Policja i prokuratura: nie współpracowaliśmy z gangsterem
Igor Pikus, który zginął w strzelaninie z
policją w podwarszawskiej Magdalence, nie był policyjnym agentem -
twierdzi Komenda Główna Policji. Informację o współpracy Pikusa z
organami ścigania podała "Polityka", powołując się na byłych
policjantów.
"Osoby opowiadające obecnie rewelacje na ten temat zostały kilka lat temu usunięte z policji w związku z zarzutami przyjmowania korzyści majątkowych, m.in. od przestępców 'ze Wschodu'" - powiedział w środę rzecznik prasowy KGP Sławomir Cisowski. Dodał, że ci policjanci "nie mieli uprawnień do prowadzenia jakiejkolwiek 'gry operacyjnej'".
Sprawę Pikusa bada już Prokuratura Krajowa. Zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik, nie podając szczegółów, powiedział w środę, że "w najbliższym czasie zapadnie decyzja w tej sprawie". Szef MSWiA Krzysztof Janik oświadczył, że jest "zdumiony" informacjami o współpracy Pikusa z organami ścigania.
"Polityka" cytuje słowa jednego ze zwolnionych dyscyplinarnie policjantów, który twierdzi, że - za zgodą przełożonych - w drugiej połowie lat 90. spotykał się z Pikusem i sporządzał z tych spotkań notatki służbowe. Według "Polityki" Pikus był wykorzystywany przez gorzowską prokuraturę jako agent. Tygodnik napisał, że prawdopodobnie przy jego pomocy przeprowadzono rozgrywkę z dwoma słubickimi policjantami, podejrzanymi o korupcję.
"Donosząc na nich, zapewnił sobie prawo do pobytu w Polsce. W dokumentach, do których dotarliśmy, on i jego równie niebezpieczny wspólnik Igor Adamowicz występują jako tzw. pozi (poufne osobowe źródło informacji)" - napisała "Polityka".
Pikus, były agent KGB, był ścigany wystawionym w 1995 r. w Niemczech międzynarodowym listem gończym za udział w gwałcie zbiorowym i napady zbrojne. W 1998 r. Pikus przebywał w Gorzowie Wielkopolskim i Słubicach.
5 marca w czasie próby zatrzymania w domu w Magdalence Igora Pikusa i Roberta Cieślaka - podejrzanych o udział w zabójstwie policjanta w Parolach w marcu 2002 r. - doszło do strzelaniny. Dwóch policjantów zginęło (jeden na miejscu, drugi zmarł w szpitalu), a kilkunastu zostało rannych. Śmierć poniosło też dwóch gangsterów. Akcja policji wywołała krytykę.
Prokuratura wszczęła już śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez przygotowujących policyjną akcję. W związku z nią opozycja złożyła wniosek o wotum nieufności wobec ministra Janika.
Również Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wielkopolskim zaprzeczyła, by Igor Pikus był współpracownikiem policji czy prokuratury. "Aleksander W. nie był żadnym tajnym współpracownikiem prokuratury i policji. Wszystkie czynności z jego udziałem miały charakter jawny, był on osobą podejrzaną o wręczenie łapówki policjantom i w takim charakterze występował w postępowaniu w prokuraturze" - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gorzowie, Dariusz Domarecki.
Według rzecznika prokuratura nie wiedziała, że Aleksander Wołodin, przeciwko któremu we wrześniu 1998 r. prowadziła postępowanie, to Igor Pikus - groźny przestępca ścigany międzynarodowym listem gończym, wystawionym trzy lata wcześniej w Niemczech. "W tym czasie trudno było niemiecki list gończy skojarzyć z osobą Aleksandra W. Nie mieliśmy podstaw do przypuszczenia, że może on być w rzeczywistości Igorem P." - powiedział Domarecki.
Zaprzeczył też, by Pikus dostał od prokuratury "glejt", który pozwalałby mu na bezkarność. "Dokument wskazywał, że Aleksander W. ma prowadzone postępowanie karne i jego pobyt w kraju jest potrzebny, aby można było je kontynuować. Zaświadczenie wydano w celu uniknięcia deportacji i w żadnym wypadku nie zapewniało nietykalności. Było zresztą skierowane do Urzędu Miasta i Gminy w Rzepinie, gdzie mieszkał" - twierdzi rzecznik. (jask)