ŚwiatPolacy na Greenpoincie - polonijne biznesy znikają z Brooklynu

Polacy na Greenpoincie - polonijne biznesy znikają z Brooklynu

Na nowojorskim Brooklynie jest coraz mniej polonijnych sklepów, zakładów usługowych i firm. Milionowe ceny domów i rosnące czynsze wypłoszyły polonijną klientelę. W polskich sklepach na Greenpoincie pojawili się hipsterzy.

Polacy na Greenpoincie - polonijne biznesy znikają z Brooklynu
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | Kgwo1972

Polonijne firmy nie dadzą się porównać z nowojorskimi kolosami, ale dostarczają polskich przysmaków, oferują obsługę po polsku, a często też konkurencyjne ceny. Problemy zapoczątkowały zamachy na World Trade Center - zwróciła uwagę Ewa Szymanik, współwłaścicielka księgarni "Literackiej". Manhattan zaczęło opuszczać sporo ludzi, a leżący za rzeką Greenpoint przyciągał bliskością do prestiżowej dzielnicy.

- W rezultacie wzrosły ceny wynajmu, a Polacy zaczęli wracać do ojczyzny lub osiedlać się w Europie. Nasiliło się to w 2008 r. w związku z recesją. W maju 2014 roku ruch niemal u nas zamarł. Nawet przed Bożym Narodzeniem nie było klientów - zauważyła właścicielka księgarni.

Uzasadniała to faktem, że nie ma zmiany pokoleń, bo ustała imigracja z Polski. Teraz, podkreśla, zostały tylko dwie księgarnie: "Literacka" i "Polonia", choć w najlepszych czasach było ich siedem.

"Odebrali nam piękny Greenpoint"

Podobnymi spostrzeżeniami dzieli się z PAP Małgorzata Jóźwiak, właścicielka salonu piękności i spa "Luksus". - Odebrali nam piękny Greenpoint. Daliśmy się wyprzeć. Nowe biznesy nie są na kieszeń Polaków - ocenia Jóźwiak.

Z mapy Greenpointu zniknęły pierwsze dwa polonijne zakłady: fryzjerski "Eve Beauty Salon", kosmetyczny "Profile" i kilkanaście innych. - Pozostało tylko kilka salonów założonych głównie przez osoby będące zarazem właścicielami budynków. Podczas gdy kiedyś przychodzili do mnie w 70 proc. rodacy, teraz mam sześć, siedem polskich klientek - wyjaśnia właścicielka.

"Biznes jest słaby"

Licencjonowany biegły księgowy Leon Fuks z CPA P.C rozlicza m.in. podatki od 37 lat. Ma dobry wgląd w polonijne biznesy.

- Coraz lepiej zarabiają rentierzy. Za wynajem pomieszczenia wielkości 80-90 m kw. w dobrej lokalizacji trzeba płacić na Greenpoincie 6-7 tys. dolarów na miesiąc. Biznes jest słaby. Ludzie wyjeżdżają lub idą na emeryturę. W ostatnich latach straciłem 25 proc., a może 30 proc. starych biznesów - szacuje księgowy.

Także w opinii Bogdana Bachorskiego, wiceprezesa Pulaski Association of Business and Profesional Men Inc., wysokie czynsze prowadzą do likwidacji wielu firm polonijnych.

- Ubywa przy tym polskich klientów. Jeszcze parę lat temu na głównych ulicach Greenpointu, jak Manhattan Avenue lub Nassau Avenue, na 10 przechodzących ludzi było 9 Polaków, teraz nie ma chyba więcej niż dwóch - twierdzi Bachorowski.

Zwraca uwagę, że domy na 3-6 rodzin, które pięć lat temu kosztowały ok. 800 tys., obecnie kosztują 2,5 mln lub więcej. Na Manhattan Avenue sprzedano niedawno budynek za 9 mln. Za przeciętne mieszkanie trzeba płacić od 2000 do 3200 dolarów - podsumowuje polonijny biznesmen.

"Polonijny rynek pracy wysechł"

Kurczenie się polskiej klienteli odczuwają polskojęzyczne media. Zbigniew Semczyk, właściciel zajmującego się m.in. zbieraniem ogłoszeń Polish Home Service, wylicza, że kiedyś miał blisko 30 agencji, które się reklamowały całymi latami. Teraz zostały tylko cztery.

- 90 proc. tych firm zakończyło działalność. Polonijny rynek pracy wysechł. Część ludzi wyjechała do Polski, część na Florydę, a nowi nie przyjeżdżają - tłumaczy Semczyk. W jego przekonaniu przynajmniej połowa polonijnych firm zniknęła z rynku usługowego w Nowym Jorku.

W ostatnich latach przestała działać m.in. jedna z ikon Greenpointu, sala bankietowa Polonaise Terrace, oraz wiele polonijnych restauracji oraz jadłodajni. - Wolę leżeć na brzuchu, niż pracować na rentiera - skwitował jeden z byłych restauratorów.

Niegdyś przed świętami do niektórych polonijnych delikatesów trzeba było stać w kolejce godzinami. Dziś brakuje klientów. Zniknęły więc m.in. popularny Staropolski, Europa Delhi, sklep ze słodyczami Wedla, a także masarnia Podlasie. Ich losy podzieliła większość agencji pośrednictwa pracy, sklepy odzieżowe, butiki itp. Nie utrzymał się nawet sprzedający telefony komórkowe Tmobil.

Hipsterzy zastąpili polonijnych klientów

Na początku czerwca po 35 latach został zamknięty sklep Eagle Provisions z polskimi oraz europejskimi wyrobami i piwem z całego świata. "New York Times" ubolewał, że część Brooklynu, South Slope, straciła ostatnią autentyczną kiełbasę.

Współwłaściciel sklepu Richard Zawisny zapewnił jednak PAP, że polonijnych klientów zastąpili u niego hipsterzy, a firmę musiał sprzedać, bo nie mógł znaleźć nowego wspólnika. Niemniej przyznał, że gdyby miał otworzyć coś nowego w tej samej lokalizacji, to "byłby mniejszy biznes".

Zobacz również - Mikroapartamenty podbiją Nowy Jork?
Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (303)