"Polacy nie śpiewają tego spontanicznie - dlaczego?"
Zauważyłem, że Polacy śpiewają znacznie częściej niż Anglicy. Czasami myślę, że jedynym powodem, dla którego Polacy się żenią jest to, że mogą wtedy pić wódkę i porządnie sobie pośpiewać. Co jednak ciekawe, nigdy nie słyszałem Polaków śpiewających spontanicznie hymn narodowy. Nie byłem nawet pewien, czy Polska takowy posiada, musiałem to dopiero sprawdzić. W Anglii jest inaczej – jeśli ktoś postanawia już coś zaśpiewać, intonuje właśnie hymn lub ewentualnie jedną z dwóch innych piosenek, które służą nam za hymny nieoficjalne - pisze Jamie Stokes dla Wirtualnej Polski.
10.06.2011 16:20
Fakt ten zapewne pozwala nam powiedzieć coś bardzo ważnego i głębokiego na temat stosunku Anglików i Polaków do własnej narodowości, ale nie jestem na tyle bystry, by dostrzec, co to takiego. Poszukałem więc podpowiedzi w samych słowach. Polski hymn dla obcokrajowca nieznającego kontekstu jego powstania brzmi bardzo pesymistycznie. Słowa „Jeszcze Polska nie zginęła” sugerują jak dla mnie spodziewanie się takiego nieuniknionego zgonu kiedyś w przyszłości.
Hymn Wielkiej Brytanii w ogóle nie wspomina o samym kraju, co może być postrzegane, jako wyraz jakże charakterystycznej dla nas skromności. Cała rzecz jest zamiast tego o królowej (albo królu, jeśli akurat mamy króla). Pomysł, że Anglia mogłaby znajdować się w jakimkolwiek zagrożeniu nie jest w ogóle brany pod uwagę. Jedyna wyrażana w hymnie nadzieja dotyczy tego, by królowa (lub król) została obdarzona (lub obdarzony) szczęściem i chwałą, długim życiem i by nie przestawała (lub nie przestawał) być królową (królem) tak długo jak to możliwe. Słowa „Długo panować nad nami” arogancko lekceważą pomysł, że kiedyś może nie być „nas” do „panowania nad”.
W ciekawy sposób odzwierciedla to nastrój polskiego hymnu. Z punktu widzenia obcokrajowca wybranie na hymn utworu, w którym częściej niż Polskę wspomina się Włochy i Napoleona, jest dość mylące. Słowa polskiego hymnu napisane są z perspektywy osoby, która przebywa poza Polską i chce tam wrócić, słowa hymnu brytyjskiego napisane są z perspektywy osoby, która znajduje się w Wielkiej Brytanii i nie ma żadnych intencji, by się stamtąd ruszać, a już na pewno nie do Włoch. Tak, wiem dokładnie, dlaczego takie słowa wtedy powstały, chcę tylko powiedzieć, że z dzisiejszej perspektywy brzmi to dziwnie. Trzymając się narodowych stereotypów, polski hymn jest także znacznie bardziej emocjonalny niż hymn brytyjski. Zapłakany ojciec Basi to jak na angielski gust trochę za dużo. Jedyna emocja, jaka wspominana jest w brytyjskim hymnie, to szczęście – nie „radość”, nie „zachwyt”, po prostu stare, zwykłe „szczęście”. Mam wrażenie, że Polacy wolą jednak romantyczny szloch przy dźwiękach bębna, zwłaszcza, jeśli mają do czynienia
z doświadczeniem emigracji.
W polskim hymnie sporo mówi się także o walce. Niemcom, Moskalom, Szwedom i innej „obcej przemocy” grozi się ciężkim pobiciem. Definiuje to „polskość” jako ciągły stan gotowości do boju. To trochę tak, jakby Polacy nie byli tak naprawdę Polakami, dopóki nie wyrażą chęci walki przeciwko przemocy i uciskowi.
W brytyjskim hymnie też się coś o walce wspomina, ale my z radością zostawiamy tę sprawę Panu Bogu w słowach „O Panie, Boże nasz, ukarz jej wrogów i spraw, by upadli.” Innymi słowami, jesteśmy prawie pewni, że Pan Bóg jest po naszej stronie i wpadnie pomóc, jeśli akurat w okolicy pojawi się hiszpańska armada. Co ciekawe, w Mazurku Dąbrowskiego Boga się nawet nie wspomina, poza starą wersją, w której oczekuje się od niego, że zamiast pojawić się osobiście, wyśle Kościuszkę.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski