Podwójny gaz na stacjach, czyli dlaczego (nie) warto zakazywać sprzedaży alkoholu [OPINIA]
Popieram wszelkie pomysły, które mogą pomóc w ograniczeniu nadmiernego spożycia alkoholu przez Polaków. Jednocześnie mam wrażenie, że dyskusja o zakazie jego sprzedaży na stacjach benzynowych jest tematem zastępczym. Przykrywa to, że kłopotem wcale nie są niedoskonałe przepisy, lecz przede wszystkim to, że przymykamy oko na ich stosowanie.
Nie będę rozdzierał szat i krzyczał, że wprowadzenie zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych byłoby zamachem na wolność gospodarczą, wolność osobistą, demokrację i wszelkie inne kluczowe dla ludzi wartości. Zarazem życzyłbym nam wszystkim, by polskie państwo nie przymykało oczu na już istniejące regulacje, do których niemal nikt się nie stosuje. Walka z promocją alkoholu musi być zdecydowana, realna, a nie fasadowa.
Prawda zaś jest taka, że dziś najzwyczajniej w świecie opłaca się promocja wódki i innych wysokoprocentowych trunków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
27 mld zł z KPO już w Polsce. Ekspertka wskazała winnego opóźnień
Prawo nie działa
Gdy minister zdrowia Izabela Leszczyna wypowiadała słowa o tym, że alkohol nie powinien być sprzedawany na stacjach benzynowych, ekstraklasowy klub piłkarski Ruch Chorzów reklamował w internecie wódkę sygnowaną logotypem drużyny. Mimo że wódki reklamować w internecie nie wolno.
Kilka dni wcześniej, z okazji wyborów samorządowych, już po raz kolejny swoje alkohole w internecie reklamował znany dłużnik i promotor wódy Janusz Palikot. Wiecie, jak wydacie dużo pieniędzy, to dostaniecie 12 butelek piwa gratis. Palikot od dawna kpi z przepisów zabraniających reklamowania mocnego alkoholu w sieci. Co rusz czytamy, że ktoś go zaraz ukarze, że ktoś go właśnie ukarał, że ktoś z jakiegoś powodu nie mógł go ukarać - a jak były polityk reklamował wódę w necie, tak promuje ją nadal. Chciałoby się rzec, że widocznie mu się to opłaca, ale nie wchodźmy w tym miejscu w dyskusję o skuteczności prowadzenia działalności gospodarczej przez Palikota.
Gdy wpisałem banalny hashtag na Instagramie, wyskoczyły mi zdjęcia znanych i popularnych wśród młodzieży osób: reklamują alkohol, sugerując, że dzięki niemu można się lepiej bawić podczas imprez. Wywoływanie takich skojarzeń - typu "wypij - będziesz się dobrze bawić" - jest wprost zakazane przez polskie ustawodawstwo.
Reklama o, hehe, łódce
Polska dalej jest krajem, w którym przyzwolenie na omijanie zakazów związanych z alkoholem jest duże. Lidl i Biedronka dopiero co "ścigały" się na to, który dyskont zaproponuje wódkę taniej. No dobrze, prokuratura się zainteresowała sprawą. Ale tak naprawdę co z tego? Przecież wszyscy doskonale wiemy, że nikt nie poniesie realnych konsekwencji.
Dalej idziemy do tych sklepów i cieszymy się z kolejnych promocji. Ktoś w reklamie telewizyjnej lub internecie w pomysłowy sposób obchodzi zakaz reklamowania wódki? O, hehe, druga "łódka" Bols, jakie to pomysłowe, jakie to śmieszne, dajcie agencji, która to wymyśliła nagrodę - cokolwiek tam się daje za najlepsze kampanie reklamowe.
Pani kasjerka w pobliskim lokalnym sklepiku sprzedaje piwo nieletnim? No nie bądź, człowieku, takim sztywniakiem. Nie miałeś nigdy 16 lat, nie mów, że nie piłeś wtedy, daj żyć. W hipermarkecie obok wódki i whisky rozstawione są leki przeciwbólowe, których pod żadnym pozorem nie wolno łączyć z alkoholem? Brawo dla właściciela: pomyślał o potrzebach klientów, nie trzeba biegać po całej hali. Na osiedlu funkcjonuje melina, o której istnieniu każdy wie, a w której to można kupić pijalną wódkę taniej niż w sklepie? A niech sobie funkcjonuje, pewnie właściciel meliny taniej kupuje alkohol w hurtowni i nie zdziera tak z ludzi, jak zdzierają ci wredni kapitaliści.
No chyba, że akurat okaże się, że wódka była czymś skażona, ludzie się potrują. Wtedy przyjedzie telewizja i wszyscy będą się zastanawiali, "jak do tego mogło dojść, gdzie było państwo?!".
Skuteczność zakazów
Żebym był dobrze zrozumiany: nie mam nic przeciwko wprowadzeniu zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych. Nie wierzę w bunt społeczny ani gargantuiczną tragedię związaną z wprowadzeniem tego ograniczenia. Skończyłoby się jak z zakazem palenia w restauracjach: niektórzy by pokrzyczeli, ponarzekali, a po chwili wszyscy by się przyzwyczaili.
Mam jednak wrażenie, że lubimy myśleć o nowych zakazach, ograniczeniach, restrykcjach, ale jednocześnie nie myślimy o tym, by ręka państwa była twarda i karząca w stosunku do tych, którzy łamią już obowiązujące normy prawne. Ba, wielokrotnie chwalimy za pomysłowość w obchodzeniu prawa i umiejętność unikania konsekwencji.
Najpewniej skończy się zaś na tym, że pogadamy o nowym zakazie, pospieramy się o to, ostatecznie nie wejdzie on w życie, bo politycy uznają, że zyskać na tym można niewiele, a stracić część elektoratu można naprawdę. Tym samym wszystko będzie po staremu, by za jakiś czas - może kwartał, może pół roku - wrócić do dyskusji o tym, jak to w ogóle możliwe, że w Polsce nadal mamy problem z nadużywaniem alkoholu, pijemy za dużo, ludzie giną w wypadkach spowodowanych przez pijanych za kółkiem.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski