PolskaPO: jest dowód, że za naszych rządów nie było nielegalnych podsłuchów dziennikarzy

PO: jest dowód, że za naszych rządów nie było nielegalnych podsłuchów dziennikarzy

• Posłowie PO: oto kopia dokumentu, która dowodzi, że nie było nielegalnych podsłuchów wobec dziennikarzy za rządów PO-PSL

• To pismo, które wysłał b.komendant główny policji Zbigniew Maj do RPO

• "Minister Błaszczak kłamie, sugerując, że tego dokumentu nie ma"

• Wiceszef MSWiA: badanie sprawy nie zostało dokończone

• Zieliński: poseł, który dzisiaj to pismo przekazał pani premier, złamał prawo

16.03.2016 | aktual.: 16.03.2016 19:41

Posłowie PO zaprezentowali kopię dokumentu, który - jak mówili - stanowi dowód, że w czasach rządów PO-PSL nie stosowano nielegalnych podsłuchów wobec dziennikarzy. Zażądali też wyjaśnień od polityków PiS dlaczego w tej sprawie wprowadzali w błąd opinię publiczną.

Badanie w sprawie nielegalnych podsłuchów dziennikarzy nie zakończyło się, posłowie PO nie mają pełnej wiedzy na ten temat - tak do zarzutów Platformy odniósł się w środę wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński (PiS). Jego zdaniem, ujawnienie dokumentu mogło być złamaniem prawa.

Tuż przed głosowaniem nad wnioskiem PO ws wotum nieufności dla szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka, dwaj posłowie Platformy: Marek Wójcik i Krzysztof Brejza zorganizowali w Sejmie konferencję prasową, na której zaprezentowali dziennikarzom kopię pisma, które do Stanisława Trociuka, zastępcy Rzecznika Praw Obywatelskich, 12 stycznia wystosował ówczesny komendant główny policji Zbigniew Maj. Wcześniej ten sam dokument Brejza przekazał premier Beacie Szydło podczas debaty nad wnioskiem o odwołanie Błaszczaka.

Zdaniem Wójcika, z pisma tego "jasno wynika, że insp. Maj już 12 stycznia wiedział o tym, że nie było żadnych nielegalnych podsłuchów zakładanych przez funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych". - Już 12 stycznia było wiadomo, że nie można mówić, że nie było żadnej inwigilacji dziennikarzy, żadnych 80 nielegalnie założonych podsłuchów - powiedział poseł Platformy.

Pod koniec 2015 r. insp. Maj powołał grupę, która miała sprawdzić, czy funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych Policji podsłuchiwali dziennikarzy w związku z tzw. aferą podsłuchową. W styczniu informowano m.in., że kontrolerzy natrafili na materiały, które świadczą, że w zainteresowaniu śledczych pojawiali się dziennikarze i ich rodziny. Sam Maj mówił wówczas, że wobec dziennikarzy i ich rodzin "były stosowane formy pracy policji".

Brejza zarzucił premier Beacie Szydło, że pomimo pisma, które Maj skierował do zastępcy Rzecznika Praw Obywatelskich, 19 stycznia "w Parlamencie Europejskim kolportowała informacje o tym, że w Polsce za rządów Platformy Obywatelskiej władza podsłuchiwała nielegalnie 80 dziennikarzy".

- Mimo tego dokumentu 24 lutego, 36 dni po jego sporządzeniu, minister Błaszczak na komisji spraw wewnętrznych i administracji na pytanie posłów PO o wyniki tej kontroli kłamie i mówi, że ta kontrola cały czas ma miejsce, sugeruje, że tego dokumentu nie ma. Ten dokument znajduje się m.in. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich - powiedział poseł PO.

Brejza i Wójcik mówili też, że politycy PiS powinni wyjaśnić dlaczego w sprawie podsłuchów dziennikarzy wprowadzali w błąd opinię publiczną. - Dziś wyjaśnienia wymaga dlaczego politycy PiS, w tym ministrowie polskiego rządu jeszcze przez miesiąc opowiadali nieprawdę, jeszcze przez miesiąc powoływali się na informacje, które już w styczniu można było zweryfikować. Dziś pani premier powinna zmierzyć się z tą informacją, pani premier powinna opinii publicznej wyjaśnić, dlaczego jeszcze przez miesiąc pozwalała, żeby ministrowie wprowadzali w błąd opinię publiczną - powiedział Wójcik.

O ujawniony dokument dziennikarze zapytali w Sejmie wiceministra w MSWiA Jarosława Zielińskiego. - Poseł, który dzisiaj to pismo przekazał pani premier, złamał prawo, ponieważ to pismo jest oklauzulowane. Naruszył on i ten, kto mu to pismo dał ustawę o ochronie informacji niejawnych - powiedział Zieliński. Według niego, pismo "nie mogło być uzyskane w tym trybie, w którym uzyskał je poseł". - Organ, który mu je udostępnił, też powinien być prawnie pociągnięty do odpowiedzialności, jakiej - to kwestia analizy - zaznaczył wiceszef MSWiA.

- Zastanowimy się, co z tym zrobić, bo w Polsce przepisów każdy musi przestrzegać, posłowie PO również. A im się wydaje, że ich to nie obowiązuje - dodał Zieliński.

Odnosząc się do wypowiedzi wiceszefa MSWiA Brejza zapewnił, że dokument ma charakter jawny. - Uzyskałem go w trybie ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, natomiast informacje przekazywane przez pana ministra Zielińskiego są niepoważne i świadczą o małej, w zasadzie o zerowej wiedzy, jeśli chodzi o ustawę o ochronie informacji niejawnych - ocenił poseł PO. - Być może pan minister, zarzucając mi popełnienie przestępstwa, chce szukać podstawy do wszczęcia czynności operacyjno-rozpoznawczych, żeby inwigilować moją osobę - dodał.

Polityk ostrzegał też posłów PO "przed wnioskami zbyt pochopnymi". - Oni ogłaszają triumfalnie, że nie było żadnych działań inwigilujących dziennikarzy, a ja na ich miejscu bym tego nie ogłaszał, bo po pierwsze nie mają pełnej wiedzy o tej sprawie, po drugie - jej badanie nie zostało dokończone - powiedział wiceszef MSWiA.

Podkreślił, że sprawa stanowi "część większej całości", która zostanie przedstawiona, m.in. gdy Biuro Spraw Wewnętrznych "doprowadzi swoje działania audytowe do końca". Według niego, gdyby nie zdarzenia jak np. wniosek o odwołanie szefa MSWiA, działania te toczyłyby się szybciej. - Nie dałbym nie tylko głowy, ale i małego palca za takie twierdzenie, że nie było działań inwigilujących dziennikarzy niezgodnych z prawem - powiedział Zieliński.

Sprawa audytu w BSW była w lutym omawiana na posiedzeniu sejmowej komisji spraw wewnętrznych i administracji. Koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński powiedział tam, że "istnieje lista 48 dziennikarzy, którzy w czasach rządów PO i PSL byli inwigilowani przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego". Z kolei 11 marca przekazał posłom sejmowej komisji ds. służb specjalnych listę 52 dziennikarzy, którzy byli w zainteresowaniu operacyjnym ABW i CBA za rządów Platformy. Nie zdradził żadnych nazwisk.

Na początku lutego KGP przekazała raport z audytu ws. działań funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych w związku z "aferą taśmową" stołecznej prokuraturze okręgowej, która od roku prowadzi postępowanie sprawdzające w tej sprawie. Śledztwo wszczęto po publikacji "Gazety Wyborczej", która w lutym 2015 r. pisała, że tajna grupa utworzona latem 2014 r. badała, czy za "aferą podsłuchową" stoją byli szefowie ABW, SKW i BOR oraz urzędujący szef CBA.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (100)