Policjanci doręczali "mandaty" z Sanepidu. Polityk opozycji poprosił o wyjaśnienia

Komenda Główna Policji twierdzi, że funkcjonariusze nie wyręczali listonoszy i nie dostarczali mandatów wystawianych przez Sanepid protestującym na ulicy w trakcie epidemii koronawirusa. Co innego wynika z informacji przekazanych przez Komendę Stołeczną i nagrań opublikowanych w sieci. Polityk PO Krzysztof Brejza nie kryje zaskoczenia postawą KGP.

Policjanci doręczali "mandaty" z Sanepidu. Polityk opozycji poprosił o wyjaśnienia
Źródło zdjęć: © East News
Sylwester Ruszkiewicz

Początek maja. Adam Wiśniewski, dziennikarz portalu Wolne-Media.pl pojawia się przed domem Jarosława Kaczyńskiego na warszawskim Żoliborzu. Chce sprawdzić czy prezes PiS ma skrzynkę pocztową, dzięki której będzie mógł oddać głos w wyborach korespondencyjnych. Kiedy skrzynka pojawia się kilka dni później, Wiśniewski chce do niej włożyć list. Dostęp do skrzynki zostaje zablokowany przez funkcjonariuszy policji. 10 maja pojawia się na Krakowskim Przedmieściu. Razem z czwórką innych opozycjonistów bierze udział w happeningu wytykającym klapę forsowanego przez PiS głosowania korespondencyjnego.

Obraz
© YouTube.com | YouTube

Jak później powie w rozmowie z "Gazetą Wyborczą” na miejscu dostał 500 zł mandatu od policji. - 44 funkcjonariuszy brało udział w zatrzymaniu pięciu osób. Dziś policja bawi się w listonoszy. Szkoda, bo pewnie gdzie indziej byłaby bardziej potrzebna - komentował Adam Wiśniewski. Kilka dni później do drzwi jego warszawskiego mieszkania pukają policjanci. Mundurowi przynoszą opozycjoniście mandat w wysokości 10 tys. za to, że 10 maja nie przestrzegał dystansu społecznego. Kara została wystawiona przez powiatowego inspektora sanitarnego. Policjanci twierdzą, że wypełniają swoje obowiązki na podstawie umowy z Pocztą Polską. Szczegółów jednak nie podają. Wiśniewski całą sytuację nagrywa, a nagranie trafia do sieci.

Sprawie postanowił przyjrzeć się senator Platformy Obywatelskiej Krzysztof Brejza. – Na jakiej podstawie funkcjonariusze policji dostarczali mandaty przyznane przez Sanepid osobom biorącym udział w protestach ulicznych? – zapytał w piśmie komendanta głównego Jarosława Szymczyka.

Z odpowiedzi, do której dotarła Wirtualna Polska wynika, że sytuacja z dostarczaniem przez policję takich mandatów nie miała w ogóle miejsca. "Uprzejmie informuję, że Policja nie dostarczała wskazanym osobom biorącym udział w protestach ulicznych mandatów wystawianych przez organy Państwowej Inspekcji Sanitarnej" – odpisał senatorowi nadinsp. Dariusz Augustyniak, zastępca komendanta głównego policji. Pismo datowane jest na 18 czerwca.

Obraz
© Archiwum prywatne

Co ciekawe zupełnie inaczej wypowiadał się rzecznik Komendy Stołecznej Policji, w maju kiedy policjanci pojawiali się pod drzwiami opozycjonistów. - To efekt współpracy z sanepidem. W ramach tej współpracy, gdy jest taka potrzeba, dostarczamy także decyzje – mówił "Wyborczej” rzecznik KSP Sylwester Marczak. Przypomnijmy, że mandaty Inspektor Sanitarny przyznawał na podstawie policyjnych notatek. Wynosiły one od 5 do 10 tys. zł.

Pytany o komentarz senator PO Krzysztof Brejza uważa, że sprawa ma polityczny kontekst. - Po raz pierwszy po 1989 władza wykorzystuje mozolnie budowany autorytet policji do swoich celów – robiąc przy tym ogromną krzywdę policji. Ten rząd się skończy, a opinia o policji będzie trwać. Z drugiej strony jest to próba zwalczania mediów i próba zastraszania krytycznego głosu. Władza wysługująca się policją jest groteskowa. Wszyscy widzieliśmy osiem radiowozów interweniujących do jednej przyczepy na Żoliborzu. Teraz okazuje się, że policjanci zamieniani są w kurierów Sanepidu... – ocenia senator Krzysztof Brejza.

W obronie funkcjonariuszy stanął jakiś czas temu nadzorujący policję szef MSWiA Mariusz Kamiński. - Policja działa stanowczo w głębokim interesie nas wszystkich, chodzi o bezpieczeństwo wszystkich obywateli - mówił Kamiński. Przekonywał, że dopóki nie zostaną zniesione ograniczenia w czasie epidemii koronawirusa, to służby porządkowe, w tym policja, muszą reagować zgodnie z obowiązującymi przepisami.

- Rozumiem, że są osoby, które chcą się gromadzić, łamią zakazy, nie podporządkowują się im. To jest wyłamywanie się z pewnej solidarności społecznej i to jest dla mnie przejaw głębokiej nieodpowiedzialności. Proszę, by zrozumieć, że osoby, które zachowują się w sposób nieodpowiedzialny, narażają nie tylko siebie, ale również innych – mówił minister spraw wewnętrznych.

Zapytaliśmy Komendę Główną Policji, skąd rozbieżność między odpowiedzią wiceszefa polskiej policji, a tym co mówili w sprawie dostarczania mandatów z Sanepidu sami policjanci i KSP. Nieoficjalnie, policjanci argumentują, że Sanepid wystawia kary w postaci decyzji administracyjnej. Nie są to mandaty karne.

Według przepisów, policja wypisuje mandaty, a jeśli ktoś odmawia ich przyjęcia, kieruje wnioski o ukaranie do sądu. Funkcjonariusze spisują też notatki o niewłaściwym zachowaniu i wysyłają je do Sanepidu, by ten nałożył kary finansowe. Mogą one sięgać nawet 30 tys. zł. O tym, że Sanepid dostarcza je poprzez funkcjonariuszy, dowiadujemy się przy okazji takich zdarzeń.

Odpowiedź z KGP, którą otrzymaliśmy we wtorek, brzmi w podobnym tonie.

(Aktualizacja) - Grzywny nakładane poprzez mandat za wykroczenia nie są równoważne karom pieniężnym nakładanym w trybie administracyjnym poprzez decyzje administracyjne. Od strony formalnej, wniosek w sprawie cyt. "mandatów przyznawanych przez Sanepid”, był bezprzedmiotowy. Odpowiedź KGP jest zgodna z prawdą - policjanci nie dostarczali mandatów wystawionych przez Państwową Inspekcję Sanitarną - informuje WP rzecznik KGP Mariusz Ciarka.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (104)