Po ile ta melodia
Nawet kilkaset złotych miesięcznie powinien -
zgodnie z prawem autorskim - zapłacić fryzjer, który w salonie
odtwarza muzykę, lub taksówkarz słuchający radia w czasie kursu z
klientem - informuje "Metropol".
07.02.2005 | aktual.: 07.02.2005 06:39
Związek Artystów i Kompozytorów Scenicznych (ZAiKS) - największa w Polsce organizacja zbiorowego zarządzania prawami autorskimi - właśnie negocjuje umowy licencyjne ze szczecińskim cechem fryzjerów, aby każdy zakład uiszczał rozsądną opłatę za to, że z radia lub telewizora odtwarza muzykę. Twórcy, wykonawcy i producentowi - zgodnie z ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych - należą się bowiem pieniądze za każde publiczne odtworzenie i wykonanie utworu, który stworzył, wykonał lub wydał. Teoretycznie nawet uliczny grajek, któremu wrzucamy do kapelusza kilka złotych, powinien zapłacić za prawa do wykonywanej piosenki - donosi "Metropol".
Chodzi o płacenie autorom za coś, co im się należy - tłumaczy Damian Popielarz, kierownik terenowego inkasa ZAiKS-u. Ktoś, wykorzystując dzieło autora, zarabia na tym. Jeżeli ktoś zainwestował w sprzęt do odtwarzania i przyczynia się to do zarabiania pieniędzy, producent nagrań chce mieć w tym swój udział - idzie tym samym tropem Bogusław Pluta ze Związku Producentów Audio-Video (ZPAV).
Przedstawiciele ZAiKS-u twierdzą, że dostosowują swe działania do sytuacji na rynku. Temu mają służyć wspomniane negocjacje. Nie możemy podcinać gałęzi, na której siedzą artyści. Lepiej, kiedy właściciel sklepu albo salonu fryzjerskiego sam zadeklaruje, ile może zapłacić - mówi Damian Popielarz z ZAiKS-u. Zależy nam na symbiozie - dodaje.
W myśl prawa zadeklarowane kwoty nie mogą być mniejsze niż w tabelach Ministerstwa Kultury. Do czasu zmiany ustawy jedyną metodą na zmniejszenie opłat dla drobnych przedsiębiorstw będzie więc deklaracja ze strony członków poszczególnych stowarzyszeń - czyli artystów, autorów i producentów - że godzą się na stawki inne niż ustawowe donosi "Metropol". (PAP)