PolskaPogorszył się stan trzech poparzonych górników

Pogorszył się stan trzech poparzonych górników

Pogorszył się stan trzech z pięciu górników leczonych po piątkowej katastrofie w kopalni "Wujek-Śląsk" na oddziale intensywnej terapii Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich (CLO).

Pogorszył się stan trzech poparzonych górników
Źródło zdjęć: © PAP

Do domów wypisani zostali natomiast dwaj górnicy leczeni w szpitalu św. Barbary w Sosnowcu. Dwaj inni przebywający tam górnicy są w krytycznym stanie. Stan jednego z nich pogorszył się.

W "oparzeniówce" przebywa 23 górników - w tym pięciu na oddziale intensywnej terapii. Jak poinformował podczas wtorkowego briefingu dyrektor placówki, dr Mariusz Nowak, stan pozostałych przebywających tam rannych jest stabilny.

Rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 5 im. św. Barbary w Sosnowcu, Mirosław Rusecki, poinformował, że stan dwóch przebywających tam wciąż górników jest nadal bardzo poważny. Jeden niezmiennie jest w stanie krytycznym, stan drugiego uległ pogorszeniu.

- W ciągu ostatniej doby stan 40-letniego pacjenta, hospitalizowanego w Klinicznym Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii pogorszył się. Wystąpiła niewydolność układu krążenia i układu oddechowego. Pacjent jest wentylowany mechanicznie respiratorem. Rokowanie jest bardzo poważne - poinformował rzecznik, dodając, że stan drugiego pacjenta, przebywającego w tym samym oddziale, jest nadal krytyczny i nie uległ istotnym zmianom.

Inni pacjenci, którzy byli leczeni w oddziale pulmonologii oraz oddziale chorób wewnętrznych, zostali we wtorek wypisani ze szpitala. To pierwsi górnicy, którzy wyszli do domów po katastrofie. Życiu poszkodowanych, którzy są w innych śląskich szpitalach, nie grozi niebezpieczeństwo.

Najciężej ranni są górnicy, leczeni w siemianowickiej "oparzeniówce". - Stan jednego górnika (trafił do CLO w poniedziałek ze szpitala w Katowicach-Ochojcu) przez noc uległ trochę pogorszeniu. (...) Generalnie stan wszystkich górników jest stabilny, niemniej też stan dwóch górników, którzy byli od początku u nas na OIOM-ie, pogorszył się - mówił dyr. Nowak.

- Oni byli cały czas nieprzytomni, w sedacji (stanie utrzymywania snu)
, tak, że nie można mówić czy są przytomni czy nie, natomiast parametry trochę wskazują, że nie jest to fizjologia - wskazał Nowak. - W stanie zagrożenia życia są wszyscy. Rzutują na to rozległe urazy. (...) Cały czas to monitorujemy, każdy z nich jest zagrożony. To, że jest jeden cięższy (stan), znaczy że organizm inaczej ten ciężki uraz znosi - dodał.

Dyrektor CLO po raz kolejny podkreślił, że na razie nie można mówić o rokowaniach, które w takich sytuacjach "zawsze są poważne". O wszelkich zmianach stanu zdrowia na bieżąco informowane są rodziny. - Dzwonimy do nich bezpośrednio i w pierwszej kolejności informujemy wszystkich bliskich o tym bezpośrednim stanie zagrożenia życia - wyjaśnił.

Mówiąc o górnikach w nieco lepszej kondycji, dyrektor "oparzeniówki" wskazał, że każdy z nich "indywidualnie znosi" doznane obrażenia. - Duża liczba górników już gorączkuje - to może być reakcja organizmu na duży stres, na infekcję. Robimy wszystkie niezbędne badania - wskazał specjalista.

Nowak przypomniał, że siemianowiccy lekarze - w miarę stanu zdrowia górników - pobierają wycinki tkanek i zakładają na nich hodowle tkankowe. Rozmnożone w ten sposób komórki za kilka tygodni będą mogły być przeszczepiane na ciała pacjentów - w miejsca najpoważniejszych obrażeń. Zaapelował przy tym o oddawanie krwi, wskazując że jedną z metod leczenia górników jest podawanie im środków krwiozastępczych.

Prócz tego specjaliści monitorują przebieg choroby oparzeniowej, w miarę potrzeb wykonując nacięcia odbarczające i wycinają duże obszary martwicze. - Tam gdzie jest martwica, może być infekcja - zaznaczył Nowak dodając, że praktycznie każdy z górników przeszedł już jeden czy dwa takie zabiegi. Niektórzy z nich poddawani są także zabiegom w komorze hiperbarycznej.

Pytany przez dziennikarzy o ocenę piątkowej decyzji o transporcie jednego z rannych poza region (śmigłowcem LPR do Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń w Łęcznej; górnik ten w poniedziałek zmarł), dyr. Nowak wskazał m.in., że "w danym momencie ktoś podjął decyzję i widocznie w tamtej chwili było to słuszne i potrzebne".

Przypomniał, że po piątkowej katastrofie pacjenci byli rozwożeni po innych szpitalach m.in. ponieważ w Siemianowicach nie było wystarczającej liczby miejsc. - Myślę, że lekarz, który decydował, na pewno nie naraziłby pacjenta na transport - ocenił.

Zaznaczył także, że "jeżeli się tworzy pewne centra, a nie tworzy się za tym odpowiedniej organizacji i odpowiednich środków, zawsze mogą być jakieś nietrafione decyzje".

Dyrektor Nowak odniósł się również do medialnych informacji o czasie dotarcia karetek do kopalni po katastrofie. - Przy takim urazie, przy takiej akcji, też trzeba wyobrazić sobie sytuację. Z tego co mi wiadomo - również po rozmowach z górnikami - ta kryzysowa sytuacja była bardzo dobrze rozwiązana - podkreślił Nowak.

Dodał, że siemianowickie Centrum Leczenia Oparzeń wiedziało o katastrofie wystarczająco wcześnie, by przygotować się na przyjęcie rannych górników.

W wyniku katastrofy w rudzkiej części kopalni "Wujek" w piątek zginęło 12 górników, dwie kolejne ofiary zmarły w szpitalach - w sobotę i poniedziałek. 40 osób odniosło obrażenia. Przyczyną katastrofy - według wstępnych ocen - był zapłon metanu, po którym nastąpił wybuch tego gazu.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)