Policja wiedziała, ale nie zapobiegła eksplozji w stolicy
Mimo, że stołeczna policja na kilka tygodni przed wtorkową eksplozją w centrum miasta wiedziała, że Sebastian G. może posiadać materiały wybuchowe, zbagatelizowała tę informację - czytamy w "Życiu Warszawy".
Już we wrześniu 26-letnia kobieta powiadomiła funkcjonariuszy z komendy w Śródmieściu, że jej były narzeczony Sebastian G. nie chciał przyjąć do wiadomości, że ona od niego odchodzi i groził jej śmiercią. W czasie rozmów z policjantami kobieta powiedziała, że Sebastian G. może mieć broń i ma dostęp do materiałów wybuchowych.
Wczoraj w stołecznej policji nikt nie potrafił wyjaśnić, dlaczego mundurowi nie sprawdzili od razu tych informacji. Jej rzecznik Maciej Karczyński potwierdził jedynie, że zgłoszenie o groźbach kierowanych przez mężczyznę policja miała jeszcze przed eksplozją.
Z ustaleń gazety wynika, że G. dostał wezwanie na policję na ten tydzień. Nie zdążył się już stawić na komendzie, bo we wtorek odwiedził byłą narzeczoną w mieszkaniu bloku w Al. Jerozolimskich. Tam partnerzy pokłócili się, wezwano policję. Gdy na miejsce przyjechali funkcjonariusze, doszło do wybuchu. Rannych zostało dwóch policjantów i zamachowiec. W środę mężczyzna usłyszał cztery zarzuty karne, m.in. usiłowania zabójstwa, gróźb karalnych i posiadania materiałów wybuchowych.
Prokuratura zapowiada, że sprawdzi, czy policjanci odpowiednio zachowali się w sprawie G.