PolskaPO starcie

PO starcie

No to Platforma Obywatelska ma wielki problem. Takiego kredytu zaufania nie miała w Polsce od dekady żadna partia, takiego poparcia w sondażach żadna partia nie miała od 18 lat, tylu ludzi wierzących, że sprawy kraju idą w dobrym kierunku też u nas bardzo dawno nie było, tylu wierzących, że będą zmiany i to na dodatek szybkie zmiany, również nie. Dlaczego miałby to być problem? Ano dlatego, że oczekiwania są tak ogromne, że problemem wyłącznie jest to, jak wielki będzie zawód, gdy ludzie zobaczą, że spełnione one być nie mogą, w każdym razie nie wszystkie i nie od razu. Maksimum oczekiwań dziś, maksimum frustracji jutro, chciałoby się powiedzieć. Ale może to spojrzenie fatalistyczne?

PO starcie

28.11.2007 | aktual.: 26.11.2010 14:26

Kapitał poparcia, jaki ma nowa władza jest gigantyczny, więc i jej pole manewru jest ponadprzeciętne. Pytanie tylko, co z tym kapitałem nowy premier i nowy rząd zrobią. Czy "usiądą na rękach", zaczną lawirować unikając wszelkich trudnych decyzji, z lubością będą się wczytywać w sondaże poparcia, czy też uznają, że tak wielki kapitał polityczny mają właśnie po to, by go zużywać na forsowanie w wielu przypadkach bardzo trudnych reform? W tym pierwszym wypadku będziemy mieli wysoki poziom zaufania do rządu, ale jednocześnie perspektywę stagnacji i zmarnotrawienie ogromnego kapitału, rzekłbym "psychospołecznego". W tym drugim wskaźniki poparcia być może spadną, ale będziemy mieli do czynienia z ekipą, która da Polsce i polskiej gospodarce potężny impuls modernizacyjny. Stawką jest władza. Ale stawką jest też Polska. To, że beneficjentem działań obecnej ekipy będzie Polska nie daje gwarancji, że ich beneficjentem będzie sama ekipa. Pytanie brzmi więc - czy lepiej być w kancelarii premiera, czy w podręcznikach
historii. Oczywiście nie można też wykluczyć, że gdyby rząd Donalda Tuska na serio przystąpił do reform, złamany zostałby cykl "niewdzięczności" obywateli i rząd wygrałby i zmiany, i wydłużony mandat do sprawowania władzy oraz, jako premię, miejsce w podręcznikach. Dylemat jest mniej więcej taki - Sarkozy czy Merkel.

Francuski prezydent ostro wziął się za reformy i nie przejmuje się tym, że na ulice wyszły setki tysięcy protestujących. Ale ponieważ Francuzi czują jego determinację sprzeciw nie jest aż tak potężny, władza ma więc szansę przełamać społeczny opór przed zmianami. Z drugiej strony pani Merkel stara się wszelkich reform unikać, by dojechać do następnych wyborów i je wygrać. Sarkozy chce nowej Francji i miejsca w podręcznikach, pani Merkel chce wyłącznie miejsca w urzędzie kanclerskim.

I dlatego dziś nie ma sensu pytać, jak to czynią niektóre gazety, czy Tusk ma więcej z Blaira czy z Gierka, bo to pytanie o formę nasycone zupełnie nieuzasadnioną złośliwością. Trzeba pytać o treść, a właśnie pytaniem o treść jest pytanie o podobieństwo do Sarkozy'ego i do Merkel. Prawdę mówiąc dziś na pytanie "do kogo Tuskowi bliżej" odpowiedzieć nie sposób. Gdybym miał zgadywać przewidywałbym, że polski premier wyląduje gdzieś w pół drogi między postawą francuskiego prezydenta, a zachowaniem niemieckiej pani kanclerz. Ale po cóż zgadywać, skoro można poczekać. Ciekawe tylko jak na te zasadnicze pytania odpowiada sam przed sobą Donald Tusk. Bo od tej odpowiedzi zależy czy będziemy mieli kadencję rozpoczętą od ulgi po klęsce PiS-u a skończoną w nastroju zawodu, czy też będziemy mieli nadzieję na początku, a w finale stwierdzenie większości wyborców - "ci rzeczywiście stanęli na wysokości zadania". Zegar już tyka. Naród czeka.

Tomasz Lis specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)