Po pierwszej turze, czyli nadal wiemy niewiele [OPINIA]
Jeśli wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich uznalibyśmy za sondaż nad poparciem dla rządu, to efekt dla rządzących jest kiepski. Nie oznacza to jednak jeszcze, że Karol Nawrocki ma autostradę do Pałacu Prezydenckiego - pisze dla WP Patryk Słowik.
Znamy sondażowe wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich. Wynika z nich, że Rafał Trzaskowski wygrał, ale drugi Karol Nawrocki - dzięki wynikom osób z dalszych miejsc - ma więcej powodów do satysfakcji.
Na dziś pewne jest jedno: że przed drugą turą wciąż wiadomo niewiele.
Trzaskowski i Nawrocki, różnica znacznie mniejsza niż w sondażach
Z badania exit poll przeprowadzonego przez IPSOS wynika, że Rafał Trzaskowski zdobył 30,8 proc. głosów, zaś Karol Nawrocki 29,1 proc. Ostateczne wyniki są zbliżone i potwierdziły nieznaczne zwycięstwo Trzaskowskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kwaśniewski ocenił pierwsze sondażowe wyniki wyborów. "Przykra niespodzianka"
Oznacza to, że różnica pomiędzy dwoma rywalami do miejsca w Pałacu Prezydenckim jest mniejsza niż w niemal każdym sondażu publikowanym w ostatnich miesiącach. Nawrockiego - wbrew temu co wieszczyli niektórzy eksperci i publicyści - wcale nie zatopiły kolejne publikacje na jego temat: ani o gdańskiej kawalerce, rzekomej opiece nad Jerzym Ż., ani nawet o "statku miłości".
Okazało się też - ach, co za zaskoczenie - że narracja szalejącego w internecie Romana Giertycha oraz jego licznych pomagierów, sprowadzająca się do tego, że jeden kandydat jest super, wszyscy inni zaś do bani, nie trafiła do Polaków.
Karol Nawrocki dowiózł rezultat mniej więcej na poziomie sondażowych wyników Prawa i Sprawiedliwości, a tym samym zrobił tyle, ile można było realnie od niego oczekiwać w pierwszej turze.
Z drugiej strony, publicyści mają skłonność do przesady. Niektórzy jeszcze kilka dni temu byli pewni, że Trzaskowski rozsiądzie się w pałacu, a dziś są gotowi już dawać klucze do pałacu Nawrockiemu. Na to zdecydowanie za wcześnie.
Trzaskowski - przynajmniej według badań sondażowych exit poll, co oznacza, że może to się jeszcze zmienić - wygrał pierwszą turę. Nie ma sensu temu umniejszać.
Najważniejsze pytanie: czy zagłosują na Nawrockiego?
Sławomir Mentzen zdobył ok. 15 proc. głosów (według IPSOS - 15,4 proc.). Czyli więcej niż można by oczekiwać jeszcze kilka dni temu.
Grzegorz Braun ma duże szanse być czwarty w prezydenckim wyścigu (według IPSOS - 6,2 proc.). To bodaj największe zaskoczenie, a można by nawet rzec - sensacja.
Mentzen z Braunem mają wspólnie ponad 20 proc. Ich wyborcom naturalnie powinno być do Nawrockiego niż Trzaskowskiego. Raz, że przeciętny wyborca Mentzena i Brauna powinien być antyrządowy, a nie za obecną ekipą rządzącą. Dwa - w ostatnich miesiącach politycy i zwolennicy Koalicji Obywatelskiej wprost wiązali środowisko Konfederacji z Rosją, Władimirem Putinem, zwalczali ekipę Mentzena, jak tylko mogli. Ciężko sobie więc wyobrazić, by wyborcy Mentzena bądź Brauna głosowali masowo na Rafała Trzaskowskiego.
Ale czy pójdą i zagłosują na Karola Nawrockiego? To w tym momencie najważniejsze pytanie, bo od mobilizacji właśnie elektoratu trzeciego oraz najprawdopodobniej czwartego kandydata zależy to, kto wygra wybory.
Odpowiedź jest nieoczywista i tutaj może (ale nie musi) pomóc to, że w drugiej turze będzie Karol Nawrocki, do którego zwolennicy Konfederacji nie mają wiele pretensji, a nie np. Mateusz Morawiecki.
Żółta kartka dla Hołowni
Jeśli Szymon Hołownia ostatecznie zdobędzie poniżej 5 proc. głosów, będzie to dramatycznie zły wynik. Marszałek Sejmu, kandydat dwóch partii współtworzących koalicję rządzącą, nie ma prawa mieć tak złego rezultatu.
Jeśli Hołownia twierdzi teraz, że wyborcy pokazali koalicji rządowej żółtą kartkę, ma oczywiście rację. Ale warto zdawać sobie sprawę z tego, że wyborcy tę żółtą kartkę pokazali przede wszystkim Szymonowi Hołowni. Najzwyczajniej w świecie, ludzie chcieli dostać Trzecią Drogę, a dostali przystawkę Koalicji Obywatelskiej.
Hołownia starał się odcinać od działań koalicji rządowej, choćby w kwestii okupowania stanowisk w spółkach Skarbu Państwa i najróżniejszych urzędach przez osoby zblatowane z rządzącymi, ale to przecież on i posłowie jego ugrupowania na to pozwalają.
Hołownia narzeka na media publiczne. Ale to on żyruje te media publiczne, bo przy twardym "nie" Polski 2050 rozstawiająca wszystkich po kątach Koalicja Obywatelska nie mogłaby mieć takiego podejścia do TVP.
Magdalena Biejat zapewne będzie miała poniżej 5 proc. głosów. Prawda jest taka, że robiła, co mogła. Prowadziła całkiem udaną kampanię, starała się wyróżnić na tle Rafała Trzaskowskiego. Ciężko mieć do niej pretensje. Ale też trudno nie widzieć, że Lewica jest w rządzie zjadana przez Koalicję Obywatelską. I albo partia kierowana przez Włodzimierza Czarzastego coś z tym szybko zrobi, albo fotel marszałka, który Czarzasty ma przejąć po Szymonie Hołowni, będzie ostatnim stanowiskiem w Sejmie kogokolwiek z Lewicy.
Dobra baza Zandberga
Tak jak wynik na poziomie ok. 5 proc. dla Szymona Hołowni byłby tragedią, tak dla Adriana Zandberga byłby rezultatem bardzo przyzwoitym. Oznacza bowiem, że Zandberg i jego przyjaciele z Partii Razem mają na czym budować lewicowe ugrupowanie niechętne obecnie rządzącym. W efekcie elektorat Zandberga może stanowić dobrą bazę do zbudowania partii będącej w stanie samodzielnie wejść do Sejmu w kolejnych wyborach parlamentarnych.
To tylko sondaż
Podkreślmy raz jeszcze: na razie znamy jedynie wyniki sondażowe z tzw. exit poll. Najczęściej są one dość zbliżone do ostatecznych rezultatów, ale zdarzają się niespodzianki. Nie można więc wykluczać, że np. Karol Nawrocki jutro rano będzie przed Rafałem Trzaskowskim. Ale nie można też wykluczać scenariusza, w którym to jednak Szymon Hołownia będzie przed Grzegorzem Braunem.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski