Podkomisja smoleńska informuje o materiałach wybuchowych. Maciej Lasek: A kto z tych ludzi cokolwiek badał?

- Komentując wszelkie rewelacje podkomisji smoleńskiej trzeba najpierw zaznaczyć, że ci ludzie nie byli w Smoleńsku, nie badali szczątków i nie mają nawet do nich dostępu - komentuje doniesienia o materiałach wybuchowych w TU-154 były przewodniczący Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

Podkomisja smoleńska informuje o materiałach wybuchowych. Maciej Lasek: A kto z tych ludzi cokolwiek badał?
Źródło zdjęć: © PAP
Patryk Osowski

Patryk Osowski (Wirtualna Polska): Podkomisja do Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego poinformowała, że zakończyła badania dotyczące zidentyfikowania materiałów wybuchowych na miejscu katastrofy smoleńskiej. Jej przedstawiciele twierdzą, że na licznych częściach samolotu i ciele przynajmniej jednej z ofiar wykryto obecność materiałów wybuchowych.

Maciej Lasek (przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych w latach 2012-2016): Ale ile ciał i fragmentów samolotu oni przebadali? To pierwsze i najważniejsze pytanie, jakie trzeba sobie zadać.

To na jakiej podstawie przedstawili te wyniki padań?

Pan (Kazimierz - red.) Nowaczyk twierdzi podobno, że zrobiono to na podstawie materiałów przygotowanych przez CLKP (Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji), które na miejscu badało wrak, a tutaj w kraju wytypowane szczątki. Ale CLKP definitywnie odrzuciło przecież takie teorie. Jedynymi, którzy mają w tej chwili dostęp do tych samych próbek, jakie pobrało centralne laboratorium kryminalistyczne policji, jest prokuratura.

Ale ona przesłała te same próbki do przebadania w zagranicznych laboratoriach. Z tego co mówił prokurator Pasionek, wyniki miały być do końca pierwszego kwartału. Do dzisiaj jest cisza.

Co byłoby pana zdaniem wystarczającym dowodem?

Dowód to jest coś konkretnego i możliwego do zweryfikowania. Ja jestem już przyzwyczajony, że podkomisja dużo mówi, mało robi, a jeszcze mniej pokazuje. Protokół policji to były wyniki badań przeprowadzone na około 700 próbkach pobranych ze Smoleńska. Prace trwały rok, zajęły 8,5 tysiąca godzin, a raport miał 1300 stron. To był konkret, a komisja?

Rok temu przedstawili jeden film, niedawno jakąś prezentację, a przed rocznicą kolejne zapewnienia, że znaleziono jakieś informacje. Ciągle braku konkretu. Smoleńsk to bardzo poważna sprawa, ale to co się teraz dzieje, traktuję już jako folklor.

Pan osobiście czeka jeszcze na jakieś wyjaśnienia?

Czekam tylko, żeby prokuratura przygotowała wreszcie akty oskarżenia wobec osób, które doprowadziły do tego tragicznego zdarzenia.

Prokuratura wskazywała już, że zarzuty zostały postawione co najmniej dwóm oficerom 36. Pułku, a później postawione, ale chyba jeszcze nie przedstawione rosyjskim kontrolerom. Spokojnie czekam więc na zakończenie pracy przez prokuraturę i przekazanie materiałów do sądu.

A jeśli chodzi o prace podkomisji?

Trudno się odnosić do opinii wydawanych przez amatorów. Przecież w tym gremium nikt nigdy nie badał wypadków lotniczych.

Właściwe prace zakończyły się na etapie komisji Jerzego Millera. Miała ona opracować zalecenia i procedury profilaktyczne, które w przyszłości nie dopuszczą do takich tragicznych zdarzeń, jak z kwietnia 2010 r. To było jej zadanie i zostało spełnione. Zaproponowano ponad 40 zaleceń wdrożonych w polskiej armii i kancelariach: prezydenta, Sejmu i Senatu.

W komunikacie podkomisja podkreśliła, że "nie ma żadnych informacji i dowodów wskazujących na obecność materiałów wybuchowych w glebie miejsca zdarzenia". O czym to świadczy?

Biegli prokuratorzy, którzy pracowali w Smoleńsku, nie znaleźli śladów materiałów ani w glebie, ani w pobliskiej roślinności, ani na wraku. Ale domyślam się oczywiście, co to stwierdzenie ma potwierdzać? Moim zdaniem chodzi im o to, że materiały wybuchowe znalazły się we wraku wniesione na pokład samolotu.

Przypomnę, że na przykład zdaniem profesora Wiesława Biniendy (eksperta podkomisji - red.), w samolocie były zamontowane paski detonacyjne, a nawet "kocyk grzewczy" w slocie (pierwszej części skrzydeł - red.) i cytuję: "Ktoś wniósł bombę do kuchni, która później wybuchła wyrzucając drugie lewe drzwi".

Nic się tu więc nie łączy z jakimikolwiek faktami ani logiką.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (315)