Polacy z Mariupola trafią do Polski. Andrzej Iwaszko: To zasługa WP
Po wielu miesiącach życia w niepewności i strachu przed rosyjską inwazją, Polacy z Mariupola mają zostać sprowadzeni do Polski. Na dzień przed ciszą wyborczą decyzję o ich ewakuacji - wbrew dotychczasowemu stanowisku - podjął MSZ. - To krok w dobrym kierunku. Wszyscy ci którzy zgłaszali chęć wyjazdu będą mogli z tego skorzystać. Duża w tym zasługa WP i innych mediów, które interesowały się tym tematem - mówi Wirtualnej Polsce Andrzej Iwaszko, prezes Polsko-Ukraińskiego Stowarzyszenia Kulturalnego w Mariupol
O decyzji sprowadzenia 149 Polaków z zagrożonych wojną terenów nad Morzem Azowskim poinformował w piątek minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna.
- To jest 147 osób, jest też kilkadziesiąt osób które pochodzą z Donbasu i nie wzięły udziału w tym etapie ewakuacji sprzed blisko roku i też rozmawiamy z nimi, ustalamy Karty Polaka i weryfikujemy ich miejsce zamieszkania, czy rzeczywiście mieszkają na terenach, które są objęte lub mogą być objęte konfliktem zbrojnym – wyjaśnił podczas konferencji prasowej w Kielcach.
O sprowadzenie z Mariupola osób polskiego pochodzenia od ponad roku zabiegał Andrzej Iwaszko, działacz polonijny i prezes lokalnego stowarzyszenia.
- Cieszę, się że to się w końcu udało. Wczoraj przyjechał przedstawiciel ministerstwa i rozmowy toczyły się cały dzień, do późnej nocy. Wygląda na to, że się udało. Chociaż o sukcesie będzie można mówić dopiero, kiedy oni wszyscy dotrą do Polski i zaczną normalne życie - mówi w rozmowie z WP Iwaszko. - Myślę, że macie w tym dużą zasługę - dodaje działacz. Wirtualna Polska wielokrotnie informowała o sytuacji Polaków z Mariupola.
Paradoksalnie, decyzja MSZ - na dzień przed ciszą wyborczą - przypada na wyjątkowo spokojny okres w wojnie na Ukrainie. Podczas gdy jeszcze pod koniec lata wokół Mariupola i Doniecka trwała nowa ofensywa separatystów z użyciem ciężkiej artylerii, dziś dochodzi jedynie do sporadycznych starć między obiema stronami. Co nie znaczy, że walki w okolicach ustały.
- W porównaniu do tego, co się działo wcześniej, kiedy pod miastem słychać było spadające "grady", to rzeczywiście jest cicho. Ale chociażby wczoraj wieś Szyrokino - jakieś 15 kilometrów od miasta - została ostrzelana z granatników i moździerzy. Walki toczą się też pod Donieckiem. Takie szarpanie widać non-stop - wyjaśnia Iwaszko. Co ciekawe, decyzja MSZ przeczy dotychczasowemu stanowisku ministerstwa, które długo wzbraniało się przed sprowadzeniem mariupolskich Polaków, tłumacząc, że w mieście nie toczą się walki, a zatem życiu jego mieszkańców nie zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo.
Jak tłumaczy Iwaszko, lista osób przeznaczonych do ewakuacji - głównie członków Polsko-Ukraińskiego Stowarzyszenia Kulturalnego - jest kompletna i zawiera wszystkie te osoby z potwierdzonym polskim pochodzeniem, które chciały wyjechać. Według Schetyny, ewakuacja ma się zakończyć jeszcze w listopadzie, zaś od grudnia ma zostać rozpoczęty proces adaptacji repatriantów.
Jak tłumaczy WP rzecznik MSW Małgorzata Woźniak, program adaptacyjny ewakuowanych z Mariupola Polaków będzie wyglądać podobnie jak w przypadku sprowadzonych do Polski w styczniu osób z Donbasu. Wówczas trafili oni do ośrodka Caritas w Rybakach na Mazurach.
- Będziemy podążać tą samą ścieżką, bo sprawdziła się ona w 120 procentach, zarówno pod kątem nauki języka, jak i opieki. Dziś w ośrodkach nikogo nie ma, bo wszyscy mają pracę i żyją samodzielnie - mówi Woźniak. - Zakładamy, że program adaptacji Polaków z Mariupola potrwa również sześć miesięcy i zachowane zostałyby te same procedury jeśli chodzi o uzyskanie dla tych osób pozwoleń na pobyt stały, wraz z prawem do opieki społecznej - dodaje.