplinarne dotyczące zdarzenia w Dawidach Bankowych. - Koniecznym było umorzenie postępowania dyscyplinarnego przed ukaraniem dowódcy patrolu, gdyż przestał on podlegać orzecznictwu dyscyplinarnemu - przekazał Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji.
Przekazał także, że "drugiego funkcjonariusza uznano winnym popełnienia czynu, za który obwiniony poniósł odpowiedzialność dyscyplinarną". Marczak dodał, że w tej sprawie toczy się jeszcze odrębne postępowanie karne, które prowadzi prokuratura.
Dawidy Bankowe. Nastolatki w radiowozie
Przypomnijmy, że na początku stycznia funkcjonariusze z Pruszkowa otrzymali zgłoszenie dotyczące wypalania kabli. Pojechali na miejsce. - Tego wypalania nie potwierdzili, natomiast było jakieś ognisko - przekazywała wówczas PAP kom. Karolina Kańka z Komendy Powiatowej Policji w Pruszkowie.
Funkcjonariusze zakończyli interwencję i zabrali do radiowozu dwie nastolatki. W pewnym momencie w miejscowości Dawidy Bankowe (woj. mazowieckie) doszło do wypadku radiowozu. Funkcjonariusz stracił panowanie nad samochodem i auto uderzyło w drzewo. Dziewczyny same zgłosiły się na pogotowie, a potem jedna z nich pojechała do szpitala. Karetka została też wezwana na miejsce wypadku.
Szokująca relacja zdarzenia z Dawidach Bankowych
Taka informacja płynęła ze strony policji. Sprawą zajął się jako adwokat jednej z nastolatek mecenas Roman Giertych. Opublikował nagranie pod tytułem: "Policja uprowadza nastolatki'.
Relacjonował, że grupa młodzieży zauważyła pożar i próbowała go ugasić. Gdy to się nie udało, wezwali straż pożarną i policję. Policjanci mieli przyjechać na miejsce, gdy ogień był już ugaszony przez strażaków. Mimo to funkcjonariusze zaczęli spisywać młodych ludzi, a w trakcie tych czynności miały padać niewybredne żarty.
Dalej jeden z policjantów miał spytać młodzież, czy nie mają narkotyków. Gdy powiedzieli, że nie, kazał jednej z dziewcząt wsiąść do radiowozu. - Przerażona dziewczyna wsiadła, ale poprosiła koleżankę, moją klientkę, aby wsiadła do samochodu razem z nią - mówił Giertych.
- Policjanci weszli razem z dziewczynami, przez chwilę prowadzili jakieś wpisywanie do systemu, po czym nagle, bez ostrzeżenia z piskiem opon ruszyli. Według tego, co mi powiedziała moja mocodawczyni, ta młodsza z nastolatek, zaczęła się pytać, gdzie jadą, ale nie dostała odpowiedzi. Ponieważ przyspieszali, to dziewczyny nie mogły zapiąć pasów, powiedziały to dwa razy, ale nie dostały na to żadnej odpowiedzi - opowiadał mecenas.
- Samochód z dużą prędkością przejechał dwa kilometry i na zakręcie doszło do wypadku, uderzył w drzewo - opowiadał Giertych.
Szokujący jest ciąg dalszy relacji. Młodszy policjant miał zapytać, czy nic się im nie stało, a starszy powiedział tylko: "Spi*****ajcie!". - Nie udzielono im żadnej pomocy, nie wezwano karetki - mówił na nagraniu Giertych.
Źródło: TVNWarszawa/PAP/WP