Po Rzymie lepiej chodzić na bosaka, niż jeździć taksówkami
W Rzymie lepiej chodzić na piechotę, niż jeździć taksówkami. Nawet spacer na bosaka jest przyjemniejszy niż użeranie się z taksiarzami. Jeżeli już z rzymskiej taksówki będziecie musieli skorzystać lepiej nie przyznawajcie się, że jesteście Polakami. Taksówkarze w Wiecznym Mieście mają z nami na pieńku, bo jeden z nich został pobity przez Polkę.
17.03.2012 | aktual.: 19.03.2012 10:16
Dwoje pijanych turystów - Hiszpan i Polka, napadli na rzymskiego taksówkarza. Kierowca "Parmy 29" zabrał dwoje młodych ludzi o piątej rano z Placu Weneckiego. Podczas jazdy kompletnie pijana Polka zaczęła porządnie rozrabiać w samochodzie i obrażać kierowcę. Ten nie wytrzymał, zatrzymał się przy Via Trionfale i kazał wysiąść swoim pasażerom. Wściekły hiszpański narzeczony Polki wziął się do bicia. Taksówkarz został tak mocno poturbowany, że stracił wzrok w jednym oku. Na szczęście interweniowała policja wezwana przez przechodniów, gdyż mogłoby się skończyć jeszcze gorzej. Smutna historia obiegła włoskie media i oczywiście wzbudziła solidarność wśród taksówkarzy. Teraz, wsiadając do rzymskiej taksówki lepiej nie przyznawać się do tego, że jest się rodakiem Jana Pawła II.
Najgorsze taksówki na świecie
Nigdy nie należy cieszyć się z cudzej krzywdy, jednak ten tragiczny epizod nie wzbudził współczucia wszystkich mieszkańców Rzymu. Nie tylko turyści, ale także sami Włosi, przeszli już niejedno z rzymskimi taksówkarzami, znanymi ze swojej nieuczciwości. Po serii oszustw, które należy raczej zakwalifikować, jako napady rabunkowe, Urząd Miasta Rzymu zdecydował o wprowadzeniu stałych opłat, obowiązujących od 2006 r., za przejazdy z rzymskich lotnisk: 40 euro z Fiumicino oraz 30 euro z Ciampino (tak samo z Rzymu na lotniska). Kroplą, która przelała kielich goryczy była historia japońskich turystów, od których pewien rzymski taksówkarz zażądał 700 euro - zgodnie z tym, co pokazywał taksometr. Kiedy Japończycy odmówili zapłaty - kierowca zatrzymał ich bagaże. Oczywiście turyści zapisali sobie numer taksówki i rejestrację, po czym udali się do konsulatu oraz na komisariat.
Mimo, iż taryfy na lotniska są urzędowo ustalone, to rzymscy taksówkarze wykorzystują każdą, możliwą okazję, by oskubać klientów. Podczas wybuchu islandzkiego wulkanu, gdy pył wulkaniczny sparaliżował loty w całej Europie w 2010 r., od pasażerów uwięzionych na lotnisku Fiumicino, "taksiarze" żądali po 400 euro za kurs do centrum miasta!
Szantażują rząd Montiego
We Włoszech, a zwłaszcza w Rzymie, częściej zdarza się, że to nie turyści, lecz właśnie taksówkarze urządzają burdy i bijatyki. Podczas styczniowych protestów, przeciwko liberalizacji przepisów regulujących wydawanie licencji, proponowanej przez rząd Mario Montiego, taksówkarze na kilka dni sparaliżowali stolicę Włoch, strajkując i blokując ruch miejski. Pod siedzibą rządu doszło do zamieszek, którym towarzyszyły wybuchy petard. Musiały interweniować oddziały specjalne policji, aby przywrócić porządek i usunąć protestujących spod Pałacu Chigi. Taksówkarze w kominiarkach na głowach rzucali się z pięściami na policjantów. Pobili też kolegów, którzy nie chcieli protestować i próbowali pracować.
We Włoszech nie każdy może być taksówkarzem, bo to bardzo klanowy zawód. Liczba pozwoleń na taksówki jest mocno ograniczona i jest dziedziczona - przechodzi z ojca na syna. Kiedy dynastia się kończy - licencję na taksówkę można sprzedać. Jej cena waha się w granicach 400-500 tys. euro! To oczywiście wystarczający powód, aby włoskie taksówki prowadzili tylko Włosi. W tym zawodzie imigranci nie pracują, bo ich nie stać na wejście do klanu. Nowy rząd chciał znieść sprzedaż licencji i podwoić ich ilość, aby obniżyć w ten sposób ceny usług. Premier Monti musiał jednak ulec szantażowi taksiarzy, którzy w styczniu dewastowali Rzym. Tak więc, żeby przejechać się taksówką po Rzymie, czasami trzeba wziąć kredyt, a mimo to rzymscy taksówkarze zawsze narzekają, że zarabiają zbyt mało i dlatego muszą oszukiwać, żeby sobie dorobić.
Podkręcone taksometry
Władze jednak nie odpuszczają. Rzymska prokuratura wszczęła dochodzenie w sprawie skandalicznego, zbiorowego oszustwa. Dzięki filmowi, nakręconemu telefonem komórkowym w taksówce, okazało się, że większość rzymskich taksówkarzy podkręca taksometry, korzystając przy tym z usług mechaników pracujących w zakładach świadczących usługi dla Urzędu Miasta Rzymu. Wystarczy zapłacić 500 euro, aby specjalista przekręcił zaplombowany licznik, tak aby ten - zamiast wybijać 0,98 centów, co kilometr, wybijał 1 euro co trzysta metrów!
Inni taksówkarze natomiast, jak tylko widzą, że do samochodu wsiada obcokrajowiec, włączają taksometr na strefę podmiejską, aby wybijał 1,5 euro za kilometr. Na tym jeszcze nie koniec - nie ma ustalonej ceny za tzw. "trzaśnięcie drzwiami". Jeżeli dzwoni się po taksówkę, trzeba się liczyć z tym, że może ona przyjechać z drugiego końca Rzymu już z 20 euro na liczniku. Do tego później dolicza się klientowi cenę za odbyty z nim kurs. Jeżeli, więc już nie ma innego wyjścia i koniecznie trzeba wziąć taksówkę w Rzymie lepiej poszukać postoju lub zatrzymywać na ulicy.
Unikam rzymskich taksówek jak ognia
Ja osobiście po Wiecznym Mieście jeżdżę na rowerze, choć często mam "pod górkę". Taksówek unikam jak ognia albo jak diabeł święconej wody... Nie zawsze, jednak się da.
Kiedyś musiałam udać się na bardzo prestiżowy raut w stroju wieczorowym do Villa Borghese. Wsiadłam, więc w taksówkę, a taksówkarz włączył nawigację satelitarną - co mnie już trochę zaniepokoiło, ale pomyślałam, że chce być nowoczesny. Oczywiście, utknęliśmy w korku na Lungotevere - ulicy wiodącej wzdłuż Tybru, ale to normalne w godzinach szczytu. Jednak, kiedy nawigacja pokierowała taksówkarza w przeciwną stronę niż powinien jechać, co oznaczało, że trzeba zawrócić na najbliższym moście i jeszcze raz pojechać tą samą drogą, nie wytrzymałam i zapytałam: "Co, nie zna pan Rzymu?" - Nie! Jestem z Caserty. Przyjechałem do Rzymu wczoraj i kolega poprosił mnie, żebym go dziś zastąpił w pracy, bo musiał jechać do narzeczonej. Co pani chce, po raz pierwszy jeżdżę po tym mieście - trochę duże - mówił do mnie taksówkarz z rozbrajającą normalnością.
Kiedy facet, dzięki nawigacji, po raz kolejny skręcił w niewłaściwą ulicę, a licznik dochodził już do 40 euro, kazałam mu się zatrzymać, wysiadłam z taksówki, trzasnęłam drzwiami i powiedziałam, żeby mnie nawet nie prosił o pieniądze, bo go chyba pobiję. Na szczęście było lato - zdjęłam, więc buty na wysokim obcasie i pobiegłam na skróty przez park, bo już byłam spóźniona. Wierzcie mi - w Rzymie lepiej chodzić bosaka niż jeździć taksówkami.
Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Agnieszka Zakrzewicz