Polak w Japonii: to przerażające, wciąż przybywa ofiar!
- Akurat wróciłem z pracy do domu, gdy zaczęło trząść. Nie wiedziałem, czy przerodzi się to w potężne trzęsienie ziemi. Po kilku minutach na szczęście ustało. Poczułem ulgę. Przerażenie oblało mnie ponownie, gdy włączyłem telewizor i zobaczyłem, że ta sama fala zniszczyła całe północno-wschodnie wybrzeże - opowiada Wirtualnej Polsce 37-letni Piotr, który od siedmiu lat mieszka w Osace, w południowo-zachodniej części wyspy Honsiu w Japonii.
Osaka znajduje się około 500 kilometrów od epicentrum trzęsienia ziemi, do jakiego doszło w piątek w Japonii. - Wstrząsy były jednak na tyle silne, że były odczuwalne ponad 500 km od epicentrum wstrząsów - relacjonuje Piotr.
- Akurat wróciłem z pracy do domu, gdy zaczęło trząść. Po kilku minutach na szczęście ustało. Poczułem ulgę - opowiada 37-latek. Strach jednak pojawił się ponownie, gdy Piotr włączył telewizor. Dopiero wtedy dowiedział się, jak silne było trzęsienie i jaką tragedię spowodowało. - Znów zacząłem się obawiać. Dopiero, gdy zobaczyłem na mapie, że Osaka jest miejscem niezagrożonym, usiadłem spokojniejszy - dodaje.
Piotr w Japonii przebywa od siedmiu lat. Jak sam przyznaje obawia się takich drgań. - Odczuwalnych trzęsień ziemi w kraju jest przynajmniej kilkanaście do roku. Nigdy nie jest tak, że wstrząs przybiera od razu potężną siłę, ale gdy tylko zaczynają się drgania, człowiek w ciągu ułamka sekundy nieruchomieje. Mimo lęku, trzeba przytomnie reagować, wyczuć, czy wstrząsy narastają. Jeśli tak, bezzwłocznie należy wyjść z budynku. Gdy nie ma już na to czasu, bo drgania są zbyt silne, trzeba chociaż schować się pod stół - tłumaczy mężczyzna.
Japonia to obszar bardzo skomplikowany pod względem sejsmologicznym. - Wstrząsy są tutaj tak częste, że wielu ludzi zwyczajnie się do nich przyzwyczaiło. Nawet jeśli pojawią się drgania, to telewizja od razu podaje, czy jest zagrożenie, czy go nie ma. Dzisiaj jednak wydarzyła się tragedia. Czegoś takiego w Japonii jeszcze nie widziałem! - mówi Wirtualnej Polsce 37-letni Piotr.
- Na każdym kroku widoczny jest stan wyjątkowy. Odwołane zostały wszystkie programy telewizyjne. Non stop nadawane są relacje na żywo. Na ekranach najczęściej pokazywana jest mapa, na której na czerwono są zaznaczone miejsca, gdzie władze nakazują natychmiastową ewakuacji. Podawana jest także zwiększająca się ciągle liczba ofiar... - dodaje.
Wszyscy przebywający w tym kraju ludzie mają świadomość, jak niebezpieczny jest to teren. - Każdy Japończyk wie, jak ma postępować w takich sytuacjach. Dzieci w szkołach od małego uczą się, jak mają się zachowywać w sytuacjach zagrożenia. Sam, gdy tylko tu przyjechałem odbyłem specjalny kurs, co należy robić w przypadku trzęsienia ziemi - tłumaczy Piotr. - Wiadomo jednak, że jeśli kataklizm osiąga taką siłę, jak ten dzisiaj, to nawet najlepsze starania człowieka mogą okazać się niczym - relacjonuje Piotr.
Mimo ogromu tragedii, władze starają się opanowywać trudną sytuację. - Japonia ma jedną z największych rezerw budżetowych na świecie. Jest to spowodowane niekorzystnym położeniem kraju. Rząd od razu podjął działania. Zostało wysłane wojsko, są prowadzone akcje ratunkowe i wprowadzane rozwiązania awaryjne. Władze potrafią je wprowadzić w ciągu kilkunastu minut - zapewnia Piotr.
Magda Serafin, Wirtualna Polska