Policja toczy wojnę z piratami
Masz w domu nielegalne programy komputerowe? Ściągnąłeś z Internetu film lub piosenkę? Nie zdziw się, jeśli do twych drzwi zapukają policjanci.
Śledczy ustalają nazwiska ludzi, którzy korzystali z nielegalnie skopiowanych piosenek i filmów udostępnianych przez 28-letniego wrocławianina. Na gigantycznym serwerze komputerowym trzymał ich kilka tysięcy. Były to m.in. najnowsze produkcje polskie i zagraniczne. Niektóre nie miały nawet jeszcze oficjalnej premiery. Mężczyzna sprzedawał je za symboliczną kwotę.
Policja nie chce zdradzić, ilu klientów miał wrocławianin. Nieoficjalnie wiadomo, że może chodzić o tysiące osób z całej Polski. Właścicielowi serwera pomagało kilku dystrybutorów. Rozbicie szajki nie było proste, bo mężczyzna, który stał na jej czele, miał w mieszkaniu komputer z legalnym oprogramowaniem.
Ale za pomocą tego komputera sterował zupełnie innym, tym właściwym, stojącym już gdzie indziej. Tam zainstalował ogromne dyski, na których umieszczał muzykę, filmy i drogie programy – opowiadają policjanci.
Właściciel serwera jest w areszcie. Wkrótce stanie przed sądem. Razem z nim odpowiedzą ci, którzy korzystali z jego usług. Dlaczego? Bo przestępstwem jest nie tylko sprzedaż, ale i zakup czy posiadanie nielegalnie skopiowanych utworów – tłumaczą policjanci. Grozi za to kilka lat więzienia.
Znajdą adresy
Ustalenie, kto zapisuje na swoim komputerze nielegalne kopie programów czy filmów, nie jest trudne. Wbrew pozorom w Internecie nikt nie jest anonimowy. Wystarczą numery IP poszczególnych komputerów. Na ich podstawie możemy szybko ustalić adres mieszkania czy firmy, w której stoi sprzęt – tłumaczy komisarz Ryszard Piotrowski z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą w komendzie wojewódzkiej policji.
Jego współpracownicy pod względem skuteczności walki z komputerowymi przestępcami są w polskiej czołówce. Tylko w ubiegłym roku zabezpieczyli na Dolnym Śląsku prawie 200 komputerów z pirackimi plikami.
Policja zapewnia, że nie odwiedza posiadaczy komputerów na chybił trafił. Nie szukamy ich przypadkowo z książki telefonicznej. Musimy mieć pewność, że osoba, do której przychodzimy na przeszukanie, łamie prawo, na przykład ściąga nielegalnie z internetu pirackie filmy – podkreśla Piotrowski.
W ten sposób wpadł kilka dni temu pewien inżynier spod Twardogóry. W swojej firmie projektowej korzystał z nielegalnych kopii bardzo drogich, specjalistycznych programów. Były warte aż 200 tysięcy złotych. Przy okazji policja znalazła na jego dysku materiały pornograficzne z udziałem zwierząt. Grozi mu teraz do ośmiu lat więzienia.
Donos na szefa
Skąd policja wie o piratach? Część wpada przypadkowo, podczas przeszukań związanych z zupełnie innymi sprawami. Wtedy, sprawdzając zawartość komputera, zwracamy też uwagę na to, czy zainstalowane tam oprogramowanie jest legalne – tłumaczy Piotrowski. Gdy znajdziemy podejrzane kopie, docieramy po nitce do kłębka - do innych piratów - dodaje.
Policję zawiadamiają także organizacje zajmujące się ochroną praw autorskich, m.in. międzynarodowa BSA. Do jej polskiego oddziału trafia dziennie nawet kilkanaście zawiadomień o piratach. Wiele osób, które przekazują nam takie sygnały, to pracownicy zwolnieni przez pracodawców – mówi Barłomiej Witucki z BSA. Sprawdzamy wszystkie zgłoszenia, ale tylko część z nich się potwierdza – dodaje. Interesują nas tylko firmy. To, czy osoby prywatne korzystają z legalnych programów, pozostawiamy ich sumieniom – zastrzega.
Eliza Głowicka
Michał Gigołła