Początek "zażartej walki" o pieniądze w UE?
Francuski "przeciek" do prasy z wyliczeniem
wielomiliardowych korzyści dla Polski z kasy Unii Europejskiej, to
wstęp do zażartej walki o pieniądze w budżecie unijnym na lata
2007-2013 - komentowali brukselscy dyplomaci.
Z opublikowanych przez prasę francuską szacunków tamtejszego ministerstwa gospodarki i finansów wynika, że w latach 2007-2013 - teoretycznie - Polska mogłaby uzyskać z unijnego budżetu nawet 76,4 mld euro na czysto (po odjęciu składki członkowskiej), czyli prawie 2000 euro na statystycznego Polaka.
"Francuzi sporządzili wyjątkowo hojne dla Polski, a niekorzystne dla siebie oszacowania, żeby uzasadnić żądanie korekty unijnej polityki strukturalnej i spójnościowej, służącej wyrównywaniu różnic rozwojowych między bogatymi a biednymi regionami i krajami UE" - powiedział jeden z dyplomatów.
On i jego koledzy spodziewają się, że Francja zażąda takiej korekty, która ograniczyłaby jej "straty". W tym celu Paryż będzie zapewne domagał się likwidacji "rabatu" brytyjskiego, czyli zwrotu części brytyjskiej nadpłaty do wspólnej kasy, a także ograniczenia "nadmiernych" korzyści Polski.
Na potwierdzenie tej tezy przytacza się w Brukseli wypowiedź stałego przedstawiciela Francji Pierre'a Sellala w czasie przesłuchania we francuskim Senacie 23 października.
Sellal powiedział wtedy, że w świetle tych oszacowań "kluczową wagę ma wszechstronna refleksja zarówno nad przyszłością unijnej polityki spójności jak i nad budżetem Unii, ponieważ oba elementy są ze sobą ściśle powiązane".
Wyliczenia pokażą też Hiszpanii, że nie przyniesie jej korzyści obstawanie przy obecnym kształcie funduszy strukturalnych i spójnościowych. Wzbogaciwszy się, straci bowiem na rzecz Polski pozycję największego beneficjenta tych funduszy w Unii i po 2010 roku stanie się płatnikiem netto.
Niektórzy wysuwają hipotezę, że chodzi nie tylko o pierwszy wystrzał w walce o budżet, ale również o sygnał dla Polski - ile ma do stracenia, jeżeli będzie się przesadnie upierała przy Traktacie z Nicei i nastawi do siebie wrogo Niemcy i Francję. Oba kraje chcą zastąpić nicejski system głosowania w Radzie UE korzystniejszym dla siebie systemem, w którym siła głosu każdego państwa zależy ściśle od jego liczby ludności. Na wprowadzeniu tego systemu zyskują Niemcy i - w mniejszym stopniu Francja, Wielka Brytania oraz Włochy - a tracą mniej ludne kraje Unii.
Część brukselskich ekspertów kontestuje francuskie wyliczenia jako naumyślnie zbyt hojne dla Polski. Wynika z nich bowiem, że w 2007 roku miałby nastąpić skokowy wzrost wypłat dla Polski z unijnego budżetu z 7,9 mld euro w poprzednim roku (5,5 mld netto - po odliczeniu składki) do 9,2-9,6 mld euro.
Wprawdzie teoretycznie Polsce powinno przysługiwać więcej pieniędzy niż w 2006 roku - ostatnim roku okresu przejściowego w stopniowym obejmowaniu Polski unijnymi funduszami strukturalnymi i spójnościowymi - ale niekoniecznie tak gwałtowny ich przyrost.
Według tabeli sporządzonej przez francuskie ministerstwo gospodarki i finansów, Polsce miałaby przysługiwać netto z kasy UE równowartość 2,66% produktu krajowego brutto w 2006 roku, 4,25-4,37% w 2007 roku, wzrastające stopniowo aż do 4,55-4,58% w 2013 roku.
Niezależnie od przyjętego scenariusza, w latach 2007-2013 na statystycznego Polaka przypadłoby razem 1867-1983 euro. Hiszpanie w najlepszym razie mogliby liczyć na 262 euro na głowę. Statystyczny Francuz musiałby zaś dopłacać być może nawet 977 euro netto, Niemiec 1369, a Brytyjczyk - 1106 euro.