Podziały wśród Republikanów; nie są w stanie wybrać spikera Izby
Lider większości republikańskiej w Izbie Reprezentantów Kevin McCarthy, typowany na nowego spikera niższej izby Kongresu, niespodziewanie wycofał swą kandydaturę. Ogromne spory i podziały w Partii Republikańskiej uniemożliwiają wybór nowego lidera.
Na zamkniętym spotkaniu kongresmenów Partii Republikańskiej, tuż przed mającym zacząć się głosowaniem, McCarthy ogłosił nagle w czwartek, że nie jest odpowiednią osobą na stanowisko przewodniczącego Izby i wycofuje swą kandydaturę. Zaproponował, by odłożyć głosowanie na później oraz by dotychczasowy spiker John Boehner pozostał dłużej na stanowisku.
Gdy zszokowani Republikanie opuszczali salę, panowało totalne poczucie chaosu. Jak relacjonowało radio NPR, emocje były tak ogromne, że "niektórzy Republikanie płakali". - Nigdy czegoś takiego nie widziałem - powiedział kongresmen Ryan Costello. Komentatorzy mówili o kryzysie w przywództwie Partii Republikańskiej, która nie jest w stanie zarządzać swymi coraz bardziej podzielonymi szeregami.
McCarthy, 50-letni kongresmen z Kalifornii, był do tej pory postrzegany jako niemal pewny następca Boehnera, który po czterech latach na tym najważniejszym na Kapitolu stanowisku ogłosił dwa tygodnie temu rezygnację. Jednak cieszący się poparciem większości kolegów z partii McCarthy wycofał swą kandydaturę pod presją najbardziej konserwatywnych Republikanów. Tej samej, liczącej około 40 osób grupy związanej z Ruchem Tea Party, która wymusiła dymisję na Boehnerze. Ci kongresmeni zagrozili, że nawet jeśli partia nominuje McCarthy'ego, to oni nie poprą go w kluczowym głosowaniu plenarnym, planowanym dotychczas na 29 października.
- Stało się dla mnie jasne, że nasz klub jest głęboko podzielony i potrzebuje zjednoczyć się wokół lidera. Dla mnie zawsze ważniejszy był klub niż moja przyszłość, dlatego wycofuję swoją kandydaturę na spikera - oświadczył McCarthy. Dodał, że chce pozostać liderem większości w Izbie.
By McCarthy mógł objąć stanowisko, jego nominację musiałaby poprzeć zwykła większość wszystkich członków Izby Reprezentantów, czyli minimum 218 osób. Republikanie mają większość w Izbie, więc wydawało się, że wybór ich kandydata będzie formalnością, nawet przy założeniu, że wszyscy Demokraci zgodnie z zapowiedziami będą głosować na własnego kandydata, czyli liderkę mniejszości w Izbie, kongresmenkę Nancy Pelosi. Wszystko to pod warunkiem, że z głosowania na kandydata Republikanów nie wyłamie się więcej niż 29 członków tej partii.
Tymczasem proces nominacji następcy Boehnera potwierdził ogromne podziały w Partii Republikańskiej. W środę ultrakonserwatyści niespodziewanie zgłosili własnego kandydata, Daniela Webstera, mało znanego kongresmena z Florydy. Zapowiedzieli, że nie zagłosują na McCarthy'ego, zarzucając mu głównie to, że za bardzo przypomina Boehnera, ich zdaniem zbyt ugodowego wobec Demokratów i Białego Domu.
"Nasi wyborcy po prostu nie zgodzą się na utrzymanie status quo" - napisali w oświadczeniu członkowie parlamentarnej grupy Freedom Caucus, która obejmuje ok. 40 najbardziej konserwatywnych Republikanów.
To pod ich presją Boehner ogłosił swą rezygnację, gdy po raz kolejny zagrozili mu we wrześniu wotum nieufności. Nie mogli mu wybaczyć, że w negocjacjach z Demokratami zgodził się na przedłużenie o kilka tygodni obecnego budżetu USA, zamiast postawić ultimatum w sprawie zniesienia państwowej dotacji na wspierającą prawa kobiet do aborcji organizację Planned Parenthood. Boehner wolał uniknąć widma kolejnego "shutdownu", czyli paraliżu federalnych instytucji z powodu braku ustawy budżetowej.
- Nie chcemy drugiego Boehnera - powiedział kongresmen z Teksasu Blake Farenthold.
Na razie nie wiadomo, kiedy odbędą się wybory na przewodniczącego Izby i czy będą w nich startować dotychczasowi rywale McCarthy'ego, czyli Webster oraz kongresmen z Utah Jason Chaffetz. Już rozpoczęły się poszukiwania kolejnych kandydatów. Pojawiły się propozycje, by wybrać spikera "na czas określony" - tylko do wyborów do Kongresu jesienią 2016 roku - spośród kongresmenów, którzy zapowiedzieli, że nie będą ubiegać się o reelekcję, a cieszą się względnym szacunkiem wszystkich członków partii.
Boehner, który miał zakończyć pracę jako spiker 30 października zapewnił w czwartek, że pozostanie na stanowisku tak długo, aż zostanie wybrany jego następca. Jednocześnie, jak podał "Washington Post", zwrócił się do kongresmena Paula Ryana, kandydata na wiceprezydenta USA z 2012 roku, by kandydował na spikera Izby. Ryan dotychczas twierdził, że nie jest tym zainteresowany.
Media spekulują, że na decyzję McCarthy'ego o wycofaniu kandydatury wpłynęła też jego niefortunna wypowiedź sprzed tygodnia na temat ubiegającej się o nominację Demokratów w wyborach prezydenckich Hillary Clinton. W wywiadzie dla Fox News McCarthy przyznał rację Demokratom, stwierdzając, że celem specjalnej komisji parlamentarnej powołanej przez Republikanów do zbadania okoliczności zamachu na ambasadę USA w Bengazi w Libii, do którego doszło, gdy Clinton była szefową dyplomacji, nie jest ustalenie prawdy, ale zaszkodzenie Clinton w kampanii prezydenckiej.
- Wszyscy myśleli, że Hillary Clinton jest nie do pokonania, tak? - zapytał McCarthy. - Ale my powołaliśmy specjalną komisję ds. Bengazi. I jakie są jej notowanie obecnie? Spadają. Dlaczego? Bo nie można jej zaufać. Ale nikt by o tym nie wiedział, gdybyśmy nie walczyli -.
Jednak mimo nieukrywanego zażenowania wypowiedzią McCarthy'ego, większość Republikanów chciała na niego głosować.
Zobacz także: Barack Obama o rozwiązaniu kryzysu imigracyjnego