Polacy mieszkający we Włoszech oszaleli na punkcie „Peweksu”
Wspomnienia dla wybranych - PRL-owskie sklepy z „towarem luksusowym” do dziś wzbudzają emocje. Polacy mieszkający we Włoszech oszaleli na punkcie „Peweksu”. Otwarta tam niedawno sieć supermarketów ma identyczne logo jak pamiętne sklepy dewizowe.
21.07.2006 | aktual.: 27.07.2007 07:31
Po tym jak informacja o powrocie peweksów pojawiła się na jednym z internetowych forów, rozpętała się burza wspomnień. Internauci z dokładnością do jednego centa przytaczają ceny „luksusowych przedmiotów”, które można było tam kupić.
To były czasy
Największa paczka klocków lego za 20 dolarów, miniaturki samochodów firmy Matchbox, zwane popularnie resorakami, za 1,59 dolara, guma do żucia Donald, 30 centów za 10 sztuk. Internauci wspominają, że właśnie tam pili swoją pierwszą puszkę coli czy jedli pyszne czekoladki Toblerone. – To były czasy. Wchodząc do tego sklepu, jakby przechodziło się przez małe drzwi w „Alicji z Krainy Czarów”, inny wymiar – twierdzi jeden z internautów. – Peweksy na pewno mile wspominają ci, którzy mogli korzystać z ich oferty – twierdzi psycholog społeczny prof. Janusz Czapiński. – Dlatego trudno się dziwić pozytywnym emocjom ludzi, którzy mieli kilka dolarów, za które mogli sobie kupić proszek czy mydełko – dodaje . – W tamtym okresie dolary mieli ludzie mobilni, często wyjeżdżający za granicę. Prawdopodobnie większość Polaków mieszkających na stałe we Włoszech to właśnie tacy ludzie. Dla nich kupowanie pod szyldem „Pewex” może być atrakcją.
Luksus za zielone
Wrocławianie pytani o wspomnienia związane z „luksusowymi sklepami” są zgodni. Przyznają, że to było chore zjawisko. – Pamiętam dżinsy Wranglera za 8 dolarów, chodziłem wtedy do szkoły średniej – opowiada wojewoda dolnośląski Krzysztof Grzelczyk. – To była połowa miesięcznej pensji. Pieniądze na spodnie zbierałem przez kilka miesięcy. To nie były normalne czasy i nikomu nie życzę powrotu do tamtej rzeczywistości – dodaje. Podobnego zdania jest Jerzy Skoczylas, który podkreśla, że nie każdy mógł sobie pozwolić na zakupy w tym sklepie. Dzięki temu rzeczy stamtąd świetnie nadawały się na prezenty. – Luksusowe alkohole, papierosy czy markowe ubrania – wspomina znany kabareciarz. – Każdy, kto wracał z zagranicznej podróży, mógł za kilka dolarów „wskoczyć na wyższy poziom”. To nie było zdrowe, bo taka polityka drobiazgi windowała do poziomu luksusowych towarów.
Wrocławskie peweksy nie wpisały się szczególnie w krajobraz miasta. Oczywiście każdy wiedział, że z kilkoma dolarami czy bonami powinien iść na ulicę Antoniego, Szewską lub Piłsudskiego, ale przewodnicy miejscy nie wspominają tych sklepów ze szczególnym sentymentem. – Oprowadzając wycieczki, nie mówimy turystom: „A tutaj był największy peweks” – żartuje Bronisław Zathey, wrocławski przewodnik. – Chyba niewiele osób wspomina te sklepy dobrze. Dzieliły ludzi na lepszych i gorszych. Wystarczyło przywieźć kilka zielonych z zagranicy, żeby wskoczyć na chwilę do tej pierwszej kategorii. Zathey dodaje, że o sklepach Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego krążyły nawet dowcipy. Jak ten, w którym pada pytanie o szczyt roztargnienia. „Wejść i poprosić o azyl polityczny w peweksie” – powtarzali sobie ludzie 30 lat temu.
Sukienka z Myszką Miki
Dzisiejsza młodzież, gdy wspomina te sklepy, ma przed oczami kolorowe gumy do żucia, pomarańcze czy papierosy Marlboro. – To jedyne, co kojarzy mi się z peweksem. Wiem, że moi rodzice robili tam czasem zakupy – mówi Dominik Stańda, student z Wrocławia. – Gdy miałam siedem lat, za uzbierane pieniądze kupiłam tam sukienkę z Myszką Miki. Przyjąciółka miała taką samą i z dumą je ubierałyśmy, ale tylko od święta – wspomina Agnieszka Wiśniewska, dziś studentka akademii rolniczej. Dowcip o azylu politycznym nie bawi dzisiejszej młodzieży. Historyk i teoretyk literatury Antoni Libera w swoich wspomnieniach dziwi się zachwytowi Polaków nad przedmiotami z czasów PRL. Twierdzi, że my zawsze tęsknimy za tym, co minęło. Wydaje nam się, że słońce świeciło goręcej, kwiaty były bardziej wonne, a ciastko słodsze, wydaje się, że „dawniej to były czasy”.
Jerzy Wójcik