Podpalenie kamienicy posła Brejzy. Jest decyzja prokuratury
Prokuratura Rejonowa w Inowrocławiu umorzyła śledztwo w sprawie podpalenia kamienicy, w której mieszka poseł Krzysztof Brejza z rodziną. Śledczy nie wykryli sprawcy, nie skierowali również aktu oskarżenia wobec dotychczasowego podejrzanego sąsiada polityka - Sławomira M. - Prokuratura zrobiła z niewinnej osoby kozła ofiarnego - mówi nam Brejza.
02.01.2019 | aktual.: 02.01.2019 14:52
- Postępowanie zostało zakończone 31 grudnia 2018 roku wydaniem decyzji o umorzeniu postępowania. Postępowanie zostało umorzone w dwóch punktach. W pierwszym: przeciwko podejrzanemu Sławomirowi M. czyli osobie, która była podejrzewana o spowodowanie tego zdarzenia wobec stwierdzenia, że podejrzany nie popełnił takiego czynu. I w drugim punkcie dotyczącym zniszczenia i podpalenia toalety toi toi, a także elewacji kamienicy. W tym punkcie śledztwo jest umorzone wobec niewykrycia sprawcy przestępstwa. Reasumując: materiał dowodowy, który został zgromadzony w trakcie postępowania nie pozwolił na skierowanie aktu oskarżenia przeciwko podejrzanemu, a w zakresie samego czynu postępowanie zostało umorzone wobec niewykrycia sprawcy przestępstwa - informuje Wirtualną Polskę szef Prokuratury Rejonowej w Inowrocławiu Roman Szelągowski.
Do zdarzenia doszło pod koniec maja br. Według ustaleń śledczych, ktoś podpalił przenośną toaletę, z której korzystali robotnicy wykonujący remont kamienicy. W kamienicy mieszkał razem z rodziną Krzysztof Brejza. Ogień sięgał okien pokoju, gdzie spały dzieci polityka. Rozprzestrzeniał się po ścianie, na której były rury z gazem. - Chciałbym wierzyć, że to zwykły chuligański wybryk - mówił wtedy w rozmowie z Wirtualną Polską polityk.
Kilka dni po zdarzeniu, policja zatrzymała 51-letniego Sławomira M., sąsiada posła Platformy. Usłyszał on zarzut nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia oraz mienia wielkich rozmiarów poprzez wywołanie pożaru przy kamienicy. - Podczas przesłuchania przez prokuratora przyznał się wówczas częściowo do winy – mówi szef Prokuratury Rejonowej w Inowrocławiu Robert Szelągowski.
Mężczyzna miał doprowadzić do pożaru przez swoją nieostrożność i wyrzucenie niedopałka papierosa przy przenośnej toalecie.
Co się więc stało, że prokuratura wycofała zarzuty wobec Sławomira M.? - Zmieniła się ocena materiału dowodowego w trakcie postępowania. Od końca maja uzyskano opinię biegłych z zakresu pożarnictwa i badań fizykochemicznych. Jako przyczyna pożaru najbardziej prawdopodobna jest podpalenie, ale nie udało się ustalić kto był sprawcą. W przypadku kiedy pojawią się nowe dowody, nowe okoliczności jest możliwość podjęcia śledztwa na nowo. Postanowienie o umorzeniu jest nieprawomocne, pokrzywdzonym przysługuje zażalenie na decyzję prokuratury - mówi nam prokurator Robert Szelągowski.
Co na to poseł Krzysztof Brejza? - Jest nieporozumieniem, że to z prokuratury wyszła informacja o "niepodopałku" jako przyczynie pożaru. Opinia biegłego z zakresu pożarnictwa jednoznacznie przesądza, że doszło do celowego i umyślnego podpalenia. Jest druzgocące - i tym prokuratura się nie pochwaliła - że istnieje opinia fizykochemiczna, która miała odpowiedzieć na pytanie o środek użyty do podpalenia i wyjaśnić w związku z tym okoliczności zdarzenia. Z opinii fizykochemicznej wynika, że cały materiał zabezpieczony do badań fizykochemicznych został źle zabezpieczony. W efekcie prokuratura nie jest w stanie odpowiedzieć na istotne dla sprawy pytanie. Kolejnym aspektem jest to, że od początku wiadomym było, że prokuratura znalazła kozła ofiarnego i postawiła zarzuty niewinnej osobie - mówi Wirtualnej Polsce Krzysztof Brejza.
Z kolei w maju, tuż po zdarzeniu mówił: - Nie można mówić, że materiały z włókna szklanego same się zapalają. Naprawdę trzeba dużo złej woli i dużo energii włożyć, żeby wywołać taki ogień, który obejmie instalację gazową. Ta instalacja została opalona w wysokiej temperaturze. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie było to zwykle zaprószenie ognia. Ze ściany odpadł tynk, a ona cała była popalona. Bardzo jesteśmy wdzięczni sąsiadom za ugaszenie tego, bo mogło się to skończyć tragicznie - powiedział wtedy Brejza.
- Nie chcę przesądzać, ale z pewnością jest to kolejny epizod wymierzony w moją rodzinę. Już wcześniej wielokrotnie dochodziło do niszczenia szyldu w kancelarii mojej żony, wielokrotnie niszczone były skrzynki pocztowe. Zgłaszaliśmy to również organom ścigania. Ta sytuacja jest jednak wyjątkowa - opowiadał poseł.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl