Policja ściga za wulgaryzmy. Jaśkowiak wezwana na komendę
"Jestem wkur..." - tak do demonstrantów krzyknęła Joanna Jaśkowiak, żona prezydenta Poznania. Uczestniczyła wtedy w manifestacji, którą 8 marca zorganizowano w ramach Międzynarodowego Strajku Kobiet. Teraz, po prawie dziesięciu miesiącach, Jaśkowiak dostała w tej sprawie wezwanie na komendę.
- Od czasu gdy panuje nam dobra zmiana, budzą się we mnie różne uczucia. (...) Najpierw było to zdziwienie, później zaskoczenie, oburzenie, niedowierzanie, złość, wściekłość. I ostatecznie brakuje mi słów i [oddaje to] chyba tylko jedno mało cenzuralne: wkurw. Jestem wkur... - przemawiała podczas marcowej manifestacji Jaśkowiak.
Teraz okazuje się, że za swoje słowa może zapłacić nawet 1500 złotych grzywny.
Sprawa trafi do sądu
- W sprawie wypowiedzi Joanny Jaśkowiak wpłynęło zawiadomienie od osoby fizycznej domagającej się ukarania za wulgaryzm w miejscu publicznym - potwierdził na Twitterze rzecznik poznańskiej policji Andrzej Borowiak. Jak dodał, policja wszczęła postępowanie, a sprawa zostanie skierowana do sądu.
Jaśkowiak zaskoczona wezwaniem
Żona prezydenta przyznała w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że nie spodziewała się wezwania. Szczególnie w momencie, gdy od manifestacji upłynęło już prawie dziesięć miesięcy. - Jestem tą sytuacją zaskoczona. (...) Może gdyby to było od razu po demonstracji, to byłoby to dla mnie bardziej zrozumiałe - powiedziała Jaśkowiak. Wyjaśniła też, że w jej przekonaniu słowo, którego użyła, dawno przestało być nieprzyzwoite. Jest po prostu w powszechnym użyciu - stwierdziła.
Jaśkowiak musi stawić się na komendzie 9 stycznia. "Taką niespodziankę zafundował mi na odchodne Stary Rok. Ciąg dalszy nastąpi..." - napisała z przekąsem.