Po zajściach w Mukaczewie SBU apeluje do Prawego Sektora o złożenie broni
Ukraińskie władze nie ujęły dotąd bojowników nacjonalistycznej organizacji Prawy Sektor (PS), którzy uczestniczyli w strzelaninie w Mukaczewie na zachodzie kraju. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) zaapelowała do nich w niedzielę, by złożyli broń.
Do strzelaniny z użyciem granatników doszło w sobotę. Według lokalnych mediów podłożem konfliktu było sprawowanie kontroli nad przemytem papierosów na Zachód. Oddziały PS uczestniczą w walkach z prorosyjskimi separatystami na wschodniej Ukrainie, jednak organizacja ostrzega, że dla obrony swych członków może zmobilizować kilkanaście uzbrojonych grup, które znajdują się w rezerwie poza frontem.
Do zbrojnego starcia doszło, kiedy bojownicy PS najechali na kompleks sportowy w Mukaczewie, należący do polityka, obwinianego o kierowanie mafią papierosową. Początkowo mówiono o trzech ofiarach śmiertelnych, jednak później okazało się, że w Mukaczewie zabitych zostało dwóch członków PS. Jedna osoba, którą wcześniej uznano za zmarłą, znajduje się w szpitalu z ciężkim postrzałem głowy.
Uzbrojeni członkowie PS uciekli w sobotę z miejsca wydarzenia i ukrywają się w okolicach wsi Ławky pod Mukaczewem. Na miejsce ściągnięto oddziały antyterrorystyczne, Gwardię Narodową i helikoptery. W związku z akcją zablokowana jest droga międzynarodowa Kijów-Czop. SBU ostrzegła, że jeśli bojownicy się nie poddadzą, to do ich zatrzymania zostanie użyta siła.
Negocjacje prowadzi Wiktor Bałoha, mieszkający w Mukaczewie deputowany i wpływowy biznesmen, który w przeszłości był szefem kancelarii byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki. Oświadczył on, że Prawy Sektor zadeklarował, że podda się wyłącznie na rozkaz swego dowództwa. "Decyzję o złożeniu broni ma podjąć (przywódca PS Dmytro) Jarosz. Domagają się gwarancji, że zostaną przewiezieni do SBU w Kijowie" - napisał na swoim profilu na Facebooku Bałoha.
W strzelaninie rannych zostało czterech członków PS i sześciu milicjantów, którzy stracili siedem samochodów. Zostały one ostrzelane z karabinów i granatników, a trzy z nich spłonęły.
PS twierdzi, że naraził się miejscowej mafii, gdyż jego patrole na terenach przygranicznych nie pozwalały przemytnikom na przerzucanie papierosów do państw UE. Mafią w Mukaczewie kieruje deputowany do ukraińskiego parlamentu Mychajło Łanio, który wywodzi się z Partii Regionów obalonego w ubiegłym roku prezydenta Wiktora Janukowycza - oświadcza organizacja. Patronem Łania ma być osobisty przyjaciel prezydenta Rosji Władimira Putina, były szef administracji szefa państwa za prezydentury Leonida Kuczmy, Wiktor Medwedczuk. PS domaga się ich aresztowania.
Inny deputowany do Rady Najwyższej Ukrainy, znany dziennikarz Mustafa Najem, który w sobotę był w Mukaczewie, oświadczył, że winę za konflikt ponoszą wszystkie jego strony. Polityk zwrócił uwagę, że rynek przemytu papierosów jest bardzo dochodowy; na jednej ciężarówce, która trafi do Niemiec, czy Włoch, przemytnicy zarabiają 450 tys. euro. W ciągu tygodnia przez zieloną granicę jedzie na Zachód od trzech do pięciu takich samochodów.
Najem zaapelował o przeprowadzenie rzetelnego śledztwa w sprawie strzelaniny i poprosił PS o podanie wszystkich szczegółów prowadzonej walki z przemytnikami wraz z ich nazwiskami i punktami przerzutu papierosów. - W przeciwnym razie będzie to oznaczało, że oni wszystko wiedzieli, ale milczeli; walczyli, ale i się dogadywali; nie dogadali się, to zaczęli strzelać. Prawo określa to jako współudział w przestępstwie - stwierdził.
PS przeprowadził tymczasem w niedzielę demonstracje na rzecz poparcia dla jego okrążonych pod Mukaczewem członków i zorganizował posterunki na trasie z Kijowa do Czopu, by zatrzymać pojazdy milicji, która może skierować na miejsce dodatkowe siły. Rzecznik PS Artem Skoropadski oświadczył, że w razie potrzeby do Kijowa zostaną ściągnięte oddziały tej organizacji, które nie uczestniczą w walkach z prorosyjskimi separatystami na wschodniej Ukrainie.
- W strefie działań bojowych znajdują się dwa nasze bataliony, a po całej Ukrainie mamy 18 czy 19 batalionów zapasowych. Przechodzą dziś one szkolenia, przygotowują się do wyjazdu na front. Ale jeśli zajdzie potrzeba, możemy je wysłać tam, gdzie nam się podoba. Możemy wysłać bataliony pod administrację prezydenta i pod MSW - oświadczył Skoropadski.