Oto, co dzieje się na ul. Inżynierskiej. "Proszę, nagłośnijcie to"
- Błagamy, zróbcie coś z tą patologią tutaj - mówią w rozmowie z Wirtualną Polską mieszkańcy okolic ulicy Inżynierskiej w Warszawie. W sobotę podczas interwencji wobec agresywnego mężczyzny zginął tu policjant.
26.11.2024 | aktual.: 26.11.2024 10:27
Do tragedii podczas policyjnej interwencji w Warszawie doszło w sobotę. Podczas próby opanowania agresywnego mężczyzny uzbrojonego w maczetę, jeden z policjantów użył służbowej broni. Postrzelił drugiego funkcjonariusza biorącego udział w interwencji. 35-letni policjant zmarł w szpitalu.
Za sprawą tragedii, która rozegrała się na Pradze-Północ, ponownie wraca temat bezpieczeństwa w okolicy. Mężczyzna, wobec którego interweniowali policjanci, był bardzo dobrze znany organom ścigania. To nie pierwszy raz, gdy zachowywał się agresywnie i niebezpiecznie. Ale nie tylko jego zachowanie budzi niepokój mieszkańców sąsiednich kamienic.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na pierwszy rzut oka ulica Inżynierska nie wyróżnia się spośród innych na Pradze-Północ. W ciągu dnia panuje tu duży ruch, kursują tramwaje, chodniki nie są krzywe, a przy jezdni zaparkowane są nowe samochody.
Dopiero gdy przyjrzeć się kamienicom, widać, że odremontowane są jedynie elewacje. Po wejściu do którejś z kamienic, maluje się smutny obraz biedy.
W bramach ciągle pojawiają się mężczyźni w kapturach. Co jakiś czas ktoś do nich podchodzi, wchodzi w podwórko, a potem wychodzi. Pod bramy podjeżdżają też liczne taksówki na aplikację. Gdy pójdzie się dalej, można spotkać osoby, które wyglądają, jakby pełniły rolę ochrony. Obserwują, co dzieje się dookoła.
Przed budynkiem numer 6, gdzie w sobotę zginął 35-letni policjant, zapalonych jest kilkanaście zniczy. Przechodnie zatrzymują się na chwilę i oddają cześć zmarłemu funkcjonariuszowi. Większość osób przechodzących obok nie chce rozmawiać z mediami. - My tu sami rozwiązujemy swoje problemy, nie potrzebujemy pomocy - słyszymy.
Niektórzy zaczynają jednak mówić, co dzieje się w okolicy. - Ten typ był znany policji, ale nikt nie chciał z nim nic zrobić. On nie pierwszy raz biegał z maczetą, odgrażał się. Administracja tydzień temu założyła monitoring w bramie. Jak tylko to zobaczył, mówił, że wszystko roz***. Błagaliśmy, gdzie się da, żeby w końcu z nim coś zrobili. No i doszło do tragedii - mówi nam anonimowo mieszkaniec kamienicy.
"Proszę zobaczyć, co dzieje się w bramach"
Pan Andrzej, który ma pracownię malarską tuż obok, twierdzi, że okolica jest bardzo niebezpieczna.
- Proszę, nagłośnijcie to. Gdzie jest pan prezydent Rafał Trzaskowski? Gdzie jest minister odpowiedzialny za policję Tomasz Siemoniak? Tu nie ma woli politycznej, żeby przywrócić porządek w tym miejscu. Policjanci są bezradni. Bandyci chodzą na wolności. Proszę zobaczyć, co dzieje się w bramach. Wiele osób się boi, ludzie sami starają się rozwiązywać problemy, ale to doprowadzi do kolejnej tragedii - uważa mężczyzna.
W pewnym momencie do mężczyzn w bramie naprzeciw podjeżdża radiowóz. Kilku umundurowanych policjantów wysiada, legitymuje zgromadzonych i ponownie wsiada do radiowozu. Nic się nie zmienia.
- Tak tu jest cały czas. Ten wariat już miesiąc temu groził komuś w sklepie. My mieszkamy w tej okolicy i musimy się dostosować, bo nie chcemy problemów. Chcemy tu normalnie żyć, ale nie czujemy się bezpiecznie, bo grupy przejęły okolicę. Policja przyjeżdża i nic nie może im zrobić. Zaraz będzie strefa, jakie są za granicą - mówi z kolei pani Teresa.
Inni mieszkańcy z powodu strachu nie chcą pokazywać swojej twarzy i podawać imion. Apelują do komendanta policji i prezydenta Warszawy, by w trybie pilnym zajęli się tym, co dzieje się w okolicy.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: