Podwójny gaz na stacjach, czyli dlaczego (nie) warto zakazywać sprzedaży alkoholu [OPINIA]

Popieram wszelkie pomysły, które mogą pomóc w ograniczeniu nadmiernego spożycia alkoholu przez Polaków. Jednocześnie mam wrażenie, że dyskusja o zakazie jego sprzedaży na stacjach benzynowych jest tematem zastępczym. Przykrywa to, że kłopotem wcale nie są niedoskonałe przepisy, lecz przede wszystkim to, że przymykamy oko na ich stosowanie.

Burzliwą dyskusję o alkoholu wywołał pomysł ograniczeniu jego sprzedaży na stacjach benzynowych
Burzliwą dyskusję o alkoholu wywołał pomysł ograniczeniu jego sprzedaży na stacjach benzynowych
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Bednarski
Patryk Słowik

19.04.2024 | aktual.: 19.04.2024 19:09

Nie będę rozdzierał szat i krzyczał, że wprowadzenie zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych byłoby zamachem na wolność gospodarczą, wolność osobistą, demokrację i wszelkie inne kluczowe dla ludzi wartości. Zarazem życzyłbym nam wszystkim, by polskie państwo nie przymykało oczu na już istniejące regulacje, do których niemal nikt się nie stosuje. Walka z promocją alkoholu musi być zdecydowana, realna, a nie fasadowa.

Prawda zaś jest taka, że dziś najzwyczajniej w świecie opłaca się promocja wódki i innych wysokoprocentowych trunków.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Prawo nie działa

Gdy minister zdrowia Izabela Leszczyna wypowiadała słowa o tym, że alkohol nie powinien być sprzedawany na stacjach benzynowych, ekstraklasowy klub piłkarski Ruch Chorzów reklamował w internecie wódkę sygnowaną logotypem drużyny. Mimo że wódki reklamować w internecie nie wolno.

Kilka dni wcześniej, z okazji wyborów samorządowych, już po raz kolejny swoje alkohole w internecie reklamował znany dłużnik i promotor wódy Janusz Palikot. Wiecie, jak wydacie dużo pieniędzy, to dostaniecie 12 butelek piwa gratis. Palikot od dawna kpi z przepisów zabraniających reklamowania mocnego alkoholu w sieci. Co rusz czytamy, że ktoś go zaraz ukarze, że ktoś go właśnie ukarał, że ktoś z jakiegoś powodu nie mógł go ukarać - a jak były polityk reklamował wódę w necie, tak promuje ją nadal. Chciałoby się rzec, że widocznie mu się to opłaca, ale nie wchodźmy w tym miejscu w dyskusję o skuteczności prowadzenia działalności gospodarczej przez Palikota.

Gdy wpisałem banalny hashtag na Instagramie, wyskoczyły mi zdjęcia znanych i popularnych wśród młodzieży osób: reklamują alkohol, sugerując, że dzięki niemu można się lepiej bawić podczas imprez. Wywoływanie takich skojarzeń - typu "wypij - będziesz się dobrze bawić" - jest wprost zakazane przez polskie ustawodawstwo.

Reklama o, hehe, łódce

Polska dalej jest krajem, w którym przyzwolenie na omijanie zakazów związanych z alkoholem jest duże. Lidl i Biedronka dopiero co "ścigały" się na to, który dyskont zaproponuje wódkę taniej. No dobrze, prokuratura się zainteresowała sprawą. Ale tak naprawdę co z tego? Przecież wszyscy doskonale wiemy, że nikt nie poniesie realnych konsekwencji.

Dalej idziemy do tych sklepów i cieszymy się z kolejnych promocji. Ktoś w reklamie telewizyjnej lub internecie w pomysłowy sposób obchodzi zakaz reklamowania wódki? O, hehe, druga "łódka" Bols, jakie to pomysłowe, jakie to śmieszne, dajcie agencji, która to wymyśliła nagrodę - cokolwiek tam się daje za najlepsze kampanie reklamowe.

Pani kasjerka w pobliskim lokalnym sklepiku sprzedaje piwo nieletnim? No nie bądź, człowieku, takim sztywniakiem. Nie miałeś nigdy 16 lat, nie mów, że nie piłeś wtedy, daj żyć. W hipermarkecie obok wódki i whisky rozstawione są leki przeciwbólowe, których pod żadnym pozorem nie wolno łączyć z alkoholem? Brawo dla właściciela: pomyślał o potrzebach klientów, nie trzeba biegać po całej hali. Na osiedlu funkcjonuje melina, o której istnieniu każdy wie, a w której to można kupić pijalną wódkę taniej niż w sklepie? A niech sobie funkcjonuje, pewnie właściciel meliny taniej kupuje alkohol w hurtowni i nie zdziera tak z ludzi, jak zdzierają ci wredni kapitaliści.

No chyba, że akurat okaże się, że wódka była czymś skażona, ludzie się potrują. Wtedy przyjedzie telewizja i wszyscy będą się zastanawiali, "jak do tego mogło dojść, gdzie było państwo?!".

Skuteczność zakazów

Żebym był dobrze zrozumiany: nie mam nic przeciwko wprowadzeniu zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych. Nie wierzę w bunt społeczny ani gargantuiczną tragedię związaną z wprowadzeniem tego ograniczenia. Skończyłoby się jak z zakazem palenia w restauracjach: niektórzy by pokrzyczeli, ponarzekali, a po chwili wszyscy by się przyzwyczaili.

Mam jednak wrażenie, że lubimy myśleć o nowych zakazach, ograniczeniach, restrykcjach, ale jednocześnie nie myślimy o tym, by ręka państwa była twarda i karząca w stosunku do tych, którzy łamią już obowiązujące normy prawne. Ba, wielokrotnie chwalimy za pomysłowość w obchodzeniu prawa i umiejętność unikania konsekwencji.

Najpewniej skończy się zaś na tym, że pogadamy o nowym zakazie, pospieramy się o to, ostatecznie nie wejdzie on w życie, bo politycy uznają, że zyskać na tym można niewiele, a stracić część elektoratu można naprawdę. Tym samym wszystko będzie po staremu, by za jakiś czas - może kwartał, może pół roku - wrócić do dyskusji o tym, jak to w ogóle możliwe, że w Polsce nadal mamy problem z nadużywaniem alkoholu, pijemy za dużo, ludzie giną w wypadkach spowodowanych przez pijanych za kółkiem.

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (423)