Policja poszukuje Tunezyjczyka w związku z zamachem w Berlinie
W związku z poniedziałkowym zamachem terrorystycznym w Berlinie niemiecka policja poszukuje Tunezyjczyka Anisa A. - informuje "Der Spiegel" w wydaniu online.
21.12.2016 | aktual.: 21.12.2016 18:15
Według tygodnika pod fotelem kierowcy ciężarówki użytej do zamachu znaleziono dokument tożsamości tego obywatela tunezyjskiego, "najprawdopodobniej zaświadczenie o tym, że ma pobyt tolerowany (w Niemczech)". Z dokumentu wynika, że Anis A. urodził się w 1992 roku w mieście Tatawin.
"Der Spiegel" pisze, że podejrzany jest też znany pod innymi nazwiskami i datami urodzenia. Wydawany w Moguncji dziennik "Allgemeine Zeitung" podał z kolei, że podejrzany to Ahmed A. i że jego dokument został wystawiony w Nadrenii Północnej-Westfalii. Agencja dpa informuje, powołując się na źródła w służbach bezpieczeństwa, że w tym kraju związkowym niezwłocznie podjęte zostaną "działania".
W europejskim nakazie aresztowania, do którego dotarła agencja Associated Press, poszukiwany Anis Amri określony jest jako obywatel Tunezji urodzony w mieście Ghaza. Posługiwał się sześcioma nazwiskami i trzema narodowościami - podawał się także za obywatela Egiptu i Libanu.
"Sueddeutsche Zeitung" podaje, że Anis A. kontaktował się z grupą aresztowanego niedawno Abu Walaa, ważnego przedstawiciela Państwa Islamskiego (IS) w Niemczech. 32-letni Abu Walaa był wśród pięciu mężczyzn zatrzymanych w listopadzie w Niemczech w związku z podejrzeniem o rekrutowanie młodych muzułmanów do walki w szeregach IS. Abu Walaa (prawdziwe nazwisko Ahmad Abdelazziz), z pochodzenia Irakijczyk, nazywany jest "kaznodzieją bez twarzy" i jest władzom znany od kilku lat jako "centralna postać wśród niemieckich islamistów".
Dr Wojciech Szewko, ekspert ds. stosunków międzynarodowych, informuje na Twitterze, że Anis A. był poddawany procedurze wydalenia z Niemiec od lipca 2016.
Według "Sueddeutsche Zeitung" i kilku innych mediów poszukiwany Tunezyjczyk został uznany za osobę "stanowiącą zagrożenie"; "Der Spiegel" wyjaśnia, że jest to stosowana przez policję kategoria osób, które są regularnie kontrolowane, ponieważ przypuszcza się, że w każdej chwili mogą próbować zamachu.
Wcześniej w środę niemieckie media informowały, że policja zatrzymała kolejnego podejrzanego w związku z poniedziałkowym zamachem w Berlinie, ale po jakimś czasie został on zwolniony. Pierwszego podejrzanego, zatrzymanego w poniedziałek pakistańskiego uchodźcę, zwolniono we wtorek z braku dowodów.
Minister spraw wewnętrznych potwierdza: jest nowy podejrzany
- Mamy nowego podejrzanego, którego ścigamy - powiedział szef MSW Niemiec Thomas de Maiziere po posiedzeniu parlamentarnej komisji spraw wewnętrznych w Berlinie. Potwierdził tym samym wcześniejsze doniesienia mediów. Zastrzegł, że chodzi o "podejrzanego, który nie musi być sprawcą". Jak dodał, służby tropią wszystkie ślady, a śledztwo prowadzone jest we wszystkich kierunkach.
Jak podkreślił, od północy podejrzany ścigany jest listem gończym na terenie całego obszaru Schengen.
Odnosząc się do licznych informacji podawanych na temat podejrzanego przez media, szef MSW powiedział, że są to spekulacje. - Dla nas ważne jest pochwycenie podejrzanego. Dlatego prowadzimy pościg niejawne. Prokurator generalny ma możliwość przekształcenia go w pościg jawny - wyjaśnił.
- Nie mogę ani potwierdzić, ani zdementować spekulacji medialnych - powiedział de Maiziere.
Krytykują Merkel
Po poniedziałkowym zamachu w Berlinie część francuskich mediów krytycznie odnosi się w środę do polityki migracyjnej kanclerz Niemiec Angeli Merkel. Media wzywają też do ścisłej współpracy służb państw UE, "bo tylko tak można skutecznie walczyć z terroryzmem".
W związku z zamachem, w którym zginęło 12 osób, francuskie media przypominają wypowiedź Merkel: "Nie pozwólmy, by strach nas sparaliżował". Nad Sekwaną ocena jej polityki nie jest jednak jednoznaczna.
Społeczeństwo niemieckie, bardzo wysoko ceniące swobody indywidualne, nie chce wszechobecności policji ani kontroli na każdym kroku - powiedziała w publicznym radiu France Info politolog Isabelle Maras. Dlatego - jej zdaniem - mimo pewnych poprawek, do których zmuszają okoliczności i rosnące wpływy populistów, "Angela Merkel może trzymać się drogi wytyczonej przez wartości demokratyczne".
Ta droga, która podąża niemiecka kanclerz, to z kolei "ślepy zaułek" według polityków skrajnie prawicowego Frontu Narodowego (FN), ale nie tylko. Ekspert od spraw bezpieczeństwa w prawicowej partii Republikanie Guillaume Larrive powiedział w radiu Europe1, że polityka migracyjna Merkel "to tragedia". A na Twitterze napisał: "+Willkommen+ pani Merkel było błędem historycznym, jej polityka migracyjna jest absurdem i wymyka się wszelkiej kontroli".
Przywódczyni FN Marine Le Pen wydała komunikat, w którym wyraziła "oburzenie wobec rządów, które wpuszczają wielką liczbę migrantów, do naszych pozbawionych granic krajów". Wezwała też do "natychmiastowego przywrócenia granic".
"Musimy być razem czujni, a służby wywiadowcze, jedyna barykada (chroniąca przed terroryzmem) muszą otrzymać niezbędne środki" - pisze dziennik "Aujourd'hui en France". Wtóruje mu katolicka gazeta "La Croix", nawołując do "europejskiego zrywu i bardzo ścisłej współpracy służb". Ta współpraca - jak pisze z kolei w komentarzu redakcyjnym "Le Monde" - dotyczyć ma wszystkich instytucji i państw UE, gdyż jest to jedyny sposób na skuteczną walkę z terroryzmem, a "zamknięcie się w narodowych granicach to niebezpieczna ułuda".
Dziennik "Le Figaro" cytuje niemieckich specjalistów od spraw bezpieczeństwa, którzy krytykują opory różnych niemieckich służb wywiadowczych, by dzielić się między sobą informacjami. Joachim Bitterlich, były doradca kanclerza Helmuta Kohla do spraw europejskich, nawiązał do tej sprawy w telewizji BFMTV ubolewając, że "tak trudno o sprawną współpracę służb jednego kraju, a konieczne jest ścisłe współdziałanie wszystkich służb UE".
oprac. Katarzyna Bogdańska, Iga Burniewicz