Polacy zadecydują o przyszłości Wielkiej Brytanii? Imigranci mogą przechylić szalę w referendum
"Czy Szkocja powinna być niepodległym krajem?" - na to pytanie odpowiedzą dziś w referendum jej mieszkańcy. Według sondaży, zwolennicy i przeciwnicy niepodległości idą łeb w łeb, dlatego o ostatecznym wyniku mogą zadecydować głosy mieszkających tam imigrantów. W tym Polaków.
Kiedy 15 października 2012 r., na mocy Porozumienia Edynburskiego brytyjski rząd zgodził się na przeprowadzenie referendum, gra wydawała się niewarta świeczki. Przewaga zwolenników pozostania Szkocji w Zjednoczonym Królestwie była miażdżąca. Jednak z ówczesnych 75 proc. dziś pozostały wspomnienia.
- To efekt oddolnej pracy wielu osób. Chodziliśmy od domu do domu, rozmawialiśmy z ludźmi na ulicach, przedstawialiśmy argumenty. W czasie kampanii referendalnej sam przejechałem 11 tys. kilometrów docierając do różnych zakątków kraju. Dzięki takim inicjatywom jak nasza ludzie nabrali świadomości, a milion osób, które wcześniej nie uczestniczyły w wyborach, zarejestrowało się na listach - mówi Maciej Wiczyński, założyciel i lider ruchu "Polacy na Tak". Jak przyznaje, robi to z potrzeby serca, a jego organizacja, w której działalność zaangażowało się kilkuset wolontariuszy, nie zasypia gruszek w popiele.
- Kierujemy się podwójną motywacją, bo niepodległość Szkocji to również korzyści dla mieszkających tu Polaków. Mamy większe prawa socjalne niż w Anglii, darmową edukację szkolną, nieodpłatne studia. Tymczasem rząd w Londynie raz po raz wprowadza ograniczenia szukając wśród imigrantów kozłów ofiarnych, utrudniając np. zdobycie brytyjskiego obywatelstwa. Charakterystyczne, że w Szkocji nie mówi się o nas obcokrajowcy, tylko Nowi Szkoci albo Polscy Szkoci. Ludzie są otwarci i przyjaźnie nastawieni - podkreśla Wiczyński, politolog z wykształcenia, mieszkający w Kingdom of Fife, dodając, że socjalliberalnej Szkocji jest bliżej do krajów nordyckich niż neokonserwatywnego Londynu.
Na granicy
Oficjalnie 60 tysięcy, nieoficjalnie nawet dwa razy więcej. Tylu Polaków, według różnych danych, mieszka w Szkocji, stanowiąc największą grupę narodowościową wśród imigrantów. To poważna siła, przy wyrównanej walce mogąca zadecydować o wynikach dzisiejszego referendum. A zapowiada się rekord frekwencji - na listach wyborczych zarejestrowało się bowiem 4 mln 218 tys. mieszkańców Szkocji, czyli aż 97 proc. uprawnionych do głosowania.
Jaką przyszłość wybiorą Polacy? Zdaniem Roberta Merecza, dyrektora Polskiej Izby Biznesu w Szkocji, a jednocześnie redaktora zarządzającego "Szkockiego Przeglądu Parlamentarnego", preferencje wśród nich są podzielone.
- Z moich obserwacji wynika, że rozkładają się mniej więcej pół na pół. A więc podobnie jak u Szkotów, tyle że nasi rodacy podchodzą do tego bardziej emocjonalnie. Ostatnio byłem świadkiem jak Polka na ulicy w bardzo sugestywnych słowach przekonywała Szkotkę do tego, jak ma głosować - mówi Merecz. I podkreśla, że dla części imigrantów znad Wisły słowo "niepodległość" ma duże znaczenie, stanowiąc odniesienie do historii Polski. Ale to również konkretne korzyści - nowy kraj będzie tworzył nową administrację i nowe miejsca pracy, co da możliwości prężnym, wykształconym Polakom, mającym tu opinię dobrych fachowców.
To jedna strona medalu. Zwolennicy obecnego status quo twierdzą jednak, że niepodległość może doprowadzić do perturbacji walutowych, wyjścia Szkocji z Unii Europejskiej (chociaż w tej sprawie zdania prawników są podzielone), a także generować poważne koszty gospodarcze. Powstanie nowej granicy dla lokalnych biznesów zapewne nie będzie miało większego znaczenia, jednak dla dużych firm operujących na terenie całej Wielkiej Brytanii ryzyko jest znacznie większe.
- Wydaje się, że ci, którym się dobrze żyje i mają ustabilizowaną sytuację, będą przeciwko opuszczeniu Zjednoczonego Królestwa, bo taki ruch zawsze jest niewiadomą. Natomiast biedniejsi zagłosują "za", widząc w tym szansę dla siebie - przewiduje Merecz.
Jedno jest pewne - bez względu na wynik referendum sam fakt, że w ogóle do niego doszło, będzie miał konsekwencje na przyszłość. Jeśli bowiem nawet wygrają zwolennicy zachowania obecnego modelu, liczna grupa zwolenników niepodległości oznacza dalsze działania odśrodkowe, większą autonomię i w efekcie decentralizację Zjednoczonego Królestwa.
- Narodowy duch został rozbudzony. Szkocja już wygrała, bo Londyn, godząc się na to głosowanie, padł na kolana - mówi Maciej Wiczyński.
Z Londynu dla WP.PL Piotr Gulbicki