Policja w domu dziennikarza "Gazety Wyborczej". Tajemniczy powód
Jak ujawnił w mediach społecznościowych zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Mikołaj Chrzan, w sobotę rano do mieszkania jednego z dziennikarzy "GW" weszli funkcjonariusze policji. Nieoficjalnie, mundurowi odkryli wcześniej, że spod łącza internetowego pod tym adresem miały być kierowane groźby do parlamentarzystów. W sprawie Komenda Stołeczna wydała komunikat. Redaktorzy "GW" uważają zarzuty za absurdalne.
02.10.2021 13:04
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Do mieszkania Piotra Bakselerowicza, dziennikarza Wyborczej Zielona Góra w sobotę rano przyszło czterech nieumundurowanych policjantów, którzy zażądali wydania służbowego laptopa. Twierdzili, że z tego adresu IP wysyłane były groźby pod adresem polityka PiS. Nie mieli żadnego nakazu, a jedynie okazali swoje policyjne legitymacje. To absurdalne insynuacje, nasz dziennikarz nikomu nie groził. Nie wydał laptopa, na miejsce przyjechali inni dziennikarze redakcji Wyborczej Zielona Góra oraz adwokat. Akcja wygląda na wymierzona w niezależne media prowokację, na komputerze są materiały objęte tajemnicą dziennikarską, nie zgadzamy się na wydanie komputera - przekazał Wirtualnej Polsce zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Mikołaj Chrzan.
To on jako pierwszy zaalarmował opinię publiczną o sprawie. Pretekstem do zatrzymania służbowego sprzętu miałby być mail z pogróżkami wobec jednego z lokalnych posłów PiS Jerzego Materny, który rzekomo został wysłany z IP routera, z którego korzysta także dziennikarz "Wyborczej"
Jak nieoficjalnie udało się ustalić Wirtualnej Polsce, interwencja policji została przeprowadzona w ramach postępowania, które prowadzi Komenda Stołeczna Policji, a które dotyczy gróźb kierowanych pod adresem parlamentarzystów. W mieszkaniu pojawiło się czterech nieumundurowanych funkcjonariuszy.
- Spod łącza pod tym adresem miały być wysyłane groźby kierowane m.in. do posła PiS Jerzego Materny. Stołeczni policjanci w ramach pomocy prawnej zlecili, aby dokonać tam przeszukanie i zabezpieczyć sprzętu komputerowy. Nie wiedzieli, że tam może przebywać jakiś dziennikarz - mówi nam jeden z policjantów, znających kulisy sprawy.
Całym obrotem sprawy zaskoczony jest poseł PiS Jerzy Materna. W rozmowie z Onetem ujawnił, że w ostatnich dniach otrzymał maila z pogróżkami. W wiadomości znalazła się zapowiedź mordu. - Byłem zszokowany, pierwszy raz w życiu dostałem tak mocne groźby. Zgłosiłem to do pani marszałek, a ona zgłosiła to na policję. Wczoraj byłem przesłuchany. Żadnej ochrony nie chcę, ale przyznam, że przez pierwszą godzinę byłem zszokowany - powiedział polityk.
Polityk PiS był wyraźnie zaskoczony informacją, że policja weszła do mieszkania dziennikarza "Gazety Wyborczej" w tej sprawie. Jak twierdzi, nie zależało mu na rozgłaszaniu sprawy.
Z informacji przekazanych przez "GW", dziennikarz odmówił wydania służbowego sprzętu, ponieważ policjanci nie okazali nakazu prokuratora, który miałby być prawną podstawą do odebrania laptopa i telefonu. - Nie ma także decyzji sądu o tym, by zwolnić dziennikarza z obowiązku tajemnicy dziennikarskiej - informuje "GW".
Do sprawy odniósł się dziennikarz "Wyborczej", u którego rano pojawiła się policja.
- Na pewno nie wysyłałem takiego maila. Nikomu nigdy nie groziłem. Dla mnie to prowokacja albo zemsta za pisanie niewygodnych artykułów - mówi "Wyborczej" Piotr Bakselerowicz. Według "GW", dziennikarz miał dobre relacje z posłem PiS, o którego miało chodzić. Niedawno przeprowadzał z nim wywiad dotyczący koszykówki.
Po południu w sobotę redakcja "Wyborczej" wydała w tej sprawie oświadczenie.
"Dziennikarza "Wyborczej" potraktowano bezceremonialnie, z góry jako podejrzanego. Rzetelne organy ścigania powinny postępować zupełnie inaczej. Można było dziennikarza wezwać wcześniej pisemnie na przesłuchanie i próbować zweryfikować, czy są jakiekolwiek podstawy do tak drastycznej decyzji jak zarekwirowanie służbowego sprzętu elektronicznego" - napisano w oświadczeniu.
"Skandal ten traktujemy również jako usiłowanie tłumienia krytyki prasowej - co także jest złamaniem prawa. Nie przypadkiem bowiem celem tej napaści jest dziennikarz "Wyborczej". Nasz dziennik jest od lat obiektem ataków prawnych i propagandowych ze strony pisowskiej władzy, jej agend i organów. Zasypywani jesteśmy dziesiątkami pism procesowych i pozwów, co do ich liczby jesteśmy "rekordzistą" wśród polskich niezależnych mediów" - czytamy w deklaracji redakcji "GW".