PO walczy o większość w głosowaniu ws. referendum o sześciolatkach w szkole, lewica nie poprze rządu
Los referendum ws. obowiązku szkolnego dla sześciolatków nadal nie jest przesądzony, Platforma nadal walczy o zdobycie większości w tej sprawie. - Z naszych informacji wynika, że Platforma pracuje nad tym, żeby mieć przewagę. Część posłów PSL nie chce poprzeć w tej kwestii PO, jest też praca z kolegami, którzy odeszli z Ruchu Palikota - mówi w rozmowie z WP.PL Piotr Bauć z Twojego Ruchu, przewodniczący sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży. Wiceprzewodnicząca tej samej komisji Krystyna Łybacka z SLD twierdzi, że o wyniku głosowania zdecydują ustalenia między PO i PSL.
24.10.2013 | aktual.: 24.10.2013 17:12
- Jeżeli liczna grupa obywateli chce rozstrzygać jakąś sprawę w referendum, to należy je przeprowadzić. Obie opcje muszą wtedy przekonywać do swojej racji, a to prowokuje do dyskusji z użyciem bardziej merytorycznych argumentów. Dlatego jesteśmy za tym, aby takie działania popierać. Oczywiście można podejrzewać, kto za kimś stoi, ale spiskowa teoria dziejów, to nie jest nasza bajka - wyjaśnia Bauć.
Krystyna Łybacka, była minister edukacji w rządzie Leszka Millera również zagłosuje za referendum, chociaż od lat popiera pomysł posłania wszystkich sześciolatków do szkół. Zaznacza, że to ona wprowadziła obowiązkową zerówkę dla sześciolatków, co było wstępem do szerszej reformy. - Nigdy nie przypuszczałam, że projekt zostanie tak źle przygotowany. Dlatego pozostając zwolennikami obniżenia wieku edukacji szkolnej uważamy, że jedynym sposobem zmuszenia rządu do aktywnego włączenia się w dyskusje z merytorycznymi argumentami, do zagwarantowania środków i do rzetelnego sprawdzenia warunków w szkołach, jest kampania referendalna. Tak było w Warszawie, dobroczynne skutki referendum były widoczne - twierdzi była minister.
Posłowie Twojego Ruchu, którzy również poprą wniosek o referendum, mają odmienne zdanie na temat sześciolatków w szkołach. - Przed referendum będziemy na pewno przekonywali do pozostawieniu rodzicom prawa do decydowania, czy chcą posłać swoje dziecko wcześniej do szkoły. PiS dopisał do projektu kilka rzeczy na komisji i trochę wyszedł z tego bajzel, ale bez dyskusji państwa się nie uporządkuje - mówi przewodniczący sejmowej komisji.
Łybacka wyjaśnia, dlaczego fakty przywoływane przez przeciwników i ostatni krytyczny raport NIK nie pokrywają się z deklaracjami rządu o przygotowaniu szkół do przyjęcia młodszych dzieci. - Moim zdaniem rozbieżność wynika z tego, że jeżeli rząd mówi, że na jednego sześciolatka w przedszkolu daje 1,2 tys. zł, a na jednego sześciolatka w szkole prawie 5 tys. zł, to gmina stanie na głowie, żeby powiedzieć, że jest gotowa - wyjaśnia Łybacka. Przypomina też, że rząd wycofał 300 mln zł, które obiecał gminom na przygotowanie szkół dla sześciolatków. - Uważam, że największym i niewybaczalnym błędem rządu było wycofanie się z przeprowadzenia reformy w 2011 roku. Jeśli prześledzimy liczbę dzieci, które poszły do szkoły w wieku sześciu lat, to była ona największa w pierwszym roku, później spadała. To jest psychologicznie uzasadnione - jeśli rodzice, którzy mają wątpliwości i widzą, że osoby odpowiedzialne za realizację reformy, nie są pewne czy szkoły są właściwie przygotowane, to ich wątpliwości się zwiększają - mówi
Łybacka.
Posłanka SLD dodaje, że rząd zwrócił uwagę na dialog z obywatelami dopiero, gdy zebrano milion podpisów w sprawie referendum. Wcześniej głównymi postaciami w dyskusji byli Karolina i Tomasz Elbanowscy z Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, którzy zaangażowali się w zbiórkę podpisów ws. referendum. - Po czterech latach uruchomiono w resorcie infolinię, na którą mogą dzwonić rodzice i samorządy, zgłaszając problemy, trudności i zapytania. Tak powinno być od samego początku, ten dialog powinien trwać, z aktywną rolą ministerstwa - wyjaśnia.