29‑latek bił, aż połamał żebra. Ratownik w szpitalu
Kolejny atak na ratownika medycznego. Tym razem na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Zielonej Górze. 29-letni napastnik, który skatował medyka, został zatrzymany. Mężczyzna mógł być pod wpływem środków odurzających. - Boimy się. Takie akcje są praktycznie na każdym dyżurze - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską jeden z ratowników medycznych.
Dramatyczne zdarzenia rozegrały się w poniedziałek (24 lutego). O godzinie 21:06 dyżurny miejskiej komendy policji odebrał pilne wezwanie do Szpitala Uniwersyteckiego im. Karola Marcinkowskiego w Zielonej Górze, gdzie doszło do brutalnego ataku na ratownika medycznego.
- Policjanci pojechali na SOR, gdzie zatrzymali agresywnego 29-latka, który naruszył nietykalność cielesną ratownika - informuje podinspektor Małgorzata Stanisławska, oficer prasowa Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze.
Brutalny atak na ratownika medycznego
Ze wstępnych ustaleń wynika, że pacjent, który zgłosił się po pomoc na SOR, od początku miał być agresywny. Wszystko działo się bardzo szybko. W pewnym momencie 29-latek po prostu rzucił się na ratownika. Zaskoczony medyk nie zdołał się obronić, a zanim agresor został obezwładniony - zdążył przewrócił ratownika i skopać go po całym ciele. Wedle wiedzy policji, ofiara przebywa na oddziale, ma połamane żebra.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podjechał sprawdzić trzeźwość. Policjanci nie mieli wyboru
Napastnik został osadzony w policyjnej izbie zatrzymań. Policjanci znaleźli przy nim środki odurzające. Od 29-latka ma zostać pobrana krew do badań, aby potwierdzić, czy w momencie ataku na ratownika był pod wpływem narkotyków.
- W pierwszej kolejności chcemy przesłuchać świadków - na tej podstawie będą wykonywane dalsze czynności procesowe i zostaną przedstawione zarzuty podejrzanemu. Nie wiemy jeszcze, czy stan poszkodowanego pozwala na przesłuchanie - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską rzeczniczka policji w Zielonej Górze.
Jak dodaje, najpewniej 29-latek odpowie za czynną napaść na funkcjonariusza publicznego. Zgodnie z art. 223 kodeksu karnego grozi za to do 10 lat pozbawienia wolności, a jeśli w wyniku pobicia dojdzie do ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poszkodowanego - sprawcy grozi nawet 15 lat więzienia. Do tego zarzuty za posiadanie środków odurzających.
Medycy z Zielonej Góry biją na alarm
Środowisko medyczne jest oburzone po brutalnym ataku na ratownika w Zielonej Górze. Tym bardziej po wydarzeniach ze stycznia, kiedy to w Siedlcach doszło do śmiertelnego ataku nożownika na ratownika medycznego.
"Żądamy aresztu tymczasowego dla bydlaka, który skopał i połamał żebra ratownikowi medycznemu dzisiejszej nocy w SOR Zielona Góra" - napisał w mediach społecznościowych radny i lekarz pogotowia Robert Górski.
"Pacjent zaatakował naszego ratownika medycznego podczas udzielania mu pomocy. Nie ma na to naszej zgody! Praca medyka to misja ratowania życia, ale niestety wiąże się także z ryzykiem, które nie powinno być akceptowane jako część zawodu. Potrzebne są realne zmiany, aby zapewnić nam większe bezpieczeństwo i komfort pracy" - piszą w oświadczeniu na Facebooku pracownicy zielonogórskiego SOR-u.
Ratownicy medyczni boją się o swoje życie
W rozmowie z Wirtualną Polską ratownik medyczny z jednego z warszawskich szpitali mówi wprost: - Praktycznie na każdym dyżurze dochodzi do niebezpiecznych sytuacji.
- Z reguły udaje się spacyfikować agresywnego pacjenta, ale zdarzają się sytuacje, które wymagają wsparcia policji. Taki delikwent jest zazwyczaj pod wpływem alkoholu czy jakichś substancji. Staramy się gasić agresję w zarodku, ale nie zawsze się da. Przykład z ostatniego dyżuru: wezwanie do pijanego mężczyzny, który demoluje mieszkanie. Sąsiedzi zadzwonili. Wchodzimy z policją; policjanci jadą też z nami w karetce, bo gość jest agresywny w stosunku do ratowników - opowiada warszawski medyk.
Pewnie, że się boimy. Niestety, jeździmy w zespołach dwu- a nie trzyosobowych jak kiedyś. Często też w obsadach mieszanych: ratownik z ratowniczką. I zawsze korzystamy z asysty policji. Społeczeństwo raczej nie pomaga; przechodnie rzadko się angażują. I w sumie to dobrze, bo nie wiadomo, jakby się to mogło potoczyć - mówi ratownik ze stolicy.
Paulina Ciesielska, dziennikarka Wirtualnej Polski